PiS jest w kleszczach. Miażdżą go własne słabości oraz siła społeczeństwa
28.03.2016 12:50
Byłoby dobrze porzucić w święta politykę, jednak polityka nie porzuca nas. Bo zbliżamy się do niebezpiecznego momentu, gdy PiS będzie decydował, co robić z protestującym społeczeństwem.
Władza antagonizuje coraz więcej osób i zaczyna tracić poparcie, co pokazują niedawne sondaże TNS dla "Gazety Wyborczej" i Millward Brown dla TVN. Nic dziwnego, niemal wszystko, co robi PiS, wywołuje konflikty.
Rząd rozwściecza przedsiębiorców, rolników, rodziców, w których uderzy wycofanie 6-latków ze szkół i brak miejsc w przedszkolach dla 3-latków, kobiety obawiające się zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej i ograniczenia dostępu do pigułki "dzień po". Ostatnio minister Szyszko stojący na czele resortu dewastacji środowiska wywołał liczne sprzeciwy, gdy zarządził potężną wycinkę Puszczy Białowieskiej. Najpewniej zaraz obudzą się internauci zagrożeni niekontrolowaną inwigilacją sieci przez służby specjalne. Wszystkich tych konfliktów nie zrekompensuje program "500+".
Długo można by wyliczać, komu już naraził się PiS, rządząc zaledwie od czterech miesięcy. Klęskom w polityce wewnętrznej towarzyszy katastrofa w stosunkach zagranicznych. Jej symbolem jest to, że prezydent Obama nie chce spotkać się z prezydentem Dudą. A gdy do coraz chłodniejszych relacji z USA dodać pogarszające się stosunki z UE i reperkusje raportu Komisji Weneckiej, wychodzi na to, że polityka zagraniczna PiS zbankrutowała, zanim zaczęła się rozkręcać.
Władza, która, jak PiS, traci grunt pod nogami, ma trzy wyjścia. Może zmienić politykę na mniej konfliktującą albo gnić pośród potęgującego się chaosu i spadającego poparcia, albo podjąć próbę umocnienia swej pozycji za pomocą represji.
Na zmianę polityki nie ma co liczyć, dopóki Polską rządzi prezes Kaczyński. PiS ma więc do wyboru: pogodzić się z narastającymi protestami i postępującym paraliżem władzy bądź pójść na konfrontację z niezadowoloną częścią społeczeństwa.
Myślę, że takiej decyzji rządzący jeszcze nie podjęli. Ale próbom pacyfikacji niezadowolonych Polaków sprzyja szykowana ustawa antyterrorystyczna. PiS może ulec pokusie, by skorzystać z tej ustawy, wprowadzić stan zagrożenia państwa czy spokoju społecznego i zakazać zgromadzeń i manifestacji. A także cenzurować internet oraz nękać aktywistów rewizjami i aresztowaniami.
Ślad takiej możliwości dostrzegam w apelu Kaczyńskiego do opozycji, by do wizyty papieża zawiesić wszelkie spory. Co oznacza: będziemy robić to, co dotąd, a wy bądźcie cicho. A jeśli nie ucichniemy? Wtedy pod ręką będzie ustawa antyterrorystyczna.
Takie jest rychłe zagrożenie, jeśli słabnąca władza spróbuje za wszelką cenę uzyskać kontrolę nad społeczeństwem. Ten wariant musimy brać pod uwagę, choć, powtórzę, nie sądzę, by decyzje już zapadły. W dodatku, pacyfikowanie opozycji podczas szczytu NATO i wizyty papieża jest mało prawdopodobne - wywołałoby zbyt wielki i kosztowny skandal. Przywódcy państw NATO i papież musieliby ostro reagować. W grę wchodzi więc przedłużanie bądź modyfikowanie nadzwyczajnych regulacji po tych lipcowych wydarzeniach. Wakacje temu sprzyjają.
Ale gdyby PiS odważył się na taką wojnę ze społeczeństwem, przyspieszyłby jedynie swój upadek. Rozwścieczyłby kolejne miliony Polaków, skłaniając ich do oporu. I niekoniecznie znalazłby chętnych, także w formacjach siłowych, do obrony reżimu.
PiS jest więc w kleszczach. Miażdżą go własne słabości oraz siła społeczeństwa. Z tej sytuacji już się nie wyrwie.
Rząd rozwściecza przedsiębiorców, rolników, rodziców, w których uderzy wycofanie 6-latków ze szkół i brak miejsc w przedszkolach dla 3-latków, kobiety obawiające się zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej i ograniczenia dostępu do pigułki "dzień po". Ostatnio minister Szyszko stojący na czele resortu dewastacji środowiska wywołał liczne sprzeciwy, gdy zarządził potężną wycinkę Puszczy Białowieskiej. Najpewniej zaraz obudzą się internauci zagrożeni niekontrolowaną inwigilacją sieci przez służby specjalne. Wszystkich tych konfliktów nie zrekompensuje program "500+".
Długo można by wyliczać, komu już naraził się PiS, rządząc zaledwie od czterech miesięcy. Klęskom w polityce wewnętrznej towarzyszy katastrofa w stosunkach zagranicznych. Jej symbolem jest to, że prezydent Obama nie chce spotkać się z prezydentem Dudą. A gdy do coraz chłodniejszych relacji z USA dodać pogarszające się stosunki z UE i reperkusje raportu Komisji Weneckiej, wychodzi na to, że polityka zagraniczna PiS zbankrutowała, zanim zaczęła się rozkręcać.
Władza, która, jak PiS, traci grunt pod nogami, ma trzy wyjścia. Może zmienić politykę na mniej konfliktującą albo gnić pośród potęgującego się chaosu i spadającego poparcia, albo podjąć próbę umocnienia swej pozycji za pomocą represji.
Na zmianę polityki nie ma co liczyć, dopóki Polską rządzi prezes Kaczyński. PiS ma więc do wyboru: pogodzić się z narastającymi protestami i postępującym paraliżem władzy bądź pójść na konfrontację z niezadowoloną częścią społeczeństwa.
Myślę, że takiej decyzji rządzący jeszcze nie podjęli. Ale próbom pacyfikacji niezadowolonych Polaków sprzyja szykowana ustawa antyterrorystyczna. PiS może ulec pokusie, by skorzystać z tej ustawy, wprowadzić stan zagrożenia państwa czy spokoju społecznego i zakazać zgromadzeń i manifestacji. A także cenzurować internet oraz nękać aktywistów rewizjami i aresztowaniami.
Ślad takiej możliwości dostrzegam w apelu Kaczyńskiego do opozycji, by do wizyty papieża zawiesić wszelkie spory. Co oznacza: będziemy robić to, co dotąd, a wy bądźcie cicho. A jeśli nie ucichniemy? Wtedy pod ręką będzie ustawa antyterrorystyczna.
Takie jest rychłe zagrożenie, jeśli słabnąca władza spróbuje za wszelką cenę uzyskać kontrolę nad społeczeństwem. Ten wariant musimy brać pod uwagę, choć, powtórzę, nie sądzę, by decyzje już zapadły. W dodatku, pacyfikowanie opozycji podczas szczytu NATO i wizyty papieża jest mało prawdopodobne - wywołałoby zbyt wielki i kosztowny skandal. Przywódcy państw NATO i papież musieliby ostro reagować. W grę wchodzi więc przedłużanie bądź modyfikowanie nadzwyczajnych regulacji po tych lipcowych wydarzeniach. Wakacje temu sprzyjają.
Ale gdyby PiS odważył się na taką wojnę ze społeczeństwem, przyspieszyłby jedynie swój upadek. Rozwścieczyłby kolejne miliony Polaków, skłaniając ich do oporu. I niekoniecznie znalazłby chętnych, także w formacjach siłowych, do obrony reżimu.
PiS jest więc w kleszczach. Miażdżą go własne słabości oraz siła społeczeństwa. Z tej sytuacji już się nie wyrwie.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,19830430,pis-jest-w-kleszczach-miazdza-go-wlasne-slabosci-oraz-sila.html#ixzz44DPo2G32
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz