2016/09/01

Smoleńskie zeznania świadka z Moskwy

Dodano: 01.09.2016 [23:02]
Smoleńskie zeznania świadka z Moskwy - niezalezna.pl
foto: Dmitry Karpezo/Luxo; creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en
W procesie wytoczonym Tomaszowi Arabskiemu i kilku innym urzędnikom przez część rodzin smoleńskich zeznawał Maciej Jakubik. Zeznania tego byłego pracownika kancelarii Lecha Kaczyńskiego „Gazeta Wyborcza” wykorzystała do ataków na środowisko nieżyjącego prezydenta. O tym, co po katastrofie smoleńskiej robił Jakubik, „GW” nie wspomniała ani słowem.

„Pracownik kancelarii Lecha Kaczyńskiego informował przełożonych, że może być problem z lądowaniem 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Kancelaria wiedziała, że to lotnisko jest nieczynne” – tak „ważne słowa” Jakubika złożone przed sądem opisała „Gazeta Wyborcza”.

Dziennikarz „GW” próbował przy tym wmówić czytelnikom, że Maciej Jakubik to „zwykły urzędnik” kancelarii Lecha Kaczyńskiego. W tekście można było przeczytać np.:
 
„O kulisach przygotowania wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu opowiadał zwykły urzędnik z jego kancelarii Maciej J. Szkoda, że jego zeznań nie słuchali dziennikarze wspierający PiS, którzy tłumnie przyszli dwa tygodnie temu, by zobaczyć »strach w oczach Tomasza Arabskiego«. Bo zeznania świadka – zwykłego urzędnika – po raz pierwszy z dużą ilością szczegółów pokazują, jak pracowała wtedy kancelaria prezydenta Kaczyńskiego, jakie podejmowała decyzje i co wiedziała o fatalnym stanie nieczynnego lotniska w Smoleńsku”.

Z zeznań Jakubika wynika, że główną odpowiedzialność za wysłanie Tu-154 na lotnisko w Smoleńsku ponosi Kancelaria Prezydenta. „Gazeta Wyborcza” napisała wprost, relacjonując jego zeznania:
 
„Urzędnik wyjawił jeszcze, że za przygotowanie wizyty prezydenta odpowiadali Katarzyna Doraczyńska (zginęła w Smoleńsku) oraz Jacek Sasin, dziś poseł PiS”.
Kim jest „zwykły urzędnik”, którego zeznania wpisały się w wygodną dla „GW” wersję zdarzeń w Smoleńsku? Maciej Jakubik w 2010 r. pracował w Biurze Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezydenta. W dniu katastrofy smoleńskiej był jednym z dwóch podwładnych Lecha Kaczyńskiego znajdujących się na płycie lotniska Siewiernyj – obok Marcina Wierzchowskiego.

W 2012 r. właśnie od Wierzchowskiego „Gazeta Polska” pozyskała wykonane aparatem Jakubika zdjęcia aut oczekujących 10 kwietnia 2010 r. na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Fotografie były bardzo istotne, bo pokazywały, że Rosjanie przy lotnisku nie uformowali nawet wymaganej dyplomatycznym protokołem kolumny aut – tak jakby wcale nie planowali przyjmować delegacji. Kiedy „Gazeta Polska” zapytała, czy może opublikować te fotografie, Marcin Wierzchowski odpowiedział, że redakcja musi zapytać o zgodę właśnie Macieja Jakubika. A ten – jak dodał Wierzchowski – „jest teraz gdzieś na placówce dyplomatycznej”.

Dzięki Marcinowi Wierzchowskiemu „Gazeta Polska” uzyskała numery telefonu do Macieja Jakubika. Jeden był – jak się okazało – moskiewski. „Gazeta Polska” dzwoniła do Jakubika na dwa podane przez Wierzchowskiego numery, ale ten nie odbierał. Jak wówczas ustaliła „Gazeta Polska”, Maciej Jakubik po katastrofie smoleńskiej został... I sekretarzem Ambasady Polski w Moskwie. To ogromny awans dla młodego urzędnika (zaraz po trzydziestce), zważywszy, że chodzi o ambasadę w Moskwie, i biorąc pod uwagę fakt, że pracował w Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego. W tamtym czasie ludzie związani z nieżyjącym prezydentem byli wyrzucani z pracy.Dziwi też kierunek, w jakim kierowany przez Radosława Sikorskiego MSZ wysłał Jakubika: Moskwa.

Maciej Jakubik nie odebrał wtedy telefonów „Gazety Polskiej”, ale napisał SMS-a, że prosi o kontakt tą drogą. Gdy więc SMS-em „Gazeta Polska” zapytała go, czy zgadza się na publikację w „GP” zdjęć samochodów na Siewiernym, odpisał, że jest na urlopie. „Gazeta Polska” argumentowała, że chodzi o jego akceptację dla publikacji zdjęć, które już posiada od Marcina Wierzchowskiego, na co dziennikarze usłyszeli: „To zależy od publikacji”. Ta odpowiedź ich zdziwiła, próbowali jednak dalej. Wyjaśnili, że zdjęcia byłyby dowodem, że dla delegacji podstawiono tylko te auta, które były widoczne na fotografiach (zgodnie z tłumaczeniami świadków). Zapytali: „Czy to wyjaśnienie wystarczy, by odpowiedział Pan na naszą prośbę?”. Odpowiedź „Gazeta Polska” dostała po dwóch tygodniach: „Po zastanowieniu się nie wyrażam zgody na publikację zdjęć”.

Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz