#CzarnyProtest nie kończy się dziś! Zakościelny, Anja Rubik, Nergal, Hanna Lis dołączają do akcji
23.09.2016 15:00
Chociaż demonstracja pod hasłem #czarnyprotest odbyła się pod Sejmem wczoraj, dziś akcja w internecie nadal nabiera siły i tempa. Nie przestawać!
Można dziś przeczytać sporo gorzkich słów pod adresem społecznościowych lansiarzy, którzy pokazali się w czerni pod nośnym hashtagiem #czarnyprotest, ale jak przyszło co do czego, to czterech liter pod Sejm w czwartek nie zanieśli. A przecież temu te wszystkie zdjęcia na fejsiku miały służyć.
Nie zaniosłam i ja, dlatego tylko, że spędzałam czas pod kołdrą z moimi zarazkami, których nie życzę nikomu. Dzięki chorobie dostrzegłam, że brak frekwencji to nie jest klęska.
Wszyscy wczorajsi demonstranci, którzy załamują ręce nad niskim kalibrem zaangażowania społecznego, przeoczyli fakt, że w internecie można dalej działać. To, że Partia Razem zorganizowała #czarnyprotest w mediach, by przyciągnąć ciepłe ciała na realną demonstrację, nie znaczy, że akcja skończyła się wczoraj. Demonstracja dobiegła końca, ale #czarnyprotest trwa!
Nowi ludzie wciąż dodają na Facebooku i Instagramie swoje zdjęcia w czarnych ubraniach. Efekt domina, a może nawet wirus przenoszony drogą gwiazdorską. Bo całkiem niedawno swoje selfie w czerni dodali tacy polscy celebryci jak Nergal , Hanna Lis, Anja Rubik i Maciej Zakościelny.
Fakt, nie było ich pod Sejmem, ale dzięki mediom pokazali rzeszom swoich fanów, że sprawa jest ważna. Ci dziś reagują, pokazują, że rozumieją zagrożenie i widzą, że warto stanąć po którejś ze stron tego sporu.
W kraju o tak niskim zaufaniu i zaangażowaniu społecznym jak nasz, fakt, że #czarnyprotest zaktywizował licealistki i licealistów, celebrytki i celebrytów, osoby starsze, z klasy średniej, a nawet, jak podaje satyryczny ASZdziennik , środowiska klerykalne (sic!), jest - w apolitycznej Polsce - wielkim sukcesem.
Materiały z różnych części Polski pokazują wyraźnie, że sprawy typu zagrożenie dla Trybunału Konstytucyjnego niespecjalnie zajmują uwagę przeciętnego, zajętego swoimi troskami Polaka.
Jesteśmy w takim momencie rozwoju, że zaangażowanie polityczne czy społeczne jest luksusem, na który naprawdę nie wszystkich stać.
Jest cholernie trudne, drogie i (uwaga, to ważne) czasochłonne, żeby przebić się u nas z jakąś sprawą społeczną. Świadomość problemu nie budzi się nagle, nie staje się z dnia na dzień. Zrozumienie, jaki wpływ na życie wielu rodzin może mieć całkowity zakaz aborcji, wymaga rozmów, zaufania do rozmówców, uruchomienia wyobraźni, empatii i spokojnego przemyślenia.
Takie akcje jak #czarnyprotest rozszerzają zasięg argumentów, pozwalają lepiej zrozumieć kobietę zgwałconą lub noszącą poważnie uszkodzony płód.
Niech protest w mediach społecznościowych trwa. Niech cykają i lajkują selfie, udostępniają i gadają, bronią i angażują się na razie w zaciszu domowym, przed ekranem komputera.
Bo wczorajszy protest, choć ważny, nie był decydującym starciem. Dziś rano Sejm skierował projekt do komisji sprawiedliwości i praw człowieka.
Ta sprawa (i wszystkie te, które wymagają wyjścia ze strefy komfortu) będzie się ciągnęła. Dlatego na #czarnyprotest trzeba dmuchać, osłaniać go przed krytyką i mu kibicować. Bo to, co dziś istnieje jedynie w zalążku, jutro może się stać naszą największą siłą.
Nie zaniosłam i ja, dlatego tylko, że spędzałam czas pod kołdrą z moimi zarazkami, których nie życzę nikomu. Dzięki chorobie dostrzegłam, że brak frekwencji to nie jest klęska.
Wszyscy wczorajsi demonstranci, którzy załamują ręce nad niskim kalibrem zaangażowania społecznego, przeoczyli fakt, że w internecie można dalej działać. To, że Partia Razem zorganizowała #czarnyprotest w mediach, by przyciągnąć ciepłe ciała na realną demonstrację, nie znaczy, że akcja skończyła się wczoraj. Demonstracja dobiegła końca, ale #czarnyprotest trwa!
Nowi ludzie wciąż dodają na Facebooku i Instagramie swoje zdjęcia w czarnych ubraniach. Efekt domina, a może nawet wirus przenoszony drogą gwiazdorską. Bo całkiem niedawno swoje selfie w czerni dodali tacy polscy celebryci jak Nergal , Hanna Lis, Anja Rubik i Maciej Zakościelny.
Fakt, nie było ich pod Sejmem, ale dzięki mediom pokazali rzeszom swoich fanów, że sprawa jest ważna. Ci dziś reagują, pokazują, że rozumieją zagrożenie i widzą, że warto stanąć po którejś ze stron tego sporu.
W kraju o tak niskim zaufaniu i zaangażowaniu społecznym jak nasz, fakt, że #czarnyprotest zaktywizował licealistki i licealistów, celebrytki i celebrytów, osoby starsze, z klasy średniej, a nawet, jak podaje satyryczny ASZdziennik , środowiska klerykalne (sic!), jest - w apolitycznej Polsce - wielkim sukcesem.
Materiały z różnych części Polski pokazują wyraźnie, że sprawy typu zagrożenie dla Trybunału Konstytucyjnego niespecjalnie zajmują uwagę przeciętnego, zajętego swoimi troskami Polaka.
Jesteśmy w takim momencie rozwoju, że zaangażowanie polityczne czy społeczne jest luksusem, na który naprawdę nie wszystkich stać.
Jest cholernie trudne, drogie i (uwaga, to ważne) czasochłonne, żeby przebić się u nas z jakąś sprawą społeczną. Świadomość problemu nie budzi się nagle, nie staje się z dnia na dzień. Zrozumienie, jaki wpływ na życie wielu rodzin może mieć całkowity zakaz aborcji, wymaga rozmów, zaufania do rozmówców, uruchomienia wyobraźni, empatii i spokojnego przemyślenia.
Takie akcje jak #czarnyprotest rozszerzają zasięg argumentów, pozwalają lepiej zrozumieć kobietę zgwałconą lub noszącą poważnie uszkodzony płód.
Niech protest w mediach społecznościowych trwa. Niech cykają i lajkują selfie, udostępniają i gadają, bronią i angażują się na razie w zaciszu domowym, przed ekranem komputera.
Bo wczorajszy protest, choć ważny, nie był decydującym starciem. Dziś rano Sejm skierował projekt do komisji sprawiedliwości i praw człowieka.
Ta sprawa (i wszystkie te, które wymagają wyjścia ze strefy komfortu) będzie się ciągnęła. Dlatego na #czarnyprotest trzeba dmuchać, osłaniać go przed krytyką i mu kibicować. Bo to, co dziś istnieje jedynie w zalążku, jutro może się stać naszą największą siłą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz