Rozumiemy, że ponura jesień nie sprzyja przejrzystości myśli i trzeźwej refleksji, że Tomasz Lis jest już na Himalajach histerii, ale nawet jak na jego standardy najnowszy felieton w „Newsweeku” jest zupełnym odlotem. Pan redaktor podpisuje jako „MePiStofeles” i stosuje wielką odezwę.
Niby to ironia, niby złośliwości, ale obawy… jakby prawdziwe.
Wielu z Was myśli zapewne, że dobra zmiana to kwestia jeszcze góra trzech lat. Pobudka. Nie po to zdobywaliśmy władzę, żeby ją za chwilę oddawać. Taki Erdogan rządzi już 13 lat, Orban - 6, a przecież porządzi jeszcze kolejnych 6. My też nie jesteśmy tu na chwilę
— przestrzega Lis-MePiStofeles.
Ekscytujecie się obecnymi protestami i uważacie, że będzie ich więcej, że będą większe. Mrzonki. Ten Wasz KOD jest już niemal trupem, a gdy do końca rozjedziemy cały ten Trybunał, trupem będzie. Czarny protest też dogorywa
— czytamy.
W swoim „wstępniaku” uderza też w Krzysztofa Ziemca - z absurdalnych pozycji…
Dziennikarze. Wielu z Was myśli, że może gadać i pisać, co chce. Czas pokaże. Jak Was przyciśniemy i lekko wystraszymy także prywatnych reklamodawców, to nagle z kasą będzie krucho. (…) Krytykujcie nas, ale i opozycję. Po aptekarsku. My też jesteśmy przeciw wypaczeniom. Redaktor Ziemiec nawet je skrytykował. I słusznie, bo to nam pomaga. Włos mu z głowy nie spadł. Nam wystarczy, żebyście nie mówili, że niszczymy demokrację i pozycję Polski. Tylko tyle
— przekonuje Lis.
Życzymy więcej spokoju na Wszystkich Świętych. Nieco zadumy, głębszej refleksji, dystansu… Panie Tomaszu, naprawdę szkoda zdrowia.
wwr, „Newsweek”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz