Czy zastanawialiście się, jak czują się niepełnosprawne osoby, które obserwują obecną dyskusję na temat aborcji? Koniecznie przeczytajcie poruszający wpis Grzegorza Polakiewicza.
Jest już późno, ale postanowiłem jeszcze na chwilę usiąść do komputera, by napisać te kilka zdań. Dziś czytałem słowa Pani Bakuły, że bez aborcji będą rodzić się „kaleki”. Chwilę później w jednym z komentarzy przeczytałem: „i może zamiast się kłócić o aborcję, najwyższy czas zastanowić się, co zrobić, aby tyle kalek się nie rodziło. Ja częściowo znam odpowiedź, jak bardzo mocno ograniczyć ten fakt”, o prywatnych wiadomościach nie wspominając.
Ja jestem kaleką. Jestem człowiekiem, który w mniemaniu wielu osób nie miał się urodzić! Obciążony choroba genetyczną, brakiem lewej nogi i kilkunastoma chorobami. Mam za sobą niespełna trzydzieści lat niełatwego życia. Ale nie o to tu chodzi. Od piętnastego roku życia ciężko pracowałem, bo moich bliskich nie było stać na to, by mi pomóc. Każdą wolną chwilę poświęcałem na to, by być blisko drugiego człowieka: w hospicjum, na oddziałach onkologii, w domach dziecka, w więzieniach, w przytuliskach, na dworcach, w parkach, w gmachach korporacji, kościołach, pubach etc. Spotykałem się z bezdomnymi, chorymi, ubogimi. Spotykałem się z papieżami, głowami państw, kardynałami, tak zwanymi przez ten świat celebrytami, z prostytutkami. Spotykałem się z politykami, ludźmi biznesu i sukcesu. Z dziećmi, młodzieżą, dorosłymi, staruszkami. Z wierzącymi i niewierzącymi. Na moich rękach umierały dzieci i dorośli. Kochałem i nienawidziłem. Jak każdy miałem marzenia i nadal je mam.
Doświadczyłem w życiu wiele cierpienia: fizycznego i duchowego. Doświadczyłem bezdomności. Doświadczyłem odrzucenia. Doświadczyłem zdrady. Usłyszałem od mojego taty jako mały chłopiec, że się mną brzydzi – to były ostatnie słowa, jakie usłyszałem przed jego śmiercią. Zasypiałem na stole operacyjnym ze świadomością, że już nie otworzę oczu.
Wielokrotnie słyszałem, że mam przesrane. A mimo tego wszystkiego nie zamieniłbym tego życia na żadne inne, bo jestem taki szczęśliwy!!! I gdybym miał wybór, będąc, jak wielu mówi „zarodkiem”, to powiedziałbym, będąc pod sercem swej mamy: Mamo! Proszę, pozwól mi żyć! Nawet jeśli się boisz czy nie chcesz, to proszę, pozwól mi żyć. Ja poradzę sobie samemu. Nie będę dla Ciebie ciężarem. Proszę, pozwól mi jedynie żyć.
Nie mieliśmy wiele, patrząc po ludzku, ale mama robiła wszystko, by pozwolić mi wzbić się jak ptak. Pozwoliła mi się narodzić, a to już największy dar. Ona wybrała życie! Moje życie!
I jak dziś czytam i słyszę o tym, że walczy się o aborcję, by nie rodziły się kalekie dzieci, to zadaje sobie pytanie: dlaczego nie miałbym się narodzić? Czy przez moją osobę ktoś stracił? Czy moja miłość i serce, które staram się ofiarować każdemu, naprawdę nie zasługują na to, by istnieć? Dlaczego są ludzie, którzy nie chcą pozwolić żyć takim jak ja? Czy tak ciężko iść nam razem przez życie? Czy jestem dla Ciebie ciężarem?
Kocham życie. Kocham moich Przyjaciół. Każdy dzień jest dla mnie odkrywaniem piękna człowieka i świata. Też mam uczucia. Widzisz moją uśmiechniętą twarz, ale uwierz, ja też płaczę! Gdy widzę Twój ból. Gdy widzę Twoje cierpienie i łzy i nie jestem w stanie Ci pomóc. Nie mam wiele, ale mam kochające serce, które chcę Ci ofiarować. Chcę ofiarować Ci swój czas. Czy to naprawdę nic nie znaczy?
Gdy krzyczysz o prawie do aborcji, zatrzymaj się! Spójrz wokół siebie i pomyśl, że może ktoś, kogo kochasz, ktoś, kto jest Twoim najlepszym przyjacielem, ktoś, kogo cenisz, ktoś, kto oddałby całe swoje serce dla Ciebie – jest dzieckiem, które miało nie żyć. Miało być, jak to teraz często się używa, „wyskrobane”. I spójrz, proszę, na mnie! Popatrz mi głęboko w oczy. Te błękitne, zapłakane oczy, i powiedz mi: czy chciałbyś, by mnie tu dzisiaj nie było? Niezależnie od tego, co odpowiesz, dziękuję, że pojawiłeś się w moim życiu, bo jesteś jego częścią. Jego Skarbem.
Tekst ukazał się na blogu Grzegorza Polakiewicza. Publikujemy wpis dzięki uprzejmości autora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz