2015/05/29

Kardynalny błąd w prognozach zwolenników Bronisława Komorowskiego

Największa partia opozycyjna ma znacznie większe poparcie, niż sądzą jej członkowie. Wielu z nich było i jest wśród politycznego zaplecza Bronisława Komorowskiego, którzy w pocie czoła drugiej tury wyborów pracowali na rzecz tej partii. W jaki sposób?
Udostępnij
138
Skomentuj
Foto: AFP

Na ten fenomen otworzył im oczy jeden z czytelników i on jest autorem tego odkrycia. Otóż polityczni zwolennicy Bronisława Komorowskiego, w tym przede wszystkim główni ekonomiści banków udzielających kredyty frankowe, Leszek Balcerowicz i Gazeta Wyborcza, oraz – co dość zaskakujące – Pracodawcy PL wymyślili, że realizacja programu wyborczego Andrzej Dudy (jakoby) będzie kosztować budżet i banki kwotę wynoszącą 300 mld zł w ciągu pięciu lat jego prezydentury, czyli 60 mld rocznie.
REKLAMA
Mimo że jest to kompletny absurd, to zgodnie z gebelsowską zasadą wielokrotnie powtarzana bzdura staje się prawdą. Wyborcy zaś uwierzyli, że mogą kosztem znienawidzonych banków, hipermarketów oraz wrednych urzędasów otrzymać prawie 8 tys. zł na statystycznego Polaka, czyli po 1600 zł rocznie. To bardzo dużo. Wszyscy również wiedzą, że – aby te pieniądze mogły trafić do ich kieszeni, nie wystarczy, by Andrzej Duda został prezydentem. Musi mieć również przyjazny wspierający go rząd, bo od „platfusów” może spodziewać się tylko nieprzejednanej wrogości. Czyli w wyborach parlamentarnych musi wygrać (i to bezwzględną większością) PiS, bo tylko ten stan rzeczy (tak być może myślą) gwarantuje, że przez cztery lata po 1600 zł trafi do ich kieszeni, bo kadencja Sejmu jest krótsza o rok.
Nie sposób odmówić logiki temu rozumowaniu: skoro uznane autorytety i leśne dziadki ekonomiczne zgodnie twierdzą, że politycy chcą dać (do tej pory nikt nic nie dawał, a nawet nie obiecywał, że da), to warto schylić się po ten podarunek. A nie wymaga to zbyt dużego wysiłku: wystarczy postawić w najbliższych wyborach parlamentarnych krzyżyk pod dowolnym nazwiskiem na liście Prawa i Sprawiedliwości. A potem trzymać ich za słowo i pilnować, aby obietnice wyborcze zostały, co do grosza, spełnione. Jeżeli los będzie sprzyjać i ktoś opublikuje kolejne przemyślenia pani komisarzycy i byłej wicepremierzycy Bieńkowskiej, a obecny rząd będą dalej gorliwie popierać spadkobiercy tradycji Arthura Andersena, to dalsze losy rządzącej partii mogą być podobne do jej poprzedniej wersji, czyli Unii Wolności czy też AWS-u (kto pamięta cóż to za skrót?).
Niedawno poznaliśmy również receptę, jak będąc pewniakiem, przegrać wybory z nieznanym kontrkandydatem: wystarczy, aby ostentacyjnie poparli cię celebryci, dinozaury polityczne oraz banki. Katastrofę masz „jak w banku”. Niedawno nieoceniony w swej szczerości prezes NBP stwierdził, że „banki rządzą wszędzie”. Problem w tym, że wszędzie rządzą źle, a u nas katastrofalnie. Jeżeli więc tych trzech jeźdźców apokalipsy politycznej stanie murem za rządem i partią władzy opozycja wygra wybory parlamentarne i będzie – jak w bajce – „rządzić długo i szczęśliwie”, a każdy obywatel co rok dostanie ekstra 1600 zł.
Problem w tym, że ową kwotę 300 mld zł wyliczył ktoś, kto o szacowaniu skutków rozwiązań prawnych nie ma żadnego pojęcia. Zresztą skąd miałby mieć, bo nikt, kto ma o tym jakiekolwiek pojęcie, nie przyznaje się do autorstwa tych prognoz. Ogół skutków brutto dla budżetu państwa (bez potrącenia kwot zwiększających dochody budżetowe) może wynieść w całym pięcioletnim okresie rządów prezydenta Andrzeja Dudy około 90 mld zł (podwyższenie kwoty wolnej w podatku dochodowym, powrót do poprzedniego wieku emerytalnego i dopłaty do dzieci), czyli 18 mld zł rocznie, co na statystycznego Polaka daje tylko nieco ponad 2300 zł w ciągu 5 lat (ponad 400 zł rocznie). Dla biednego to dużo, ale zarazem to dużo mniej, niż gdy mówią na ten temat pozorni poplecznicy Bronisława Komorowskiego. Gdy w ciągu tych pięciu lat zrealizowane zostaną w pełni postulaty Andrzeja Dudy mające na celu zwiększenie dochodów budżetowych, czyli:
– wprowadzenie podatku bankowego: ok. 40 mld zł,
– wprowadzenie podatku od hipermarketów: ok. 6 mld zł,
– ikwidacja tylko jednej trzeciej rocznych strat w dochodach budżetu państwa z tytułu oszustw podatkowych w podatku od towarów i usług i akcyzie: ok. 80 mld zł, to budżet wyszedłby jeszcze na plus na ponad 20 mld zł w całym pięcioleciu.
Jaki jest z tego morał? Czym więcej będzie w liberalnych, czyli w prorządowych mediach specjalistów, którzy powtarzać będą o trzystumiliardowym prezencie Andrzeja Dudy dla wyborców, tym większe są szanse opozycji na utworzenie większościowego rządu po najbliższych wyborach parlamentarnych. Czyli może być jak w bajce, że kłamstwo i pycha będą ukarane.
A ja wciąż podtrzymuje zaproszenie do publicznej debaty twórców trzystumiliardowej prognozy, aby przedstawili sposób i metodę tych wyliczeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz