2016/01/29

FLUOR-TERROR, CZYLI JAK PASTA DO ZĘBÓW ROBI Z NAS KRETYNÓW


Uwaga, post mało słodki, wymagający skupienia i włączenia myślenia! Podejmiesz się przeczytania? Jeśli nie masz ochoty na nic skomplikowanego (zrozumiem, święta idą, też mi się już niewiele chce) to na końcu będzie mała recenzja pasty do zębów. Jeśli jednak jesteś gotowy na więcej, to zapraszam na opowieść o tym, co skłoniło mnie, by ograniczyć jak tylko się da swój kontakt z fluorem. Mam nadzieję, że pojechałam Wam po ambicji; a całkiem serio - zależy mi na tym żeby przekazać to choćby paru osobom.

Można nie wierzyć w New World Order i inne teorie spiskowe, nie da się jednak zaprzeczyć pewnym naukowo potwierdzonym faktom czy zapisom z lekarskich kartotek. A te mówią jedno - fluor jest trucizną. Jak każda trucizna, potrzebuje ona odpowiedniej dawki, by okazać się szkodliwą. Jednak w dzisiejszym, zanieczyszczonym świecie, źródeł, które dostarczają nam z różnych stron fluor mamy aż nazbyt wiele.

Fluor w jednej formie lata sobie w powietrzu, w innej znajduje się w glebie lub wodzie. Pobierają go rośliny, kumulując w sobie jego zawartość (zwłaszcza jeśli rosną na terenach uprzemysłowionych). Rośliny zjadane są przez zwierzęta, zwierzęta zjadamy my i łańcuch pokarmowy się zamyka, a fluor odkłada się (tak, odkłada!) w naszych organizmach. I co tam robi? Na pewno nie troszczy się o zdrowie naszych zębów...

Ale zacznijmy od początku:

skąd w ogóle wzięły się fluoryzacje, fluor w pastach i w wodzie?



W pierwszej połowie XX wieku, kiedy Wielkie Bogate Rodziny Ameryki (Rockefellerowie, Fordowie itd.) popierały politykę ograniczania przyrostu naturalnego, jedna z nich - Mellonowie, założyła fundację mająca na celu rozwój nauki i technologii. Badania sponsorowanych przez nich naukowców, przyniosły zaskakujące i obiecujące odkrycie, jakoby fluor miał chronić zęby i zapobiegać próchnicy. Fluor, czyli toksyczny produkt uboczny produkcji aluminium. Dziwnym przypadkiem rodzina Mellonów miała też w posiadaniu wielkie Amerykańskie Przedsiębiorstwo Aluminiowe... Badania kontynuowano, fluor promowano dalej, mimo obiekcji niezależnych naukowców. Kiedy poparcia tej kampanii udzieliła amerykańska służba zdrowia, społeczeństwo zaufało nowej metodzie i z jego przyzwoleniem rozpoczęto fluoryzację wody w Stanach. Opisując to skrótowo - za Stanami poszło jeszcze wiele innych państw, min. UK i państwa bloku komunistycznego, w tym Polska. Tam gdzie nie wprowadzono fluoru do wody, tam dostał się on w pastach do zębów i zabiegach dentystycznych, takich jak właśnie fluoryzacja. Może pamiętacie to z przedszkola lub podstawówki? Też przeszłam dwie czy trzy fluoryzacje w życiu...


Gdzie jeszcze używano fluoru? Możesz się zdziwić...



Z grubej rury - pierwszymi specjalistami od masowego zastosowania fluoru byli naziści i komuniści. Ci pierwsi, po stworzeniu obozów koncentracyjnych, potrzebowali jakiegoś narzędzia kontrolującego w prosty sposób zachowanie więźniów. Pomogły im w tym wyniki badań, które wskazały, że dodawanie nawet niewielkiej ilości fluoru do wody sprawia, że osoby ją pijące stają się bardziej uległe i podatne na manipulację. Zaczęto więc masową produkcję fluoru do tych celów.

Inne zastosowanie przyniosła farmaceutyka, czyli drugi największy biznes na świecie (po militariach, lub mniej oficjalnie - narkotykach).  Po II wojnie światowej rosło zapotrzebowania na środki psychotropowe, od łagodnych uspokajaczy po bardzo silne pacyfikatory. Stwierdzono więc, że idealnie do tego celu nada się fluor. Nieco wcześniej popularne było min. Valium, po badaniach  'wzbogacono' je o fluor, otrzymując Rohypnol - bardzo silnie uspokajający środek. Podobnie było z kilkoma innymi lekami, z których utworzono bardzo silne kombinacje. Tak właśnie powstały środki, które powszechnie używane są w szpitalach psychiatrycznych i domach spokojnej starości (już wiemy, skąd słowo 'spokojnej' w tej nazwie...). To one sprawiają, że pacjenci i pensjonariusze tych ośrodków wydają się często tacy otumanieni, ospali, prosto mówiąc - mało kontaktują. 

Aha - jest jeszcze jedno zastosowanie fluoru - trutki na różnego rodzaju gryzonie.


Skutki nagromadzenia fluoru w organizmie


Fluor w małych dawkach działa bakteriobójczo i rzeczywiście ogranicza ilość bakterii żerujących na osłabionych zębach, ale - uwaga - wcale nie powstrzymuje przyczyny próchnicy, którą jest najczęściej niedobór wapnia. Dodatkowo udowodniono, że ochronne działanie (niskich dawek) fluoru na zęby jest skuteczne maksymalnie do 20 roku życia, przy zębach stałych przestaje działać. Pierwszym objawem nagromadzenia fluoru jest fluoroza, czyli małe plamki na zębach, początkowo jaśniejsze od reszty zęba, potem plamki te mogą szarzeć czy stawać się ciemnobrązowe, a ząb kruszeje. 

mojstomatolog.com.hr

Jeśli fluoru jest jeszcze więcej, zachodzą zmiany w kościach, które też stają się kruche, bo wypierany jest z nich wapń. Organizm szybciej się starzeje, zachodzą zmiany w układzie nerwowym - spadek ilorazu inteligencji, zwiększona drażliwość i depresyjność, zmniejszenie odporności, alergie, zmniejszenie wchłaniania magnezu. O ile zdrowy organizm dorosłego stara się jeszcze jakoś z tym walczyć, to dzieciom jest już trudniej.


Co zrobił fluor dzieciom?



Po pierwszych masowych akcjach fluoryzacji posypały się pozwy sądowe, do sądu podany był też min. producent pasty Colgate. U dzieci zamiast wzmocnienia zębów doszło do ich przebarwienia, chropowatości, lub całkowitego zniszczenia (nadmierne dawki fluoru). Gorzej było w sytuacjach, kiedy fluor używany był podczas zabiegów dentystycznych u małych dzieci. Jako, że nie mają one wyrobionego nawyku wypluwania, nie kontrolują połykania (pasty, płynu do fluoryzacji), mogą przyswajać więcej fluoru. Po mediach krąży kilka przypadków, kiedy dzieci w krótszym lub dłuższym czasie po kontakcie z fluorem u dentysty dostały poważnej zapaści i zmarły w bólu... Było kilka wyroków w takich sprawach, min. dla asystentki stomatologa, która 'zapomniała' powiedzieć trzylatkowi, że musi wypluć płyn, którym posmarowano mu ząbki.

Badania prowadzone przez Harvard i jednocześnie chiński Uniwersytet Shenyang wskazały, że dzieci narażone na działanie fluorku, np. mieszkające w miejscach gdzie woda jest fluoryzowana, mają zauważalnie niższy poziom IQ i zdolności poznawcze od dzieci mieszkających poza tymi terenami. Wykazano też jak łatwo związki fluoru przenikają przez łożysko do płodu, zaburzając rozwój jego mózgu. Podobne badania przeprowadzano jeszcze później w Chinach, Indiach, swój wkład miał także Śląski Uniwersytet. Wszędzie wyniki jednoznacznie skazywały fluor jako winny zaburzeniom rozwoju i zdrowia, a także zmniejszający poziom inteligencji. 



Co ma do tego pasta do zębów...



Jak wspomniałam wcześniej, fluor jest jednym z najważniejszych składników większości past dostępnych na rynku. Jest to więc codzienna, dodatkowa dawka fluoru przyjmowana, powiedzmy, dwa razy dziennie. Dawki te nie są duże, bo pasty nie połykamy, ale nie zapominajmy o zdolności kumulowania się fluoru. Do tego nasza woda, która od kilkunastu lat oficjalnie nie jest już fluoryzowana, i tak zawiera ten składnik z natury (a najwięcej go znajduje się w okolicach Gdańska, Kielc, czy Brzegu koło Opola; wartości te są zmienne). Kolejną porcję fluoru przyswajamy z herbatą, która bardziej niż inne rośliny go kumuluje, no i  w innej żywności. Dlatego każdy sposób ograniczenia tej ilości jest dobry - można zacząć od pasty, warto też sprawdzić na stronie lokalnych wodociągów skład chemiczny wody jaka do nas dociera.

Jeszcze jednym powodem, który może skłonić do zmiany pasty do zębów, jest to, że fluor w niej zawarty nasila objawy wszelkich odmian trądziku i dermatoz. Gdzieś czytałam poradę, całkowicie oddzieloną od propagandy antyfluorowej o której tu piszę, że używanie tych past przyczynia się zwłaszcza do zmian w okolicach ust i brody (czasem brudzimy się pianą z pasty podczas mycia).


Ja sama używałam past Himalaya, Ziaja, ale niektóre z nich zawierają składnik SLS (sodium laureth sulphate), który również nie cieszy się zbyt dobrą sławą. Na szczęście są pasty bez fluoru, które nie zawierają i tego - dlatego tak ważne jest, żeby kupując, sprawdzać składy. Zwykle im krótsze, tym lepsze.

Można też zrobić całkowicie ekologiczną i bezpieczną pastę samemu, w domu, składniki:
  • 2 łyżki oleju kokosowego nierafinowanego,
  • 4-5 łyżek sody kuchennej,
  • 1/4 łyżeczki stewii w proszku, 
  • kilka kropel olejku miętowego.

Całość dokładnie mieszamy i przekładamy do czystego zamykanego pudełka.

***


Post wyszedł mi długi, choć starałam się streszczać. Temat jest jednak bardzo szeroki i polecam Wam samodzielne jego zbadanie, jeśli choć trochę Was zainteresowałam. Przecież wcale nie musicie wierzyć mi na słowo. Źródeł i dowodów jest wiele, kilka podaję poniżej. Wnioski wyciągnięcie sami. Jednak jeśli mogłam w jakiś sposób na Was wpłynąć i sprawiłam że np. nie pozwolicie poddać swojego dziecka fluoryzacji, albo choćby z kosmetycznych powodów kupicie jakąś pastę bez fluoru - będę naprawdę usatysfakcjonowana. 


Tu możesz porównać gdzie najtaniej w sieci kupić pasty do zębów bez fluoru:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz