Rzepliński, wierny swojej Platformie do ostatniej godziny własnej kompromitacji, twierdzi, że nie czuje się dziś w Polsce bezpiecznie. Aż chciałoby się zapytać – to jak żeście panowie sędziowie bez lustracji ową Polskę przez ostatnie dekady budowali, skoro dziś nie czujecie się w niej bezpiecznie?! Szkoda zachodu. Odpowiedź, jak to u Rzeplińskiego, brzmiałaby pewnie: „A cholera to wie…”. W Radiu Zet majaczył w sposób następujący: „Wszystko jest możliwe. Jest możliwe również to, że nagle przejedzie mnie samochód. Jestem dyskretnie pilnowany przez policję. Pilnowany w sensie chroniony. Tu naturalnie, jak w przypadku pani Blidy – nikt nie wydaje żadnych poleceń, rozkazów. Są wariaci, wykręceni, którzy czują się do tego upoważnieni. Gdybym się bał, to nie byłbym sędzią”.
Cóż można zrozumieć z owego „sędziowskiego” bełkotu? Otóż o to właśnie Rzeplińskiemu i jego wyznawcom chodzi, by prawne oczywistości zabełkotać dziś w Polsce z całej siły. Tak by już nikt niczego w tej debacie nie „ogarniał”. Bo czy „pisowska” policja pilnuje prezesa TK przed wariatami, czy też sama stanowi dla niego w jego oczach – zagrożenie? Co znaczy „pilnowany w sensie chroniony”? Czy Blidę zabili „wykręceni wariaci”, czy też popełniła samobójstwo? Czy tego typu insynuacje przystoją przedstawicielowi wymiaru sprawiedliwości? Do tego sędziemu? A prezesowi jakiegokolwiek nawet trybunału?
Poziom żenady serwowanej przez Andrzeja Rzeplińskiego przekroczył normy znane normalnym ludziom. Albo megalomania, buta, narcyzm i chroniczna już chyba hipokryzja przesłoniły mu obraz rzeczywistości w stopniu klinicznym, albo cynicznie próbuje słuchaczy Radia Zet przekonać, że PiS chce go zamordować. A jak nie PiS, to na pewno jego elektorat.
Otóż, panie prezesie, nie jest pan postacią ani zbyt lotną, ani zainteresowaną Polską inną niż z pańskich proplatformerskich mrzonek, więc wytłumaczę to panu gratis. Owszem, dokonało się w III RP morderstwo stricte polityczne, ale ofiarą „wykręconego wariata” (nota bene – byłego członka PO) padł działacz PiS, nie zaś partii pańskich politycznych przyjaciół. Udawanie, że się tego nie wie, wycieranie sobie ust ferujących poważne wyroki wyssaną z Czerskiego palca legendą o własnej niezłomności – w pana wykonaniu budzi zażenowanie nawet u ludzie partyjnie neutralnych. Proszę poczytać komentarze w Internecie.
Niestety, Radiu Zet ciągle mało podobnych „sukcesów”, jak wywiad z Rzeplińskim. Daje więc dziś w serwisach wypowiedzi innego „eksperta” – niejakiego Tadeusza Kowalskiego z Wydziału Dziennikarstwa UW, znanej kuźni nowych Kuźniarów. Pan Tadeusz, przy okazji członek Rady Nadzorczej TVP z ramienia PO, do tego – także z jej ramienia - szef Filmoteki Narodowej jeździ dziś po Polsce wespół z działaczamiPO i opowiada o „pisowskim zamachu na wolność mediów”. W Zetce zaś mówił, jak wielką traumą jest dla dziennikarza być zwolnionym, ale także, uwaga, pozostać w pracy, tyle że na łasce zwalniających.
Kiedy mordowano starą, dobrą „Rzeczpospolitą”, a jeszcze bardziej jej cudowne dziecko – tygodnik „Uważam Rze”, pan Tadeusz nie odezwał się, rzecz jasna, choćby szeptem. A warto przypomnieć, że dokonywana przez jego mocodawców czystka obejmowała wtedy blisko 40 osób – w jednym tylko tytule prasowym niezgodnym z linią „GW”,TVN, Radia Zet, no i samego Tadeusza Kowalskiego. Cóż jutro wyemituje Zetka? Może wywiad z Tomaszem Lisem, niezależnym i apolitycznym dziennikarzem Onetu, zatroskanym poziomem zakłamania mediów publicznych?
Założyciel tej stacji, a przy okazji syn żołnierzy Armii Krajowej - Andrzej Wojciechowski w grobie się przewraca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz