Fot. YouTube                          Radio Zet od dawna należy do rdzenia mainstreamu, a stała obecność Moniki Olejnik skazuje wręcz tę stację na bycie dla mainstreamu owego organem niezbędnym. Zadyma wokół Trybunału Konstytucyjnego tendencje te tylko potęguje. Oto dziś prezes TK, Andrzej Rzepliński pozwalał sobie na tejże właśnie antenie na brednie tak koszmarne, że urągające godności już nie tylko samego prezesa, ale i całej zarządzanej przez niego instytucji.
Rzepliński, wierny swojej Platformie do ostatniej godziny własnej kompromitacji, twierdzi, że nie czuje się dziś w Polsce bezpiecznie. Aż chciałoby się zapytać – to jak żeście panowie sędziowie bez lustracji ową Polskę przez ostatnie dekady budowali, skoro dziś nie czujecie się w niej bezpiecznie?! Szkoda zachodu. Odpowiedź, jak to u Rzeplińskiego, brzmiałaby pewnie: „A cholera to wie…”. W Radiu Zet majaczył w sposób następujący: „Wszystko jest możliwe. Jest możliwe również to, że nagle przejedzie mnie samochód. Jestem dyskretnie pilnowany przez policję. Pilnowany w sensie chroniony. Tu naturalnie, jak w przypadku pani Blidy – nikt nie wydaje żadnych poleceń, rozkazów. Są wariaci, wykręceni, którzy czują się do tego upoważnieni. Gdybym się bał, to nie byłbym sędzią”.
Cóż można zrozumieć z owego „sędziowskiego” bełkotu? Otóż o to właśnie Rzeplińskiemu i jego wyznawcom chodzi, by prawne oczywistości zabełkotać dziś w Polsce z całej siły. Tak by już nikt niczego w tej debacie nie „ogarniał”. Bo czy „pisowska” policja pilnuje prezesa TK przed wariatami, czy też sama stanowi dla niego w jego oczach – zagrożenie? Co znaczy „pilnowany w sensie chroniony”? Czy Blidę zabili „wykręceni wariaci”, czy też popełniła samobójstwo? Czy tego typu insynuacje przystoją przedstawicielowi wymiaru sprawiedliwości? Do tego sędziemu? A prezesowi jakiegokolwiek nawet trybunału?
Poziom żenady serwowanej przez Andrzeja Rzeplińskiego przekroczył normy znane normalnym ludziom. Albo megalomania, buta, narcyzm i chroniczna już chyba hipokryzja przesłoniły mu obraz rzeczywistości w stopniu klinicznym, albo cynicznie próbuje słuchaczy Radia Zet przekonać, że PiS chce go zamordować. A jak nie PiS, to na pewno jego elektorat.
Otóż, panie prezesie, nie jest pan postacią ani zbyt lotną, ani zainteresowaną Polską inną niż z pańskich proplatformerskich mrzonek, więc wytłumaczę to panu gratis. Owszem, dokonało się w III RP morderstwo stricte polityczne, ale ofiarą „wykręconego wariata” (nota bene – byłego członka PO) padł działacz PiS, nie zaś partii pańskich politycznych przyjaciół. Udawanie, że się tego nie wie, wycieranie sobie ust ferujących poważne wyroki wyssaną z Czerskiego palca legendą o własnej niezłomności – w pana wykonaniu budzi zażenowanie nawet u ludzie partyjnie neutralnych. Proszę poczytać komentarze w Internecie.
Niestety, Radiu Zet ciągle mało podobnych „sukcesów”, jak wywiad z Rzeplińskim. Daje więc dziś w serwisach wypowiedzi innego „eksperta” – niejakiego Tadeusza Kowalskiego z Wydziału Dziennikarstwa UW, znanej kuźni nowych Kuźniarów. Pan Tadeusz, przy okazji członek Rady Nadzorczej TVP z ramienia PO, do tego – także z jej ramienia - szef Filmoteki Narodowej jeździ dziś po Polsce wespół z działaczamiPO i opowiada o „pisowskim zamachu na wolność mediów”. W Zetce zaś mówił, jak wielką traumą jest dla dziennikarza być zwolnionym, ale także, uwaga, pozostać w pracy, tyle że na łasce zwalniających.
Kiedy mordowano starą, dobrą „Rzeczpospolitą”, a jeszcze bardziej jej cudowne dziecko – tygodnik „Uważam Rze”, pan Tadeusz nie odezwał się, rzecz jasna, choćby szeptem. A warto przypomnieć, że dokonywana przez jego mocodawców czystka obejmowała wtedy blisko 40 osób – w jednym tylko tytule prasowym niezgodnym z linią „GW”,TVN, Radia Zet, no i samego Tadeusza Kowalskiego. Cóż jutro wyemituje Zetka? Może wywiad z Tomaszem Lisem, niezależnym i apolitycznym dziennikarzem Onetu, zatroskanym poziomem zakłamania mediów publicznych?
Założyciel tej stacji, a przy okazji syn żołnierzy Armii Krajowej - Andrzej Wojciechowski w grobie się przewraca.