Na trop samosądu wpadł lekarz z Wojewódzkiego Szpitala nr 2 w Rzeszowie, który badał Kamila K. przed przesłuchaniem w prokuraturze i odkrył na jego ciele niepokojące ślady. Chłopak był pokiereszowany, miał świeże rany odbytu, a na plecach wycięty ostrym narzędziem napis "gwałciciel". Wszystko przemawiało za tym, że to robota współwięźniów. O swoich podejrzeniach natychmiast poinformował organy ścigania.
- Sprawdzamy, czy materiał dowodowy pozwala na wszczęcie konkretnego postępowania - mówi ostrożnie Dominik Miś, prokurator rejonowy z Rzeszowa. Rozmowniejszy jest kpt. Maciej Słysz, rzecznik rzeszowskiego zakładu karnego. - Każdy osadzony już w pierwszym dniu pobytu w więzieniu jest informowany o możliwości zetknięcia się z zachowaniami charakterystycznymi dla środowisk przestępczych i ma obowiązek zgłaszania przełożonym wszelkich zachowań zagrażających jego bezpieczeństwu - tłumaczy. Jak było w tym przypadku - wyjaśni śledztwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz