O kobiecie, która zaczęła znikać. Bajka dla dorosłych na dobranoc.
Jacek i Daria byli małżeństwem od 9 lat. Początki, jak to początki – gorące, momentami nawet burzliwe. Seks, fantazja, romantyczne wyjazdy, wspólne pasje. Potem wspólne plany. Ślub, stabilizacja i realizacja tych planów. Z czasem związek „okrzepł”. Wkradło się może trochę rutyny. Ale w sumie nie było źle, a nawet było dobrze.
Jacek miał świetną robotę w korpo, która go bardzo pochłaniała. A Daria miała wrażliwą, artystyczną duszę i realizowała się jako wiolonczelistka. Dochowali się dzieci, psa, mieszkania. A obecnie byli w trakcie wykańczania i urządzania wymarzonego domu z ogrodem. Jeszcze parę miesięcy i kolejna pozycja na liście marzeń będzie odhaczona!
I wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że Daria zaczęła zanikać. Najpierw ona sama dostrzegła, że niektóre części własnego ciała widzi mniej wyraźnie. Jakby stopniowo stawały się coraz bardziej transparentne. Pierwsza myśl – coś jest nie tak z jej oczami. Ale gdy pewnego wieczoru Jacek przyznał się jej, że z jego oczami też dzieją się podobne rzeczy i że to dotyczy tylko jej (innych ludzi oboje widzieli wyraźnie) – sprawa stała się poważna.
Zaczęli o tym dużo rozmawiać, obserwować, próbowali znaleźć w Internecie opis podobnych przypadków. Analizowali. Oboje widzieli to samo: że na ciele Darii pewne obszary stają się coraz mniej widoczne i że proces ten pogłębia się z tygodnia na tydzień. Gdy dotykali tych znikających miejsc, oboje czuli, że one tam niby są, ale jakieś inne niż kiedyś: znacznie chłodniejsze, jakby w połowie materialne, a w połowie powietrzne. To było dla obojga bardzo nieprzyjemne uczucie. Wywołujące stres, a nawet przerażenie. Jednak wszystkie funkcje życiowe Darii wydawały się przebiegać prawidłowo. Co ciekawe dzieci widziały Darię w całości, podobnie jak reszta rodziny, przyjaciele i znajomi z pracy. Oczywiście Jacek i Daria nikogo nie zapytali o to wprost (etykietkę świra łatwo jest złapać). Ale ludzie jak to ludzie – gdyby zwietrzyli coś tak dziwnego, od razu posypałyby się pytania i plotki. Tymczasem wszystko na zewnątrz było jakby nigdy nic. Sprawa ewidentnie dotyczyła tylko ich dwojga.
Po długich debatach oboje poszli do internisty, który – nawiasem mówiąc – widział Darię w całości. Toteż obojgu dał skierowanie do psychiatry, co poprzedził serią pytań o choroby psychiczne w rodzinie, alkohol, narkotyki i kontakt z silnymi środkami chemicznymi.
Ciężko im było pogodzić serię wizyt u psychiatry (bo na jednej się nie skończyło) z wykańczaniem domu, kupowaniem mebli i sprzętów. Ale w końcu oboje przeszli kupę testów i badań, które wykazały, że – oprócz jednego niepokojącego obszaru związanego ściśle z tą „znikającą historią” – wszystko jest u nich w normie. Bezsilny psychiatra skierował nieszczęsnych małżonków do neurologa. A ten zalecił liczne badania – pod katem dysfunkcji mózgu i układu nerwowego. Jednak tomografie, rezonansy, EEG, testy pod kątem pasożytów i chorób tropikalnych oraz różne inne dziwne badania – nie wykazały niczego niepokojącego.
Zebrawszy komplet wyników, przeszedłszy całą tę medyczną drogę przez mękę, siedzieli oboje wieczorem w łóżku. Dzieci były u dziadków na czas przeprowadzki. Była to bowiem ostatnia noc w ich starym mieszkaniu. Za chwilę otworzy się przed nimi nowy rozdział życia, który miał być pełniejszy, przestrzenny, dający nową energię i radość. A oni byli załamani.
- Może powinniśmy sami jakoś to rozwikłać? – cichym głosem powiedziała Daria, siedząc na łóżku po turecku w koszuli nocnej – Powiedz mi, tak na ten moment, czego nie widzisz już całkowicie, co widzisz, ale niedokładnie, a co nadal widzisz dobrze. A ja to porównam z tym, co ja widzę. Daria zdjęła koszulę i usiadła przed mężem nago. Przez moment powietrze zadrgało. Po chwili Jacek wziął głębszy wdech i zaczął mówić:
- Twoją twarz, usta, większość głowy, dłonie, piersi, cipkę, pupę i uda widzę wyraźnie. Mniej lub bardziej zanikowo widzę: łydki, brzuch, stopy, przedramiona, szyję z przodu. Natomiast całkowicie nie widzę już: twojego karku, pleców, górnej części ramion…- Może powinniśmy sami jakoś to rozwikłać? – cichym głosem powiedziała Daria, siedząc na łóżku po turecku w koszuli nocnej – Powiedz mi, tak na ten moment, czego nie widzisz już całkowicie, co widzisz, ale niedokładnie, a co nadal widzisz dobrze. A ja to porównam z tym, co ja widzę. Daria zdjęła koszulę i usiadła przed mężem nago. Przez moment powietrze zadrgało. Po chwili Jacek wziął głębszy wdech i zaczął mówić:
- To ja mam dokładnie tak samo, jak wymieniłeś! – weszła mu w słowo Daria.
A Jacek dziwnie łamiącym się tonem dodał:
- … i końcówek twoich uszu, znaczy tych „poduszeczek”, które tak lubiłem pieścić gdy się poznaliśmy. Nagle Daria zauważyła, że Jackowi ciekną łzy po policzkach. Była tak zdumiona, że nie mogła się ruszyć, ani nic powiedzieć. Jacek nigdy nie płakał. To nie w jego stylu. No, może raz… Przez tyle lat znajomości widziała łzy w jego oczach tylko jeden, jedyny raz – na pogrzebie jego matki. I to przez moment. Potem już nigdy nie płakał: ani ze wzruszenia podczas ślubu czy narodzin dzieci. Ani ze stresu czy strachu w trudnych momentach ich życia, takich jak ten ostatnio rok, gdy zaczęła znikać. Ona owszem, czasem płakała z tego i z innych powodów. Ale Jacek???
Daria siedziała jak słup soli naprzeciwko męża. Miała gardło i serce ściśnięte aż do bólu. Ale tym razem to ona nie mogła uronić ani jednej łzy. Tymczasem on, próbując się wziąć w garść, zbliżał powoli dłoń w rejon, gdzie kiedyś widział „poduszeczkę” jej prawego ucha. Chciał przynajmniej dotknąć zimnego pół-powietrza w miejscu, które kiedyś… I stała się rzecz co najmniej ciekawa. W momencie, gdy jego palce, którymi wcześniej otarł parę łez, dotknęły niewidzialnej części prawego ucha Darii – poczuł pod palcami ciepło. Ona też coś chyba poczuła, bo obudzona z letargu wzięła jego dłoń w swoją, skierowała ją w okolice jego oczu, umoczyła mu palce w jego łzach i zaczęła tą jego wilgotną dłonią dotykać swoich uszu. Po chwili obydwoje śmiali się i płakali jak dzieci. Bo już wiedzieli, że jego łzy, pocałunki, ślina, jego dotyk, ciepło, oddech i pot są wstanie im pomóc bardziej niż cały sztab konowałów.
Tej nocy, pierwszy raz od wielu lat, Jacek wycałował swoją żonę od koniuszków stóp, aż po czubek głowy. Zrobił to, aby ją odzyskać. Całą.
Autor: Małgorzatka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz