foto: GP
Bronisław Komorowski ma kłopot. Najchętniej znów razem z Władimirem Putinem świętowałby rocznicę zakończenia II wojny światowej. To przekonanie wynika z działań podejmowanych przez prezydenta przez większą część jego kadencji. To przecież on, jeszcze jako pełniący obowiązki, razem z satrapą Wojciechem Jaruzelskim bawił w Moskwie na 65. rocznicy zakończenia niemieckiej hekatomby, którą w Polsce zastąpiło krwawe panowanie Sowietów. Teraz, podobnie jak pięć lat temu, ta rocznica przypada tuż przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, która – według nieoficjalnych informacji – ma się odbyć 10 maja. Bronisław Komorowski musi zagospodarować wszelki lewicowy elektorat, zatem wspólne fotki na defiladzie w Moskwie mogłyby się przydać. Ale czasy niestety się zmieniają. Jaruzelskiego już nie ma, Putin nie podoba się Zachodowi i ważni politycy nie chcą go widzieć.
Może więc nie wypada do tej Moskwy jechać? Zatem Bronisław Komorowski jest w kropce. A gdy zważy się na jego związki rodzinne oraz szczególną sympatię do Wojskowych Służb Informacyjnych, aparatczyków PZPR‑u i żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego – widać, jak emocjonalnie bolesny jest ten dylemat. ------------------------------------------------------------------------------------ To dla mnie nie zrozumiałe . Nic nie powiem bo nie wiem co . Ten artykuł zostawiam bez komentarza . Sami pomyślcie co chcecie bo mi brak słów . GOŚKA.B
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz