2016/04/02

Przychody i rozchody Tomasza Lisa

               
http://polskaniepodlegla.pl/…/6298-tomasz-lis-jest-milioner… Dorobił się chytrus pazerny ale nadal łasy.
Dziennikarz Cezary Łazarewicz miał straszne problemy z opublikowaniem tekstu,…
POLSKANIEPODLEGLA.PL|OD: FIT
                                                                                                                                                         Cezary Łazarewiczjest dobrym dziennikarzem (d.POLITYKA,WPROST,NEWSWEEK) i porządnym człowiekiem.  Gdy TVP opuszczał Tomasz Lis ,w różnych mediach podniósł się szum, że ten wychodzi z wielką kasą .Łazarewicz postanowił to sprawdzić ,i napisał tekst. Ale teraz parę gazet nie zechciało go drukować argumentując, że „Lisa już dawno nie ma, no to nie ma i o czym pisać…”. Wiem, co to znaczy pisać do szuflady, można wpaść w kompleksy. A tego Lazrewiczowi nie życzę ,bo – jak już wyżej wspomniałem – jest porządnym człowiekiem. „Dawaj ten niechciany artykuł, dam go na swoim blogu”.
I oto on:
Ponad 21 mln złotych w ciągu ostatnich 8 lat  zainkasowała od Telewizji Polskiej firma Tomasz Lisa Deadline Productions produkująca program „Tomasz Lis na żywo”. To tylko połowa prawdy, bo drugie tyle do tej produkcji dołożyła Telewizja Polska. Dotarliśmy do rozliczeń finansowych TVP i Deadline Productions.
Talk Show Tomasza Lisa pojawił się na antenie w telewizyjnej Dwójce w lutym 2008 roku. Pracę zaproponował mu prezes TVP Andrzej Urbański, wcześniej szef kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego
- Nie był osobą z mojej bajki, ale chodziło mi, by telewizja miała różne punkty widzenia, żeby poszerzyć spektrum  – mówi dziś Urbański.
Dodaje, że innym celem zatrudnienia Lisa było odebranie widzów konkurencji, czyli programowi TVN – „Teraz My” – Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego. – I to się po trzech miesiącach udało – twierdzi Urbański.
„Tomasz Lis na żywo” miał być dla telewizji Urbańskiego najważniejszym programem publicystycznym. Kwestie finansowe prezes TVP pozostawił wtedy dyrektorowi Programu 2 TVP Wojciechowi Pawlakowi.
- Proszę pamiętać, że Tomasz Lis przychodził do TVP w aurze sukcesu, jako współtwórca „Faktów”, „Wydarzeń” oraz „Co z tą Polską?” – mówi Pawlak. – Pozyskanie go przez TVP2 było moim i prezesa Urbańskiego sukcesem.
Według dokumentów, do których dotarliśmy telewizja w 2008 roku płaciła firmie Lisa 93,2 tysiąca złotych brutto za wyprodukowanie jednego odcinka programu „Tomasz Lis na żywo”. Jednocześnie Agencja TVP do każdej produkcji dokładała z własnego budżetu 108, 9 tysiąca zł brutto. Każdy więc odcinek programu kosztował nieco ponad 200 tysięcy złotych brutto.
- Nie uważam, żeby cena była zbyt wysoka – odpowiada Wojciech Pawlak. – Mann i Materna przepalili trzy razy większy budżet za odcinek z katastrofalnym wynikiem oglądalnościowym i musiałem zdejmować ich talk show po 3 odcinkach – wspomina.
Pawlak podkreśla, że program Lisa za jego czasów był liderem pasma i przebijał oglądalnością robiony w TVN z dużo większym rozmachem „Szymon Majewski Show”, którego budżet producencki był dwa i pół razy większy.
Były dyrektor Dwójki twierdzi, że koprodukcja z firmą Tomasza Lisa była koniecznością. – Odmawiał on podpisania umowy wyłącznie jako prowadzący. Mogliśmy mieć program o przyjętym modelu lub nie mieć go wcale, bo Lis negocjował równolegle z TVN  – dodaje były dyrektor.
Umowa z Lisem
Umowa z TVP przewidywała, że Deadline Productions daje wkład merytoryczny, a TVP sprzęt, ludzi i studio. Świadczenia po stronie producenta zewnętrznego i TVP były szczegółowo zapisane w umowie. Wynika z niej, że po stronie TVP są twarde koszty typu: realizator dźwięku, światła, operatorzy kamer, wizja, fonia, elektryk, garderobiany , kamery, sprzęt, koszty studia, scenografii, zaś po stronie Deadline Productions koszty miękkie np.: scenariusz, tłumaczenie, zakup praw (jeśli były), catering i hotele dla zaproszonych gości programu. Z umowy wynika też, że w Deadline Productions aż 3 osoby zajmowały się publicznością: organizator widowni, koordynator publiczności i osoba opiekująca się gośćmi. Jaka była między nimi różnica? Telewizja twierdzi, że te zapisy umowy są tajemnicą przedsiębiorstwa i odmawia jakichkolwiek wyjaśnień.
Część jednak świadczeń na rzecz programu pokrywa się między partnerami – jest np. dwóch kierowników planów – jeden ze strony TVP, drugi z Deadline Production. Czym się różnili?
Były dyrektor Dwójki Wojciech Pawlak mówi, że taki rodzaj koprodukcji to w TVP standard. W podobny sposób robiony jest program „Voice of Poland”, czy „Świat się kręci”. Jego zdaniem sukcesem TVP było wprowadzenie do umowy z firmą Tomasza Lisa zapisu o wysokim, jak na program publicystyczny, progu 15 procentowej oglądalności. Zapis ten gwarantował TVP2 duże wpływy reklamowe, a jeśli by oglądalność spadła, to telewizja miała prawo  odstąpić od umowy.
Tylko, że zapis umowy nie był później respektowany. Gdy oglądalność programu zaczęła spadać po 2011 TVP nie rozwiązała umowy, tylko zmieniła ją tak, by była korzystna dla firmy Tomasza Lisa.
Urbański: prezes TVP powinien pilnować Lisa 
W grudniu 2008 roku ze stanowiska odwołany został prezes TVP Andrzej Urbański. Przez następne trzy lata trwała w telewizji karuzela kadrowa. Kolejni prezesi przedłużali umowy z Tomaszem Lisem, którego program cały czas uznawali za okręt flagowym publicystyki w TVP i który, jak twierdzili, przynosił ogromne zyski.
W 2011 roku prezesem TVP został były poseł Unii Wolności Juliusz Braun. Jest to moment zwrotny, gdy po raz ostatni w studiu pojawił się prezes PiS Jarosław Kaczyński. Od tej chwili politycy PiS zaczęli coraz częściej zarzucać Lisowi stronniczość i odmawiali udziału w rozmowach. – Lis stał się stroną sporu, ale nie da się wyizolować jego postawy od tego, co dzieje się w polskim dziennikarstwie – uważa Braun.
Były prezes Urbański twierdzi, że stało się to z powodu braku nadzoru: – Prezes telewizji powinien pilnować swojej sztandarowej produkcji – mówi Urbański. – Prowadziłem z Lisem rozmowy, które pozwalały zachować kontrolę nad tym, co robi w programie. Nie pozwalałem mu na szaleństwa. Próbowaliśmy wyznaczać wspólnie kierunek tego, do czego dążymy. Gdyby kolejni prezesi tego nie zaniedbali, to program nie stałby się tak jednostronny.
Za czasów prezesury Juliusza Brauna program Tomasza Lisa stał się symbolem sporu politycznego między PiS a Platformą. Zdaniem Brauna przechył nastąpił, gdy politycy PiS ostatecznie odmówili udziału w programie. – W badaniach zaczęło wychodzić, że PiS jest słabo reprezentowany w publicystyce Dwójki, a był słabo reprezentowany, bo jego politycy odmawiał przychodzenia do Lisa. W związku z tym uznali ten program za tendencyjny. To było błędne koło – mówi były prezes.
Wojciech Pawlak uważa jednak, że główny powód kłopotów programu był inny:
- Skrajna stronniczość prowadzącego obróciła się w końcu przeciw TVP. – mówi b. dyrektor „Dwójki”. – A gdy program zaczął tracić widzów to zarząd Brauna, jak słyszałem, wygumkował próg oglądalności.
Spada oglądalność …
Rzeczywiście, w lutym 2013 TVP negocjowała z Tomaszem Lisem nowy kontrakt. Ten domagał się ustawienia w umowie progu oglądalności na poziomie 11 procent, czyli o 4 procent niżej niż w pierwszym kontrakcie. Jednak pozostał zapis gwarantujący, że jeśli oglądalność spadnie niżej progu, telewizja będzie mogła rozwiązać umowę. TVP nie chciała ustąpić i ostatecznie stanęło na 11,5 procenta. To znaczy, że średni udział widowni programu w grupie wiekowej 16-49 lat nie mógł być mniejszy niż 11,5 procenta. Jednocześnie TVP obniżyła wtedy wynagrodzenie do 48 tys. zł netto za jeden odcinek.
Juliusz Braun tłumaczy, że próg oglądalności został ustawiony na niższym pułapie, by wskaźnik ten był realistyczny. – Program wciąż był najchętniej oglądanym, ale nastąpił spadek oglądalności wielkich anten – mówi Braun. Były prezes nie pamięta, czy program Tomasza Lisa wypełniał ustalone zapisy umowy. – Mogły być lepsze lub gorsze odcinki, ale oglądalność była zawsze na satysfakcjonującym poziomie – dodaje.
Według danych agencji Nielsen Audience Measurement średnia oglądalność talk show Tomasza Lisa w 2013 roku w grupie docelowej była nieco niższa od zakładanej i wyniosła 11,09 %. Rok później spadła do 10,3, a w 2015 roku do 9,68. Telewizja mogła więc bez żadnych konsekwencji rozwiązać umowę z producentem Program mógł więc kolejny raz definitywnie spaść z anteny już w2013, a potem w 2014 r.
…i wpływy reklamowe
Od Lisa odpływali konserwatywni widzowie. Ich liczba spadała wraz z rosnącą niechęcią prowadzącego do PiS, a czym bardziej atakował on PiS, tym bardziej PiS bojkotował z nim rozmowy. Przy okazji politycy Prawa i Sprawiedliwości korzystali z każdej nadarzającej się okazji by prowadzącemu dołożyć. Pisali więc na niego skargi do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i prezesa TVP.
Mariusz Błaszczak domagał się podjęcia odpowiednich kroków przez prezesa TVP, gdy Newsweek opublikował na swojej okładce zdjęcie obecnego ministra Macierewicza w turbanie taliba.
W styczniu ub. r na Lisa poskarżył się senator PiS Wojciech Skurkiewicz, któremu przeszkadzało, że zaproszony do studia Adam Michnik palił w nim e-papierosa.
Miesiąc później poczuli się dotknięci autorzy książki „Resortowe dzieci” Dorota Kania i Jerzy Targalski, o której prowadzący powiedział, że jest pełna kłamstw, manipulacji i gówna. Ostatnim gwóźdź został wbity w maju 2015 na sześć dni przed II turą wyborów prezydenckich. To wtedy zdarzyła się największa wpadka w historii talk show. Tomasz Lis zacytował na antenie wpis z fałszywego konta córki przyszłego prezydenta RP Kingi Dudy. Posypały się skargi od posłów PiS – m.in. od przyszłej premier Beaty Szydło, posłanek PiS – Anny Sobeckiej i Barbary Bobuli.
„Granice nieprzyzwoitości i manipulacji dziennikarskiej zostały przekroczone” – pisała Szydło, domagając się ukarania prowadzącego.
Dla polityków PiS Tomasz Lis był solą w oku i symbolem stronniczości telewizji, więc tuż po wyborach wielu prominentnych polityków Prawa i Sprawiedliwości, m.in. dzisiejszy wiceminister kultury Jarosław Sellin, zapowiadało, że zniknie on z anteny publicznej telewizji. Decyzję tę ogłosił jeszcze poprzedni prezes TVP Janusz Daszczyński. Zakończenie kontraktu z Lisem tłumaczy zmianą koncepcji współpracy z zewnętrznymi producentami.
- Uważałem, że telewizja powinna się oprzeć na własnej produkcji, a nie kupować programy z zewnątrz – mówi Daszczyński, ale odmawia odpowiedzi, czy „Tomasz Lis na żywo” przynosił zyski TVP.
O tym często mówił sam prowadzący, zapewniając, że w ciągu 8 lat współpracy z TVP zarobił dla stacji ponad 100 milionów złotych, uzupełniając w tę sposób lukę w abonamencie.
- TVP nie finansowała mojego programu – odpowiada Tomasz Lis. -  To ja współfinansowałem TVP swoim programem. Biorąc pod uwagę koszt programu do zysku – była to najlepsza inwestycja TVP w tej dekadzie.
Z bilansu za rok 2015 nie wynika jednak, by program Lisa był maszynką do zarabiania ogromnych pieniędzy. Według TVP w 2015 roku przychody reklamowe przy emisji programu wyniosły 4,6 mln złotych netto, uwzględniając odcinki premierowe i powtórki, a koszty jego produkcji 3,7 mln złotych netto. Zysk w ciągu ostatniego roku wyniósł około 900 tys. zł. Czy to dużo? Mniej więcej tyle samo zarabiał z reklam dla TVP „Magazyn Ekspresu Reporterów”, bez wielkich gwiazd i bez wielkiej promocji.
Ostatni – 305 odcinek programu „Tomasz Lis na żywo” został wyemitowany 25 stycznia. Żadna z telewizji komercyjnych nie zdecydowała się na współpracę z Tomaszem Lisem. – To kwestia jego życiorysu, który miał burzliwe epizody i w Polsacie, i TVN – mówi były prezes TVP Juliusz Braun.
Poza tym, to jest niedobry moment, by dwaj główni nadawcy chcieliby robić demonstrację polityczną – dodaje Braun.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz