Sąsiadujący z Syrią Liban przyjął ponad milion uchodźców. To tak, jakby taką liczbę azylantów upchnąć w województwie świętokrzyskim. Niewyobrażalne.
Akkar to z kolei ta prowincja Libanu, która kryzys uchodźczy najbardziej odczuła. Uciekinierzy z Syrii stanowią 1/3 tamtejszej populacji, a są miejsca, gdzie ocierają się większość.Trudno się dziwić - mowa o terenie przy granicy. Z dachów domów w miejscowości Kubajat, gdzie pracuje Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, widać przedmieścia Homs - “miasta widma”, które wygląda dziś jak Warszawa po Powstaniu Warszawskim. Stamtąd przybyło do Akkar najwięcej uchodźców. Niektórzy z nich widzą z granicy swoje domy, do których od 2-3 lat nie mogą wrócić.PCPM pomaga takim ludziom (jest ich w sumie 15 tysięcy) od 2012 roku. Kluczowym programem polskiej fundacji jest “cash for rent”. Polacy co miesiąc przekazują Syryjczykom środki na wynajem własnego lokum (150 dolarów) - najczęściej są to domy, piwnice i garaże. W sytuacji, gdy ceny mieszkań szybują, i to właśnie za sprawą fali uchodźców, taka pomoc jest bezcenna.
Syryjczycy, których spotykaliśmy w towarzystwie pracowników PCPM, opowiadali, jak tułali się po okolicznych wioskach, szukając stałego miejsca. I jak często byli wykorzystywani przez libańskich “gospodarzy”, którzy windują czynsze w nadziei na łatwy zarobek.Polska Strefa Humanitarna, bo tak PCPM nazwało obszar, na którym działa, jest dla uchodźców zbawieniem. Po pierwsze, dzięki programowi “cash for rent” dostają godne warunki mieszkaniowe. Po drugie, agencje ONZ dostarczają im elektroniczne talony żywnościowe, które umożliwiają zakup artykułów spożywczych w lokalnych sklepach, wykorzystując przyznany kredyt. To niezbędne minimum, które pozwala stanąć na nogi.
W Akkar widziałem, że działania w ramach Polskiej Strefy Humanitarnej odnoszą skutek. Odwiedziliśmy np. kilkunastoosobową rodzinę, która korzystała z pomocy PCPM-u, ale już jej nie potrzebuje, bo jeden z synów założył warsztat samochodowy. Ten pozytywny przykład może służyć za wzór tego, jak może wyglądać skuteczna pomoc humanitarna. A takiej pomocy udzielają właśnie Polacy.Co działania polskiej fundacji w Libanie mają wspólnego z toczącą się w Europie dyskusją o migrantach? Bardzo wiele. PCPM pokazuje, że warto rozwiązywać problemy u ich źródła. Nie tylko dlatego, że w ten sposób trzymamy uchodźczy “gorący kartofel” z dala od naszych granic. Kluczowym argumentem są tutaj koszty.
- Kwota pomocy dla jednego uchodźcy przybywającego do Polski to ok. 15 tys. zł. Jest to suma kosztów i pomocy socjalnej otrzymywanej przez każdą z osób przez 1,5 roku. Środki na przyjęcie 7000 uchodźców w Polsce wystarczyłyby, by przez ten sam okres 18 miesięcy zapewnić kompleksową pomoc humanitarną dla 35 tysięcy uchodźców na Bliskim Wschodzie. To pięć razy większa pomoc niż ta, którą przekazalibyśmy w kraju - przekonuje w rozmowie z naTemat Wojciech Wilk, szef Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Mówiąc wprost - jest po postu taniej. I to nawet sześciokrotnie. Wilk zwraca uwagę, że kwota, którą w Polsce mielibyśmy przeznaczać na pomoc jednemu uchodźcy, w Libanie wystarczyłaby na wynajem domu, zakup żywności i leków oraz wysłanie dzieci do szkół. Pomoc ONZ w tym zakresie nie jest wystarczająca - dotyczy tylko 11 proc. Syryjczyków. - Pozostali otrzymują znikomą pomoc humanitarną lub prawie nic - zaznacza szef PCPM.
Inny argument, który powinien nas interesować, to wola samych zainteresowanych. To, co zaskoczyło mnie w rozmowach z syryjskimi uchodźcami w Libanie, to ich niechęć do opuszczenia kraju, wyjazdu do Europy. - Do Europy jadą ci, którzy mają majątek, znają język. My nie mamy nic - powiedziała mi jedna z kobiet mieszkających w garażu w Kubajacie. I tak jest rzeczywiście. Uchodźcy w Akkar w większości nie chcą się stamtąd ruszać. Są blisko domu, funkcjonują w znanych sobie warunkach społeczno-kulturowych i tak chcą przeczekać wojnę w nadziei na powrót. Zapewnienie im pomocy na miejscu to najlepszy pomysł na to, jak osłabić paliwo napędzające kryzys uchodźczy w Europie.
- Objęcie polską pomocą humanitarną grupy uchodźców w Libanie nie tylko dałoby im możliwość doczekania czasu, gdy będą mogli powrócić do Syrii, ale także zmniejszyłoby szansę, że bieda i brak pomocy zmusi te osoby do dalszej migracji do Europy - potwierdza Wojciech Wilk.
I wzywa: - Pomóżmy na początek 10 tysiącom najbiedniejszych syryjskich uchodźców, czyli liczbie nieco większej niż obecne zobowiązania Polski. Koszt pomocy dla takiego uchodźcy na Bliskim Wschodzie to tylko 20 proc. nakładów na ten sam cel w Polsce. Dziwię się, że w Polsce ten wątek tematu ofiar wojny w Syrii jest właściwie nieobecny. Dziwię się, że tak rzadko słyszy się o działaniach Polaków w Libanie i że hasło Polska Strefa Humanitarna nie przebija się w medialnych i politycznych dyskusjach. A przecież to, co proponuje PCPM, wygląda jak “trzecia droga” - idealne wyjście z klinczu, w którym znalazła się Polska i polski rząd: między oczekiwaniem pomocy a rzeczywistością (ideologia, społeczny nastrój).
To, co zobaczyłem i usłyszałem w Libanie, skłania mnie do wniosku, że politycy PiS mają rozwiązanie na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba lawirować, wystarczy pójść tropem Polskiej Strefy Humanitarnej. PCPM komunikuje to wyraźnie - Polsko, zamiast przyjmować kilka tysięcy uchodźców, zaoferuj na forum Unii Europejskiej, że otoczysz kompleksową opieką taką samą lub większą grupę uciekinierów przebywających np. w Libanie.
Chyba wszyscy zgodzą się, że będzie taniej, skuteczniej, bezpieczniej i “pozytywnie wizerunkowo”, bo Polska Strefa Humanitarna to pionierska inicjatywa.
Autor: Michał Gąsior / naTemat.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz