Prośba o to, żeby ktoś został rodzicem chrzestnym jest wyróżnieniem, dowodem zaufania. Ale czasem bywa kłopotliwa. Zwłaszcza, gdy rodzice maleństwa wybierają kogoś mało zaprzyjaźnionego i raczej ze względów prestiżowych lub materialnych, a nie z powodu rzeczywistej bliskości. Rola ta związana jest z wieloma i to długofalowymi obowiązkami, które nie wszyscy chętnie chcą na siebie przyjąć. Dlatego lepiej wykazać dużo taktu i wyczucia w wyborze chrzestnych, żeby nie stawiać nikogo przed zrobieniem czegoś, na co nie ma ochoty, a siebie nie narażać na odmowę. Jednak ktoś, kto nie chce zostać chrzestnym, a nie jest naprawdę bliskim krewnym, czy przyjacielem rodziców, powinien odmówić. Nie jest to łatwe ani miłe, ale konieczne. Nikt nie ma obowiązku dać się wmanewrować w obowiązki, do których się nie poczuwa. Grzeczniej jest zasłonić się jakimiś okolicznościami od nas niezależnymi, np. planowany wyjazd. I odmawiającym, i tym, którym się odmawia łatwiej jest przebrnąć przez taką sytuację, gdy przyczyna odmowy jest zewnętrzna i losowa. Nie wszyscy potrafią powiedzieć wprost - wybaczcie, doceniam waszą propozycję, ale chyba nie umiem sprostać takiej roli, nie wiedzę siebie, jako chrzestnego. Namawianie i przekonywanie niechętnego nie jest właściwe.
Lisa Gutowska