Wieloletni konflikt Lecha Wałęsy z Jarosławem Kaczyńskim to jeden z wątków wydanej właśnie książki autorstwa Andrzeja Bobera i Cezarego Łazarewicza pt. „Ja”. Dziennikarze wypytują legendarnego bojownika „Solidarności” o jego kilkudziesięcioletnią karierę polityczną, od nieformalnego przywódcy robotników aż po laureata pokojowej Nagrody Nobla i prezydenta RP, nie stroniąc też od trudnych pytań o życie osobiste.
Oto fragment książki „Ja”:
– Wyrzucił pan również dwóch swoich ministrów – Lecha i Jarosława Kaczyńskich, którzy przez późniejsze lata prowadzili z panem wojnę.
– Z Lechem można było się dogadać. Trzymałem go dlatego, że pomagał nam w czasie opozycji. Znał się na prawie. Mówił nam, żebyśmy wszystko robili zgodnie z prawem. A ja swoje – że trzeba walczyć, a on, że tak, ale zgodnie z prawem. Komunistycznym.
Kręcił się koło nas, znaliśmy się w tamtym czasie, to musiał iść dalej. Nie pasowało go odtrącić.
– A z Jarosławem?
– Jarek był przy „Solidarności” z doskoku, bo on zajmował się prawami człowieka. Brałem go z sobą tylko z grzeczności, bo to był brat naszego kumpla.
Nie miałem z nim do czynienia. Mijałem go czasem w przejściach i raz przyniósł mi jakąś kartkę czy coś takiego.
A Lech ciągle o niego walczył. Był taki, że nic mu nie można było dać. Uważał, że najpierw trzeba było dać Jarkowi. Więc zawsze kręcił się w jego pobliżu.
Nikt z nimi nie chciał pracować. Nie byli chyba lubiani. Nie traktowałem ich poważnie.
– O co poszło z Kaczyńskimi?
– Zacząłem mieć coraz więcej informacji, że ci faceci zbierają haki. Na wszystkich. I zamiast pracować, tylko zbierają papiery. Patrzę na ich robotę, rzeczywiście, nie widzę. Zamiast pracować, to oni chcą walczyć.– O co?
– Chcieli wszystkich wyeliminować i zostać sami. Tylko i wyłącznie swoją politykę realizować, która wtedy była polityką Olszewskiego. Wiedziałem, że po wyrzuceniu oni się nie podniosą. Nikt ich nie lubił. Ale wyciągnął ich Krzaklewski, bo konkurował ze mną w wyborach prezydenckich. Myślał, że jak Kaczyńscy mnie zaatakują, to odbiorą mi głosy i on wtedy wygra prezydenturę. Po to ich wciągnął do gry.
– Po odejściu od pana bracia Kaczyńscy zaczęli pana zwalczać. 29 stycznia 1993 roku Jarosław przyprowadził do pana swoich ludzi, którzy palili kukłę z napisem „Bolek”. Widział to pan z okien Belwederu?
– Śmiałem się. Niech się bawią chłopcy. Niech się bawią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz