Cholera jasna, ale ze mnie idiotka – pomyślałam nagle, zrywając się z łóżka zbudzona nieznośnym brzęczeniem elektronicznego budzika stojącego na szafce nocnej. Nie jestem najlepsza w porannym wstawaniu i właśnie zdałam sobie sprawę, że chyba już z 3 razy wcisnęłam przycisk drzemki w budziku, co oznacza, że znowu spóźnię się do pracy. No dobra, może jestem trochę śpiochem, ale co z tego? – pomyślałam, starając się usprawiedliwić, wyskakując przy okazji z rozkopanej pościeli. Rozejrzałam się gorączkowo po pokoju, starając się z jednej strony wymyśleć jak najszybciej dojechać do pracy, a z drugiej karciłam się w myślach, za moją głupotę. Za każdym razem mówię sobie, że teraz wstanę wcześniej, spokojnie przygotuję się do wyjścia i statecznym krokiem udam się do pracy. Nie dziś Julka, pomyślałam. Rozejrzałam się wokół i uśmiechnęłam się do siebie w przypływie dobrego nastroju, wywołanego widokiem pokoju który zajmowałam, skąpanego w wiosennym świetle poranka. Kawalerka którą zajmowałam nie była duża i składała się z dużego pokoju z łazienką i jeszcze mniejszym aneksem kuchennym, ale zdążyłam ją już polubić choćby za takie poranki jak ten. Mimo że mieszkanie było raczej małe to posiadało obszerne okna skierowane na wschód, które przyjemnie kierowały do wnętrza słońce, sprawiając że poranki tutaj były bardzo przyjemne. Żebym tylko nie musiała dziś iść do pracy! Posiedziałabym na balkonie z kubkiem kawy, nie robiąc absolutnie nic i ciesząc się ciepłym, marcowym porankiem. Odkąd skończyłam studia z zarządzania na Uniwerku i rozpoczęłam pracę, minął niecały rok, a mi udało się całkiem fajnie urządzić. Zawsze byłam pilną uczennicą, może nawet trochę kujonką i jak sądzę to dzięki temu i dzięki mojemu zaangażowaniu, od razu po studiach złapałam fuchę w międzynarodowej korporacji. Pracowałam krótko jako stażysta, a teraz jestem już specjalistą do spraw projektów, co pozwala mi samodzielnie się tutaj utrzymać i wynajmować to małe mieszkanko. Przyjechałam na studia z małego miasta, tu już zostałam i jakoś sobie radzę. Nie mam co prawda jeszcze chłopaka, ale wszystko po kolei prawda? Po prostu nie zjawił się nikt w kim mogłabym szaleńczo się zakochać, przeżywając miłość niczym z filmu. Znowu się zamyśliłaś Julka, skoncentruj się! – przywołałam się do rozsądku. Szybko…
Wbiegłam pod prysznic, spędzając w łazience najkrótszą możliwą chwilę, aby równie szybko z niego wyskoczyć. Mokre włosy? Nie szkodzi, jest tak ciepło, to wyschną po drodze. Otworzyłam z hukiem szafę w przedpokoju, grzebiąc w ubraniach. To nie, i to też nie. Cholera, nie mam w co się ubrać! To babskie stwierdzenie, które zazwyczaj jest wyolbrzymieniem problemu, wcale nie było teraz nie na miejscu. Robiłam przedwczoraj pranie i nie zdążyłam poprasować moich standardowych biurowych kostiumików ani bluzek, które bezładnie leżały teraz na stercie na półce szafy. Głupotą to bijesz siebie na głowę Julka – znów się strofowałam. Nie dość, że musiałam być spóźniona, to jeszcze nie miałam się w co ubrać. Został mi tylko dres w którym chodzę w domu i o – a co to? Spojrzałam w głąb szafy, wygrzebując wiszącą w niej sukienkę w kwiaty, którą kupiłam późnym latem na wyprzedaży i w której za dużo nie zdążyłam jeszcze pochodzić. Hm… pomyślałam chwilę. Kolory ma stonowane, niebieski z czarnym, a te kwiaty na sukience to chyba jakieś fiołki albo niezapominajki, więc powinna pasować do naszego firmowego dress codu. Nasze zasady ubierania się w pracy nie były co prawda zbyt rygorystyczne i dotyczyły głównie pracowników reprezentujących firmę na spotkaniach z klientami, do których ja nie należałam, ale jako porządna i przejmującą się wieloma rzeczami dziewczyna zawsze starałam się wyglądać co najmniej schludnie. Ta sukienka będzie jednak idealna! Jest ładna, kobieca, no i jest wystarczająco ciepło aby w niej wyjść. Ubrałam szybko kieckę (jakie to szczęście, że była z niegniotącego się materiału!), dopięłam mały srebrny łańcuszek i założyłam szpilki, żeby wyglądać na wyższą niż faktycznie jestem.
Podeszłam do lustra wiszącego na ścianie przedpokoju i z zadowoleniem skwitowałam, że fajna ze mnie laska. Spojrzałam na siebie uważnie, starannie się oceniając. Byłam może nie za wysoka, ale szpilki dodawały mi parę centymetrów i odrobinę pewności siebie. Rozpuściłam jasnobrązowe długie włosy, które zazwyczaj nosiłam spięte w schludną kitkę, tak aby teraz mogły wyschnąć na wiosennym wietrze i słońcu. Sukienka leżała na mnie bardzo ładnie i dobrze komponowała się z moją drobną sylwetką, dodając mi wdzięku i dziewczęcego wigoru, ale też uwydatniając szczupłą talię i nogi. Gapiłam się chwilę w lustrze na swoją ładną, uśmiechniętą i optymistyczną teraz twarz, mały nosek i dość smukłą szyję, podkreśloną dekoltem sukienki. Jako raczej szczupła osóbka nie miałam zbyt dużego biustu, co było powodem mojego drobnego kompleksu, ale – hej, nie można mieć przecież wszystkiego, prawda? Wysunęłam zawadiacko przed siebie nogę i ujęłam się ręką pod bokiem, oceniając wygląd. Wystarczająco dobrze – skonstatowałam z zadowoleniem. Resztki wkurzenia na moją poranną niefrasobliwość minęły i zostały zastąpione przez rozpierający mnie entuzjazm i zadowolenie z siebie. Chwyciłam torebkę i wybiegłam z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi.
***
Do przystanku autobusu który co dzień rano dowoził mnie do pracy miałam niedaleko. Dobiegłam od niego w pośpiechu, na przystanku czekało już dużo ludzi, jadących pewnie tak jak ja do pracy, a autobus akurat podjeżdżał. Ale mam fuksa, pomyślałam. Autobus musiał być spóźniony, dzięki czemu nie musząc czekać na kolejny, spóźnię się do pracy tylko parę minut. Gdy podjechał, udało mi się wejść do środka jako pierwsza, kierując się od razu na tył, gdzie na ogół miejsca siedzące były zajęte, ale było luźniej. Autobus ruszył z głośnym westchnieniem wysłużonego silnika, a ja przystanęłam na tyłach, odwracając się przeciwnie do kierunku jazdy. Jadąc, podziwiałam przez tylną szybę jak pięknie się wszystko zieleni – przydrożne trawniki były pokryte zieloną trawą, pąki rozkwitały na krzewach, przechodząc w młode listki i nawet mogło się wydawać, że mijani ludzie są szczęśliwi niż zawsze. To może być wspaniała wiosna! Autobus po chwili zwolnił, zatrzymując się na kolejnym przystanku. Do środka weszło jeszcze więcej ludzi, tym razem zapełniając wolną przestrzeń tak, że niewiele już było wolnego. Ludzie przy wejściu musieli się mocno ściskać, przepychając się tak, aby wszyscy mogli wejść. Po chwili również na tyle, tam gdzie stałam, zrobiło się ciasno. Zerknęłam za siebie, aby spojrzeć czy może nie wszedł ktoś znajomy z pracy, ale nikogo nie poznawałam. Za mną stanęła dziewczyna mniej więcej w moim wieku, ubrana też do biura, może nieco bardziej starannie ode mnie. Miała na sobie beżową bluzkę z kołnierzykiem i czarną spódnicę do kolan, a jej ładną buzię zdobił nieprzesadny, ale dobrze wykonany makijaż. Miała też starannie ułożone włosy, spięte w kok dwiema spinkami. Pomyślałam, że jest w sumie całkiem podobna do mnie, ale pewnie nie jest z niej taka niezdara jak ze mnie. Wyobraziłam sobie od razu, że na pewno wstała dużo wcześniej, starannie się przygotowała, zjadła pożywne i oczywiście zdrowe śniadanie i wyszła o precyzyjnie dobranej godzinie. Zdałam sobie po chwili sprawę, że na nią patrzę i że mimowolnie się uśmiechnęłam, na co nieznajoma odpowiedziała dyskretnym uśmiechem. Zaczerwieniłam się i w duchu znów się trochę postrofowałam, tym razem zarzucając sobie, że się za dużo gapię na ludzi, co nie jest przecież uprzejme, może wprawiać innych w zakłopotanie, a może jeszcze sobie pomyślą, że jestem dziwna! Odwróciłam się znów do okna i po chwili autobus ruszył. Ludzie przemieścili się po nim, rozmieszczając się bardziej równomiernie, tak aby każdy mógł mieć trochę miejsca, a w rezultacie nieznajoma na którą przed chwilą patrzyłam zbliżyła się w moim kierunku, stając tuż za mną. Nie odwracałam się już, ale była chyba całkiem blisko, bo poczułam delikatny zapach jej perfum, w którym rozpoznałam nutę jaśminu, kardamonu i czegoś jeszcze. Podoba mi się ten zapach, pomyślałam. Odwróciłabym się i zapytałabym co to za perfumy, gdybym nie była tak nieśmiała. Może nawet poznałabym nową kumpelę?
Moje rozmyślania przerwał kolejny przystanek autobusu i do środka weszli kolejni pasażerowie, spieszący zapewne do pracy. Choć wydawało się, że już nikt nie powinien się zmieścić, to zrobił się jeszcze większy tłok. Stojąca za mną nieznajoma musiała przesunąć się jeszcze bliżej mnie, przyciskając się teraz do moich pleców. Odchyliłam lekko głowę w bok i uśmiechnęłam się znów do niej, tym razem żeby dodać jej otuchy i żeby pokazać, że nic się nie stało, na co ona odpowiedziała chyba przepraszającym uśmiechem. Patrząc na nią z bliska, zauważyłam, że miała ładne zielone oczy koloru młodych liści na drzewach. Pomyślałam o niej wesoło, że jest jakby moją towarzyszką niedoli w tym zatłoczonym autobusie i że może nawet też myśli o tym, czy będzie w pracy na czas. Autobus ruszył i jechałyśmy teraz ściśnięte razem, ale nie sprawiało mi to jakiegoś szczególnego dyskomfortu. Czułam teraz wyraźnie zapach jej perfum, który wydawał się być przyjemnie intensywny, oraz jej oddech pachnący miętą, który gubił się w moich włosach. Nie mogłyśmy nic na to poradzić i tak jechałyśmy przez chwilę.
Po chwili jazdy autobus dość gwałtownie zahamował i moja nieznajoma straciła trochę równowagę, musząc przytrzymać się jedną ręką mojego uda. Będąc pogrążona w myślach i podziwiając zielone widoki za oknem, dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że dłoń nieznajomej ciągle spoczywa na moim udzie. Jakby było tego mało, poczułam, jak przesuwa ją w kierunku jego wewnętrznej strony, przyjemnie łaskocząc moją nogę ciepłym dotykiem, który wyczuwałam przez sukienkę. Parę chwil później dłoń mojej współpasażerki przesunęła się w kierunku mojego łonowego wzgórka, przykrywając go. Momentalnie zesztywniałam, nie wiedząc co właściwie mam zrobić i rozejrzałam się, czy nikt tego nie widzi. Ponieważ stałyśmy z tyłu autobusu, nieznajoma zasłaniała mnie całkowicie swoim ciałem, a z jedynego widocznego boku – skórzaną torbą którą miała zawieszoną na ramieniu. Obok mnie stał jakiś młody chłopak, może student pierwszego roku, który był jednak pogrążony w myślach, patrzył w inną stronę i w ogóle nie zwracał na nas uwagi, a ludzie stojący dalej nie mogli już tego widzieć.
Jej ciepła dłoń leżąca na moim wzgórku po chwili zaczęła się poruszać w dół. Poczułam się nagle bardzo podniecona, czując jak robi mi się wilgotno w majtkach. Do tej pory nikt mnie nie dotykał w tym miejscu. Lubiłam czasem pieścić się sama, ale dotykałam się najwyżej wieczorem pod kołdrą, przed zaśnięciem, a poza tym dawno już tego nie robiłam, więc kombinacja tych bodźców – delikatnych perfum, ciężaru kobiecego ciała i oczywiście dotyku nieznajomej sprawiło, że poczułam się bardzo, bardzo podniecona.
Nie chciałam, żeby nieznajoma przestawała. Gdy jej dłoń zeszła niżej, głaszcząc dwoma palcami moją cipkę przez materiał sukienki i majteczek, nie odwracałam się do niej, bo byłam zbyt zawstydzona, żeby spojrzeć na jej twarz. Zamiast tego, rozchyliłam bezwiednie usta i jęknęłam tak cichutko, że usłyszeć to mogła tylko dziewczyna, która właśnie dotykała mnie w najbardziej intymnym miejscu. Ruchy jej dłoni stały się coraz szybsze i intensywniejsze, a ja czułam przyjemne ciepło, promieniujące od moje dopieszczanej szparki na całe ciało. Zatraciłam się w jej cudownym dotyku i nie zastanawiając się, odchyliłam jeszcze trochę jedną nogę, aby nieznajoma miała lepszy dostęp do mojego gniazdka. W tym momencie jej palce zaczęły poruszać się jeszcze szybciej, a ja poczułam, że nadchodzi orgazm. Czułam jak masuje moją cipkę i mimo że oddzielały mnie od jej dłoni wiosenna sukienka i bawełniane majteczki, to było mi tak przyjemnie, że wydawało mi się, że zaraz nie wytrzymam i będę głośno jęczała. Przede mną w oknie zmieniał się krajobraz i minęłyśmy chyba z trzy przystanki, ale ja nie potrafiłam teraz tego zarejestrować i kompletnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nagle nadszedł najmocniejszy orgazm, jaki do tej pory miałam. Intensywna rozkosz ogarnęła całe moje ciało, a ja bezgłośnie wzdrygnęłam się z przyjemności, powstrzymując się z całej siły aby nie jęczeć. Moja cipka zaczęła intensywnie się kurczyć i rozszerzać, wstrząsana spazmami rozkoszy. Nieznajoma musiała to poczuć, bo w tym samym momencie przestała mnie masować, powoli wycofując dłoń.
Stałam jeszcze chwilę ciężko oddychając i nie wiedząc co dalej zrobić. Drzwi autobusu otworzyły się na kolejnym przystanku.
– Dzię… dziękuję. – wymamrotałam, odwracając głowę do nieznajomej. Jej zielone oczy iskrzyły się z radością, jakby sprawiła jakiś dobry psikus i nic nie mówiąc uśmiechnęła się szeroko. Patrzyłam na nią, a po chwili ona odwróciła się i wysiadła na przystanku razem z innymi ludźmi. W ostatnim momencie przed wysiadką obejrzała się jeszcze na mnie i z rozbrajającym uśmiechem puściła do mnie oko. Jeżeli nie byłam jeszcze wystarczająco zawstydzona, to teraz poczułam jak moje policzki robią się płomienno-czerwone na wspomnienie o tym, co przed chwilą mi zrobiła. Wysiadła, a ja po chwili doszłam do siebie. Przygładziłam sukienkę i sama również wysiadłam na kolejnym przystanku, kierując się trochę chwiejnym krokiem do mojego biurowca. Gdybym szczytowała trochę później, to pewnie nawet bym się nie zorientowała, że minęłam swój przystanek.
***
Nigdy więcej już nie spotkałam mojej tajemniczej współpasażerki. Nie spytałam też jej o imię, ale może to i nawet dobrze, bo na samą myśl o tym, co przydarzyło mi się wtedy w autobusie, czerwienię się jak burak. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie było przyjemnie, i choć nie przyznaję się do tego przed sobą, to kiedyś chciałabym spotkać ją jeszcze raz w drodze do pracy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz