REKLAMA
Bakcyl gimnastyka zaszczepił w nim jego starszy brat. To on pokazał mu pierwsze podstawowe ćwiczenia, które zrodziły miłość do tej dyscypliny sportu. – Pokazywał mi różne akrobacje, które ja powtarzałem. Na tamte czasy nie można było nigdzie niczego podglądnąć, czegoś się nauczyć. Dlatego brat przyjeżdżał w wakacje i obserwował postępy. Tak to się zaczęło – wspomina "Miru". Ciężko było mu kontynuować swą pasję ze względu na warunki do ćwiczeń`. – Miałem fach, byłem tokarzem i sam zbudowałem sprzęt do treningu siłowego, który służy mi do teraz, a piaskownicę wysypaną trocinami do wykonywania ewolucji miałem w lesie.
Mijały lata, a życie Kaźmierczaka biegło własnym torem. Pomimo zamiłowania do gimnastyki nigdy nie zdecydował się wziąć udziału w mistrzostwach Polski. Wolał pozostać w cieniu. – To były dla mnie za wysokie progi. Zresztą jako samouk miałbym niewielkie szanse w zawodach na najwyższym szczeblu – szczerze przyznaje. Chcąc jednak ulepszać swój warsztat, poszedł na studia. Na krakowski AWF zapisał się jako… 36-letni mężczyzna.
"Spartan" na życiowym zakręcie
Jak pokazał czas, wyższe wykształcenie, posada nauczyciela nie dały mu spokojnego życia na emeryturze. Nigdy profesjonalnie nie zajął się gimnastyką, a widmo życia na skraju biedy, jak bumerang wróciło z czasów młodości. Ale i to nie złamało pana Mirosława. – Jestem spartanem, a spartan może przezwyciężyć wszystko – mówił. To właśnie od tego mitycznego narodu wzięła się nazwa stowarzyszenia, które założył w swojej miejscowości. Uczniowski Klub Sportowy "Spartanie" powstał w 1996 roku. Dzieci i młodzież po dzień dzisiaj codziennie uczęszczają na zajęcia u "Mira" z gimnastyki i akrobatyki sportowej, a także z kulturystyki i fitness. Wielokrotnie mistrzostwo Podkarpacia w różnych kategoriach wiekowych było efektem ciężkiej pracy pod czujnym okiem trenera Kaźmierczka.
Sukcesy w regionie niestety nie szły w parze z zapleczem finansowym. "Mirowi" coraz częściej zaczynało brakować pieniędzy na prowadzenie "Spartan". Hart ducha i tym razem udowodnił, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Wykorzystał swoje dodatkowe kwalifikacje w postaci ekologa i zaczął… zbierać śmieci. - Nie chodzę do sponsorów, nie chodzę z czapką, nikogo nie proszę, jakoś sobie sam radzę i nie narzekam. Zbieraliśmy puszki aluminiowe jako działalność ekologiczna – i tak wszystko zaczęło się siedem lat temu – mówił w reportażu "Spartan" zrealizowanym przez Annę Myćkę, studentki Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Sanoku, w rozmowie z Eurosport.Onet.pl bardziej dosadnie podchodzi do sprawy. - Początkowo bardzo się tego wstydziłem. Można powiedzieć, że całą godność i wykształcenie musiałem zostawić w domu. Jest to wyłącznie mój wybór, nikt mi nie każe tego robić. Jestem jedyną osobą finansującą "Spartan". Zbieram odpady w śmietnikach, na polach, w lasach, w potokach i pozyskuje środki, których nie ma za wiele. Część przeznaczam na dofinansowanie klubu, część na fotografie, którą także się pasjonuję. Nigdy nie narzekam, nigdy mi nie było trudno, przecież jestem spartanem, a spartan wszystko może – kolejny raz podkreśla Kaźmierczak. - Uznaję zasadę, że to co mamy, nam wystarcza. Cieszymy się wszyscy z dzieciakami, gdy wyjeżdżamy na zawody. Na treningach panuje sielankowa atmosfera, a każda nowa akrobacja daje nam ogromną radość.
To właśnie dzięki materiałowi zrealizowanemu przez studentkę sanockiego PWSZ-u sprawa Kaźmierczaka została nagłośniona i nabrała rozpędu. Wszystkim zainteresowała się redakcja znanego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz