2015/03/30

wiersz dla dorosłych

GŁUPI CZY NIE GŁUPIPDFDrukujEmail



Czy głupi jest głupim, bo natura taka,
Czy może udaje głupiego cwaniaka?
Czymże jest przeciętna głupota głupiego,
A może to ludzie głupim czynią jego?

Każdy ma styl bycia, jeden jest bystrzejszy,
Drugi myśli wolniej, wiec jest powolniejszy.
O gustach podobno się nie dyskutuje,
Lecz biada, gdy ktoś się „w temacie” nie czuje.

Jeden woli plotki, drugi spokój w domu,
I może „dzień dobry” nie mówi nikomu,
Jemu wszystko jedno, kto ma auto jakie,
Niechże ma, gdy stać go na dobra wszelakie.

Drugi znieść nie może nawet nowej szklanki,
Sukienki ni sprzętu w domu koleżanki.
Zaraz jej wyliczy, ile kosztowało,
Gotów to wykrzyczeć ogółowi śmiało.

Ludzie mu przyklasną, bo ten liczyć umie,
Wszystkie powiązania bez trudu zrozumie.
Może? Nie oceniam, ale widzę z tego,
Że na pierwszym planie zazdrość bije z niego.

Kto się sąsiadami nie interesuje,
Bez zawiści, złości cicho egzystuje,
Nie zna rejestracji na sąsiedzkich autach,
Opinia takiego niewiele jest warta.

Bo liczy się głośność i cwaniactwo w parze,
Ten mądry i bystry, kto ma oba w darze.
A już biada temu, kto siebie zasłania,
Wskazując na przedzie Boskie Przykazania.

Taki nie wypije, nie klnie, nie zapali,
Może czasem komuś na coś się pożali.
Z tym też różnie bywa, różnie go traktują,
Gdyż jego problemów najczęściej nie czują.


Tylko rozgadują, ze sąsiad to „dupa”,
Bo go gniecie zwykłych spraw codziennych kupa.
Powinien inaczej- to z tym-tak ustawić,
By kosztem innego wesoło się bawić.

Wszyscy by inaczej problem załatwili,
I prędko na nogi by go postawili.
A że on odmawia, więc pewnie jest głupi,
Więc ani nie sprzeda, ni dobrze nie kupi.

Jeśli się przez życie nie przepchnie łokciami,
Zwykłych spraw codziennych nie zniszczy sądami,
Jeśli się nie kłóci, a modli w kościele,
To z niego jest zwykłe i życiowe cielę.

Już niejeden cichy spokojny człowieczek,
Unikając kłótni i codziennych sprzeczek,
Lub im poddawany bronić się nie może,
Bo gnębi go co dzień wiele cwanych stworzeń,


Zadziornych i dumnych jak puste koguty,
Głośnych niczym dzwony oraz pełnych buty.
Klnących., świntuszących, mających świat w nosie,
Pod butem lub w banku-czyli w pełnym trzosie.

Którym nie skoczy ktoś tak bez przebicia,
Chcący mieć niewiele w swym sposobie bycia.
Gdy starczą podstawy, święty spokój w głowie,
Ten właśnie o krzywdach od ludzi opowie.

Temu żyć nie dają nie tylko sąsiedzi,
A rzadko go który z przyjaźni odwiedzi.
Chyba , że sam nagle pożyczyć coś musi,
Do lekceważonych wtedy iść się kusi.

Choć drogi do niego na swej nie miał drodze,
Puszczając zelżywe o nim mowy wodze,
Nagle, gdy w potrzebie, idzie i przysładza,
Niby to sympatię do „głupiego” zdradza.


Byle ten głupawy dał albo pożyczył,
Ale przez sympatię procentu nie liczył.
I tak się słodziutko kłania dwa tygodnie,
Potem głupkiem przezwie i „obrobi” spodnie.

A świat niczym bomba zna problem wiekowy,
Jak „głupie” są żony, babcie oraz wdowy.
Ale „najmądrzejsze” bywają dziewczyny,
Ze zwykłych zaślepień chłopackich przyczyny.

Gdy był młody, zdrowy, bystry jak źródełko,
Każda dogadzała, gładziła sadełko.
A gdy się ożenił, weszły obowiązki,
Świat stał się niemiły, nieciekawy, wąski.

Zarobki, dzieciaki, zwykłe życie męża,
Więc często dla żony ma w kieszeni węża.
Wypomni jej każde rajstopy, spódnicę,
I inne wydatki, których nie wyliczę.


Wytknie ilość dzieci, swoje własne szkody,
Żonę by utopił teraz w łyżce wody.
Lecz jak gałąź podciąć, na której się siedzi,
Choć trzaska talerzem widząc porcję śledzi?

Wtedy damski bokser z takiego się staje,
W domu drań, a w mieście aniołka udaje.
Po ulicy żonę wiedzie i całuje,
W domu draństwo z draństwem grubiańsko ceruje.

Żonie ni rodzinie już dobrze nie życzy,
Tylko własne krzywdy wymyślone liczy.
Panna, która niegdyś taka mądra była,
Dziwnie mu się nagle w głupola zmieniła.

A czemu? Czy życie jej nie doświadczyło?
Czy wśród tych doświadczeń mądrości ubyło?
Może zapomniała, jak logarytm liczyć,
Gdy trzeba-przypomnieć, lecz wpierw też przećwiczyć.


Może zapomniała, ile równik mierzy,
Ale w zmianę męża jeszcze co dzień wierzy?
Miłość to z głupotą do końca oddanie?
Może wiara w zmianę oraz Przykazanie?

Pewnie by wam, panom nieraz się przydało,
Aby wam się w domu rząd do końca dało.
Pranie, gotowanie, lekcje z dzieciakami,
Sprzątanie i zarząd dobry finansami.

Przez pierwsze pół roku byście mądrzy byli,
Bo jeszcze z ostatków pracy żony żyli.
A gdy się już wszystko wyczerpie powoli,
Życie bez tej „głupiej” jakoś dziwnie boli.

I gdzie wtedy mądrość mężowska bogata,
Kiedy zwykły ręcznik wygląda jak szmata?
Nagle nie wiadomo, jakie dziecku butki,
No i zlewozmywak przestał być czyściutki.


Lecz tego wszystkiego znów dziwnie nie widzi,
Choć za czasów żony wszystkiego się brzydzi.
A te biedne babcie i biedni dziadkowie,
O tym oczernianiu niejeden opowie.

Póki prała majtki, ciasteczko kupiła,
Bajkę powiedziała, bardzo mądra była.
Lecz gdy nastolatek wziął życie za uszy,
Żywioł i cwaniactwo wyrosły mu w duszy.

A babcine słowa i rodziców rady,
Butami zdeptały kolesiów gromady.
Matka z ojcem płaczą, dziadek z babcią szlocha,
Bo ten wnuk kochany teraz ich nie kocha.

Zwie staroświeckimi i z rad się wyśmiewa,
Zwąc idiotami wspaniale się miewa.
Teraz panna mądra lub kawaler święty,
Lecz jakoś nie widać, że pychą nadęty.

Pod jej pokładami zwykły chłopaczyna,
Lub zwykła przeciętna jak inne dziewczyna,
Nie zawsze umyta, choć wymalowana,
Lecz ważne że modniej niż inne ubrana.

Od takiej się matka nieraz dowiedziała,
Że ją- matkę klasa właśnie wygwizdała.
A ona– córunia za mamę sie wstydzi,
Lecz swej bezczelności z głupotą nie widzi.

O, gdyby Poradnie Zdrowia Psychicznego,
Mogły zdradzić czasem problemy chorego,
Okazało by się, że głupich połowa
Jest zupełnie mądrych i normalna głowa.

Może źle ubrani, niemodnie obuci,
Lecz normalni ludzie, tylko że zaszczuci.
Zwykłe gospodynie od garnków i pralki,
Od codziennej o swą godność żywej walki.



Lecz ci, co przyjmują ich pracy posługi,
Zbyt chytrzy są, aby dostrzec własne długi.
Zwykły dług miłości, uśmiechu, uznania,
Zwykłej życzliwości i poszanowania.

Nazywając głupim tego ofiarnego,
Nie ma nic przeciwko korzyści z prac jego.
Od głupiej kobiety mądry żywność bierze?
Ona plamy czyści i bieliznę pierze?

Gdy sprząta, ceruje, prasuje, kupuje,
Dźwiga te zakupy, chociaż rąk nie czuje?
Pracując ofiarnie nie myśli o sobie,
A twierdzi, że wyśpi się dopiero w grobie.

I wy- mądrzy głupim na to pozwalacie,
Jak niewolnym służyć i wstydu nie macie?
Jeśli ktoś jest głupi, róbcie wszystko sami,
I słyńcie swoimi pseudo-mądrościami!


O, gdyby tak głupich wszystkich izolować,
Dając ludzkie słowo przed mądrymi schować,
Być może pokrótce by się okazało,
Jak pomiędzy nimi głupoty jest mało.

Gdyby w ludzkim bycie godnie odpoczęli,
I swych przemądrzalców przy sobie nie mieli,
Gdyby nikt nie wrzeszczał codziennie nad nimi,
Zwąc trzy razy dziennie jak osłami głupimi,

Mieliby psychiatrzy trzy czwarte mniej pracy,
Onkolog kolejek by już nie zobaczył,
Kardiologia pewnie padłaby odłogiem,
W spowiedzi by czuło się spotkanie z Bogiem.

Oj, mądrzy wy, mądrzy, czyście pomyśleli,
Że udział w głupocie też będziecie mieli?
Jeżeli was głupia matka porodziła,
Albo głupia babcia latami niańczyła,


Jeśli sąsiad głupi i każdy z ulicy,
To ciebie ten „każdy” też głupawo ćwiczy.
I w zwykłym kieracie normalnego życia,
Mądry będzie głupim w kolejności bycia.

Tak. Nie wszyscy naraz. Każdy po kolei,
By jedni od drugich też swój udział wzięli.
I by każdy mądry sobie dał pytanie,
Czy dziś mądrym będąc też głupim zostanie?

Niech się przygotują do głupiego roli,
Z tabletką na serce, bo to słowo boli!
Sobie odpowiedzą w ważnej życia chwili,
Czy ich głupolami też ludzie zrobili?

Czy głupi jest głupim, czy prawda jest inna?
W produkcji głupoty jest ludzka złość winna!
Ludzkie „Ja” nabrzmiałe zwycięstwem po trupach
Silnych wobec słabych, waląc ich po dupach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz