Małgorzata Malanowska (37 l.) straciła miłość życia. Jej ukochany syn Gabryś (+2 l.) skonał w niedzielę, choć mieszkanka Serocka była z dzieckiem w przychodni i dwa razy wzywała pogotowie do zwijającego się z bólu malca. Gdy w końcu potraktowano ją poważnie, na ratunek było już za późno. Gabryś dziś skończyłby dwa latka. Wciąż do mnie nie dotarło, że jego już nie ma. Gabryś był moim największym szczęściem, największą miłością - mówi zrozpaczona Małgorzata Malanowska i w poruszającej rozmowie z "Super Expressem" opowiada, jak wyglądały ostatnie chwile życia jej niespełna dwuletniego synka. - Koszmar zaczął się w sobotę. Bolał go brzuszek, był niespokojny, wymiotował. W środku nocy byłam tak zaniepokojona, że pojechałam z nim do przychodni w Legionowie. Pani doktor go przyjęła, ale potraktowała mnie jak histeryczkę. Przepisała Gabrysiowi lek na gorączkę oraz czopki i odesłała nas do domu. Nie przypominam sobie, żeby przeprowadziła ze mną choćby wywiad o przebytych chorobach, a syn cierpiał na astmę oskrzelową - relacjonuje kobieta.
Malec był wyczerpany, a rodzice postępowali zgodnie z wytycznymi od lekarza. - Po południu Gabryś dalej wymiotował, był spocony, ale dłonie i stópki miał zimne. Wtedy pierwszy raz wezwałam pogotowie. Byłam spakowana, gotowa w każdej chwili jechać do szpitala. Ale ratownik medyczny poinformował mnie, że mam obserwować temperaturę syna i podawać leki. Usłyszałam też, że jeśli chcę, to do szpitala mogę pojechać na własną rękę - mówi pani Małgorzata.
Chwilę po tym, jak karetka odjechała, dwulatek zupełnie przelewał się przez ręce. - Powiedział do mnie: "mamo, mamo..." i stracił przytomność. Znów zadzwoniłam po pogotowie, w tym czasie tata go reanimował. Dyspozytorka mówiła, jak mamy udzielać pomocy do przyjazdu karetki. Lekarze jeszcze półtorej godziny walczyli o moje dziecko. Wołałam jego imię, wierzyłam, że gdy mnie usłyszy, nasza miłość zwycięży. Ale on odszedł. - załamuje głos matka chłopca.
Na miejsce przyjechała policja i prokurator. W poniedziałek wszczęto śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci i błędu w sztuce lekarskiej.
- Przesłuchujemy świadków, zabezpieczyliśmy też dokumentację medyczną - mówi Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Wczoraj odbyła się sekcja zwłok dziecka, ale śledczy przed przesłuchaniem wszystkich lekarzy nie chcą ujawniać, co mogło być przyczyną zgonu. Czasem tak się zdarza , że lekarze z różnymi specjalizacjami pełnia dyżury świąteczne . Nie ma zbyt dużo chętnych bo lekarze również chcą odpocząć !!! A ci co je biorą są przemęczeni , już po dyżurach i tylko się modlą żeby było jak najmniej pacjentów . Najtrudniej właśnie jest z dziećmi i lekarze powinni o tym pamiętać !!! U dziecka bardzo szybko choroba się rozwija i o nieszczęście nie trudno . A bóle brzucha mają bardzo dużo przyczyn i łatwo popełnić pomyłkę , szczególnie w wypadku dzieci !!! Jak widać lekarka popełniła straszny błąd a zapłacił za to maluszek !!! Przez jej zaniedbanie zmarło dziecko !!!!! . Lekarze nie powinni pracować ile wlezie bo tak właśnie może się to skończyć !!! Ale co się stało tym razem zbada komisja . W końcowym rachunku za błąd dorosłego zapłaciło dziecko - życiem !!!! gb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz