2017/01/26

Gabryś skonał, bo uznali mnie za histeryczkę. TRAGEDIA w Serocku

gabrys-skonal-bo-nikt-mu-nie-pomogl                           Małgorzata Malanowska (37 l.) straciła miłość życia. Jej ukochany syn Gabryś (+2 l.) skonał w niedzielę, choć mieszkanka Serocka była z dzieckiem w przychodni i dwa razy wzywała pogotowie do zwijającego się z bólu malca. Gdy w końcu potraktowano ją poważnie, na ratunek było już za późno. Gabryś dziś skończyłby dwa latka.               Wciąż do mnie nie dotarło, że jego już nie ma. Gabryś był moim największym szczęściem, największą miłością - mówi zrozpaczona Małgorzata Malanowska i w poruszającej rozmowie z "Super Expressem" opowiada, jak wyglądały ostatnie chwile życia jej niespełna dwuletniego synka. - Koszmar zaczął się w sobotę. Bolał go brzuszek, był niespokojny, wymiotował. W środku nocy byłam tak zaniepokojona, że pojechałam z nim do przychodni w Legionowie. Pani doktor go przyjęła, ale potraktowała mnie jak histeryczkę. Przepisała Gabrysiowi lek na gorączkę oraz czopki i odesłała nas do domu. Nie przypominam sobie, żeby przeprowadziła ze mną choćby wywiad o przebytych chorobach, a syn cierpiał na astmę oskrzelową - relacjonuje kobieta.
Malec był wyczerpany, a rodzice postępowali zgodnie z wytycznymi od lekarza. - Po południu Gabryś dalej wymiotował, był spocony, ale dłonie i stópki miał zimne. Wtedy pierwszy raz wezwałam pogotowie. Byłam spakowana, gotowa w każdej chwili jechać do szpitala. Ale ratownik medyczny poinformował mnie, że mam obserwować temperaturę syna i podawać leki. Usłyszałam też, że jeśli chcę, to do szpitala mogę pojechać na własną rękę - mówi pani Małgorzata.gabrys-skonal-bo-nikt-mu-nie-pomogl
Chwilę po tym, jak karetka odjechała, dwulatek zupełnie przelewał się przez ręce. - Powiedział do mnie: "mamo, mamo..." i stracił przytomność. Znów zadzwoniłam po pogotowie, w tym czasie tata go reanimował. Dyspozytorka mówiła, jak mamy udzielać pomocy do przyjazdu karetki. Lekarze jeszcze półtorej godziny walczyli o moje dziecko. Wołałam jego imię, wierzyłam, że gdy mnie usłyszy, nasza miłość zwycięży. Ale on odszedł. - załamuje głos matka chłopca.
Na miejsce przyjechała policja i prokurator. W poniedziałek wszczęto śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci i błędu w sztuce lekarskiej.
- Przesłuchujemy świadków, zabezpieczyliśmy też dokumentację medyczną - mówi Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Wczoraj odbyła się sekcja zwłok dziecka, ale śledczy przed przesłuchaniem wszystkich lekarzy nie chcą ujawniać, co mogło być przyczyną zgonu.                                                                                                                                                                                                                                                         Czasem  tak  się  zdarza  ,  że  lekarze  z  różnymi  specjalizacjami  pełnia  dyżury  świąteczne  . Nie  ma  zbyt  dużo  chętnych  bo  lekarze  również  chcą  odpocząć !!!          A  ci co  je  biorą  są  przemęczeni  ,  już  po  dyżurach  i  tylko  się  modlą  żeby  było  jak najmniej  pacjentów  .   Najtrudniej  właśnie  jest  z  dziećmi  i  lekarze  powinni  o  tym  pamiętać  !!!  U  dziecka  bardzo  szybko  choroba  się rozwija  i  o  nieszczęście  nie  trudno  .  A  bóle  brzucha  mają  bardzo  dużo  przyczyn  i  łatwo  popełnić  pomyłkę  ,  szczególnie  w  wypadku  dzieci  !!!  Jak  widać lekarka  popełniła straszny  błąd  a  zapłacił  za  to  maluszek  !!! Przez  jej  zaniedbanie  zmarło  dziecko  !!!!! .  Lekarze  nie  powinni  pracować  ile  wlezie  bo  tak  właśnie  może  się  to  skończyć  !!!                        Ale  co  się  stało  tym  razem  zbada  komisja .  W  końcowym  rachunku  za  błąd  dorosłego   zapłaciło  dziecko  -   życiem  !!!!                                                                                                                                                                                  gb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz