2015/03/18

Polska prostytutka zszokowała Niemców! Była na dnie, dziś jest kimś lepszym


Polka o prostytucji
Bestseller polskiej prostytutki
Jako dziec­ko była mal­tre­to­wa­na przez matkę al­ko­ho­licz­kę. Miała 15 lat, gdy za­czę­ła się sprze­da­wać za pie­nią­dze, które za­bie­ra­ła jaj matka. By zna­leźć ak­cep­ta­cję ró­wie­śni­ków, za­przy­jaź­ni­ła się z grupą kry­mi­na­li­stów. By uwol­nić się od matki, wy­je­cha­ła do nie­miec­kie­go bur­de­lu. Czy tam zna­la­zła wol­ność? Jej wstrzą­sa­ją­cą hi­sto­rię opi­su­je radio Deut­sche Welle.
Au­tor­ką po­ru­sza­ją­cej książ­ki „Du ver­reckst schon nicht!” ("Prze­cież nie zdech­niesz"), która jest w Niem­czech be­st­sel­le­rem jest Jana Koch Kraw­czak. Dłu­gie blond włosy, lekko za­dar­ty nosek i śmie­ją­ce się oczy - nic nie zdra­dza jej trau­ma­tycz­nej prze­szło­ści. So­bot­nie po­po­łu­dnie to czas na spa­cer z córką i mężem. Sie­lan­ka, o któ­rej Jana nawet w naj­trud­niej­szych mo­men­tach życia, nigdy nie prze­sta­ła ma­rzyć.


Choć od bo­le­snych wy­da­rzeń mi­nę­ło wiele lat, do­pie­ro teraz miesz­ka­ją­ca w nie­miec­kim Karls­ru­he Polka zde­cy­do­wa­ła się opu­bli­ko­wać swoje prze­ży­cia. Książ­ka pod ty­tu­łem „Du ver­reckst schon nicht!” (Prze­cież nie zdech­niesz) oka­za­ła się w Niem­czech wiel­kim suk­ce­sem wy­daw­ni­czym - pisze dw.​de.                                                                                                                                                                  Żadna kobieta nie marzy, by zostać prostytutką. Zawsze kryje się za tym bezradność i ucieczka. Mnie w prostytucję wpędziła moja matka, której nigdy nie obchodziłam – przyznaje Jana. – Matka przyszła do mnie w nocy do pokoju i wrzaskiem wyrwała mnie ze snu: "Ty głupia krowo, znowu nie wyrzuciłaś śmieci. "Natychmiast wręczyła mi worek i bijąc wyrzuciła za drzwi. Nie miałam nawet czasu ubrać pantofli.(…) Kiedy wróciłam, nikt nie otworzył mi drzwi. Naciągnęłam więc piżamę na moje gołe stopy i skuliłam się - wspomina w autobiografii.
Losem kilkuletniej dziewczynki nie interesował się nikt. Spanie w nocy na wycieraczce przed domem stało się rytuałem. – Mam żal do mamy, że zrujnowała mi dzieciństwo - przyznaje dorosła już Jana. Życie w ciągłym strachu sprawiło, że 13-latka odważyła się targnąć na swoje życie. Zażyła dwa opakowania leków, myślała, że to wystarczy.
–Przecież nie zdechniesz! - powiedziała wtedy do mnie matka, a ja paradoksalnie poczułam, że dalej chcę żyć - wspomina autorka publikacji. Tylko jak? To pytanie Jana zadawała sobie w kółko. By zdobyć uznanie dziewczynka zaprzyjaźniła się z bandą wyrostków, którzy rabowali sklepy i samochody.
– To była moja nowa rodzina – wspomina. Łupy z obrabowanych supermarketów oddawała matce. Jedynie w takich chwilach mogła cieszyć się jej uwagą. Zasada była prosta: im zdobycz była cenniejsza, tym dłużej matka nie robiła awantur.
Przygoda skończyła się, gdy policja zamknęła dziewczynę w poprawczaku. Któregoś dnia jeden z przyjaciół przedstawił ją właścicielowi agencji towarzyskiej. Decyzja by zostać w agencji nie była łatwa. Jana miała wtedy 15 lat. - Zrobiłam to, by móc dalej wspierać mamę finansowo i mieć święty spokój - przyznaje po latach.
Jako prostytutka Jana pracowała przez kilka lat. W Polsce w latach dziewięćdziesiątych, największą popularnością cieszyły się burdele w domach prywatnych. – Dostawałyśmy wtedy naprawdę dobre pieniądze. Za 45 minut klient płacił mi 400 zł. Z tego połowa była dla mnie. Dziś stawki są o wiele niższe – przyznaje Jana.
–Dzień zaczynał się wieczorem, a kończył rano. W kontaktach z klientami obowiązywały twarde zasady. Żadnych czułości i pocałunków w usta. (…) Seks bez gumki nie wchodził w grę. Ulubionym życzeniem klienta był trójkąt. Seks z dwiema prostytutkami na raz oznaczał podwójna stawkę przy połowie pracy. To był dobry biznes – pisze Jana w  książce.
Aby przetrwać, pocieszenia szukała w alkoholu i narkotykach, które w agencjach były na porządku dziennym. Nie zawahała się, by sięgnąć po kokainę. „Ciągle miałam krwotoki z nosa, zabijesz się, ostrzegały mnie inne dziewczyny. (…) Wiedziałam, że ryzykuję swoje życie. Ale przed sobą widziałam tylko głęboką czarną dziurę. Dla mnie nie ma happy-endu.
Wreszcie jedna z sąsiadek, zaproponowała jej wyjazd do Niemiec, oczywiście w charakterze prostytutki. Kilku Polaków postanowiło założyć agencję w domu i liczyło na duży zarobek. Jednak niemiecka rzeczywistość znaczne odbiegała od polskiej. Pod koniec lat 90-tych modne były restauracje, gdzie dziewczyny były jednocześnie kelnerkami i prostytutkami, a nie prywatne agencje. Ponadto, Niemcy ku zaskoczeniu płacili mniej, jedynie 50 marek za stosunek.
Kiedy polska agencja zbankrutowała, jej właściciel postanowił sprzedać Janę do innego burdelu. I w końcu los się uśmiechnął. Jana poznała swojego przyszłego męża. – Był kolegą ze szkoły mojego sutenera. Miałam straszne szczęście, anioł stróż zawsze mnie za rękę prowadził – śmieje się Jana. Dziś Jana jest szczęśliwą mamą i spełnioną żoną. Ma dom i normalną pracę, o którym zawsze marzyła. Zajmuje się opieką nas osobami starszymi.
Mój mąż jest bardzo dumny, że udało mi się wydać tę książkę. Do napisania autobiografii przekonała ją jedna z psychoterapeutek, która pomogła jej uporać się z traumą.Publikacja książki pod koniec zeszłego roku okazała się wielkim sukcesem medialnym i wywoła ogromne zainteresowanie tematem prostytucji w Niemczech. Od tego czasu Jana poświęca się działalności na rzecz pomocy prostytutkom. Udziela się w niemieckich mediach i w licznych spotkaniach.
Jednak najwięcej satysfakcji przynosi jej praca w poradni dla kobiet „Amalia”. – Kobiety wyobrażają sobie często, że prostytucja jest łatwa, bez żadnych fizycznych i psychicznych skutków. Przychodzą mężczyźni, płacą dobre pieniądze, a jakoś to tam już będzie. Ale tak nie jest. Przychodzą do nas kobiety bardzo skrzywdzone przez los. Ofiary przemocy, gwałtu czy handlu ludźmi – przyznaje Jana.
Większość prostytutek pracujących w Niemczech pochodzi z Rumunii, Bułgarii i z Polski. Każdy przypadek jest inny. Zdaniem autorki książki, dziewczyny robią to, bo nie widzą dla siebie żadnych innych perspektyw. Chcą zarobić duże pieniądze w krótkim czasie. A to jest coraz trudniejsze. – Dziś stawka wynosi 20-30 euro za 20 minutowy stosunek, albo i mniej. Prostytutki mieszkają w wynajętych pokojach, których cena za dzień wynosi nawet 150 euro. Są takie, które by zarobić obsługują nawet 40 klientów dziennie – opowiada Jana. Ale według niej najgorsze jest to, że mężczyźni nie chcą używać prezerwatyw. Aborcja wśród kobiet jest na porządku dziennym. 
Od połowy zeszłego roku udało się pomóc prawie 20 kobietom. – Ja zawsze patrzę na życie pozytywnie. Wierzę, że w każdym jej coś dobrego, choć żal do mamy pozostał. Gdybym nie mała takiego domu, nigdy nie zostałabym prostytutką - przyznaje autorka tej poruszającej książki.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz