2015/06/29

Program najprostszy z możliwych

Dodano: 29.06.2015 [20:08]
Program najprostszy z możliwych - niezalezna.pl
foto: GP
Paweł Kukiz, lider środowiska, które według sondaży niedługo może zostać trzecią siłą w polskim parlamencie, twierdzi, że niepotrzebny mu żaden program. Jedynym celem jest doprowadzenie do bliżej nieokreślonej zmiany. Wydaje się już nieistotne, czy jest to zmiana na lepsze, czy na gorsze.

W ubiegłym tygodniu nowy wiceminister transportu Paweł Olszewski (z dotąd niewyjaśnionych przyczyn rzucony przez Ewę Kopacz na odcinek drogowy) przedstawił plan poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach. Oczywiście plan jest tożsamy z tym proponowanym przez wszystkich wcześniejszych ministrów infrastruktury. Wśród haseł powtarzanych przez ostatnie osiem lat są te dotyczące monitoringu, oznakowania, poprawy czytelności ustawiania znaków czy ustanowienia w Polsce instytucji ds. zarządzania bezpieczeństwem na drogach. Oczywiście nikt nie ma wątpliwości, że program nie zostanie nigdy wprowadzony w życie. Miliony znaków będą stały, jak stoją. A wśród priorytetów policji nadal będzie łapanie kierowców w miejscach, gdzie na prostej drodze stoi bezsensowny znak ograniczenia prędkości do 30 km na godzinę. Tymczasem pozytywne skutki można odnieść jedną zmianą. Wprowadzając ruch lewostronny.

Potrafisz, Polsko

Trzeba zmienić system drogowy. Koniecznie. Natychmiast. Statystyki są wstrząsające. W 2014 r. na polskich drogach doszło do blisko 35 tys. wypadków. Zginęły w nich 3202 osoby, a ponad 42,5 tys. zostało rannych. To zdaniem kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli powoduje, że Polska ponosi wymierne koszty. „W latach 2004–2013 wypadki pochłonęły życie ponad 47 tysięcy osób, a dalsze 554 tysiące osób zostało rannych. Koszty ekonomiczne zdarzeń drogowych w Polsce to ponad 28 mld zł rocznie” – czytamy w raporcie NIK-u. Inaczej jest wszędzie tam, gdzie jest ruch lewostronny. Wielka Brytania należy do najbezpieczniejszych krajów w Europie, jeśli chodzi o liczbę ofiar na drogach. Śmiertelność to około 30 zabitych na milion mieszkańców (w Polsce jest to blisko trzy razy więcej). Zdaniem wielu ekspertów ruch lewostronny jest również bardziej logiczny i łatwiejszy. Przykładowo dużo większy sens ma zasada przepuszczania na skrzyżowaniu samochodu jadącego z prawej, gdyż kierowca w ruchu lewostronnym ma zdecydowanie lepszą widoczność na to, co się dzieje właśnie po jego prawicy.

Dlatego trzeba zmienić system. Koniecznie. Teraz. Dość „praworuchokracji”. Czas oddać drogę kierowcom.

Idée fixe

Mam nadzieję, że wyczuli państwo ironię, ale również dostrzegli podobieństwo do sytuacji politycznej w kraju. Od miesięcy w Polsce toczy się podobna dyskusja dotycząca systemu wyborczego. Oczywiście we wszystkim tym umyka istota rzeczy. Na dalszy plan zostają zepchnięte kwestie merytoryczne dotyczące zmian w Polsce. To błąd, bo znów tracimy czas. Podobnie bowiem jak niemożliwe jest rozpatrywanie kwestii bezpieczeństwa na drogach w oderwaniu od rzeczywistości (np. kwestii infrastruktury, mentalności kierowców, rzetelności policji itp.), tak samo zmiany w Polsce nie można sprowadzać tylko do JOW-ów. Liczyłem na to, że poznam receptę na poprawę sytuacji w kraju podczas wystąpienia największego z wojowników w Lubinie, ale zamiast o konkretnych pomysłach Paweł Kukiz znowu mówił o panaceum. Cudownym lekarstwie, po którego wprowadzeniu od razu ma być lepiej. Tak jak w Wielkiej Brytanii. Brak jakiegokolwiek pomysłu na służbę zdrowia, obronność, politykę zagraniczną, administrację, rolnictwo, przemysł, energetykę, środowisko, sądownictwo. Słowem na cokolwiek. No ale przecież takie dyskusje są zbyt przyziemne. Tym zajmiemy się, jak zmienimy system i wybierzemy posłów spośród siebie. Aha, byłbym zapomniał. Już dzisiaj jednak wiadomo, kto będzie zaproszony do udziału w zmianie systemu. Mają to być m.in. antysystemowa kandydatka SLD (wcześniej PZPR) na prezydenta Magdalena Ogórek, znany reżyser Grzegorz Braun (człowiek, który wytłumaczył mi, o co tak naprawdę chodzi w „Gwiezdnych wojnach” i dlaczego Jedi to intergalaktyczne UB) i Paweł Tanajno. Ekipę ma uzupełniać trochę spadów z PO i innych partii. Ogólnie jednak wszystko ma być wiadomo pod koniec lipca.

Realna zmiana

Nie życzę Pawłowi Kukizowi źle. Ba. Nawet mu kibicuję, żeby wszedł do Sejmu. Jestem jednak pewien, że żadnej zmiany nie dokona. Przy obecnym stanie degrengolady państwa są dwie drogi, żeby dokonać zmian. Jedna to ta, o której również mówi sam Kukiz. Rewolucja. Choćby taka, jaką widzieliśmy na Ukrainie, podczas której obalano pomniki, wygoniono dyktatora i podejmowano radykalne reformy (teraz jednak destabilizowane przez Rosję). Nie ma jednak obecnie siły, która byłaby w Polsce w stanie rewolucję przeprowadzić. Jest więc druga możliwość. Demokratyczne przejęcie władzy przez grupę bardzo dobrze do tego przygotowaną, przedstawiającą realną diagnozę i spajaną przez wspólne wartości. To oczywiste, gdy spojrzymy na to, ile w Polsce jest zmian do dokonania. Ilu ludzi należałoby zastąpić.

Jak wielu dziedzin muszą dotyczyć reformy. Ile polskich spraw jest do dopilnowania. Siłą rzeczy potrzebne jest ogromne zaplecze. Naprawdę do poprawienia gospodarki nie wystarczy spotkanie Sławomir Kolorz – Robert Gwiazdowski. Nie wystarczą wszechwiedzące głowy z Centrum im. Adama Smitha, które brylują w tworzeniu konstruktów teoretycznych i tłumaczeniu na polski prac zagranicznych ekspertów.

Dziś Kukiz powtarza słowa marszałka Józefa Piłsudskiego o tym, że jego program jest najprostszy z możliwych: Bić k… i złodziei, mości hrabio. Zapomniał jednak, że nie ma za sobą zwartych legionów, gotowych pójść za nim w ogień, ale grupę wojowników, którzy często przystają do niego z braku lepszej perspektywy. A to zasadnicza różnica.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz