2015/02/12

na dobranoc


Bajki na dobranoc dla dorosłych...Waligórskiego.

*Przyszedł gość do doktora, biada na swe zdrowie.
- Jakaś mi żaba - mówi - wyrosła na głowie.
- Umówmy się - odrzekło to zwierzę niegłupie -
Nie ja jemu na głowie, lecz on mnie na d....

*Latał sobie z radarem pewien gacek młody
I po drodze omijał przeróżne przeszkody,
Lecz właśnie gdy się cieszył, że je tak omija,
Wpadłszy na jedną z przeszkód rozbił sobie ryja.

*Złapał raz wróbel glizdę, glizda przerażona
A on ją zaczął dziobać dziobem od ogona.
Dziobie ją, dziobie, dziobie, podziobał ją trochę,
A wtem glizda powiada: - Stary, mów mi Zocha!

*Raz ordynarny niedźwiedź kucnąwszy na łące
W dość niewybredny sposób podtarł się zającem.
Zając się potem żonie chwalił po obiedzie:
- Wiesz stara, nawiązałem współpracę z niedźwiedziem!

*Kiedyś pijany zając włóczył się po rżysku,
A spotkawszy niedźwiedzia, naprał go po pysku.
Niedźwiedź wpadłszy do domu wrzasnął: - Leokadio!
Coś się chyba zmieniło, włącz no prędko radio!

*Płakał niedźwiedź przed lisem, pijąc wraz z nim wódę:
- Ty wiesz, mam czworo dzieci, ale wszystkie rude...
- Ha! - krzyknął lis obłudnie, ukrywszy twarz w dłoniach -
Mój syn także jest rudy, ktoś nas robi w konia!

*Prosiła glizda słonia raz w nietrzeźwym stanie:
- Strasznie mnie plecy swędzą, podrap mnie kochanie.
Słoń podrapał i ryknął śmiechem jak armata:
- Stara, co się wygłupiasz, coś taka plaskata?

*Złapał niedźwiedź świstaka idąc raz pod górkę,
A pragnąc na nim świstać, chciał mu dmuchać w dziurkę.
Świstak chodu, lecz zanim schował się do chaty,
Pisnął: - Mógłbyś przynajmniej chamie przynieść kwiaty!

*Kiedyś baca krótkowidz z owieczki korzystał,
Dziwiąc się, że mu ona nie beczy, lecz śwista.
Dopiero na kolegium mu wytłumaczono
Że wyryćkał świstaka, co był po ochroną.

*Udzielał raz wywiadu kotek, że jest zdrowy,
Wtem uszki mu opadły, oczki wyszły z głowy,
Pękł mu brzuch, ogon, płuca i głosowa struna,
Wreszcie zdębiał, ocipiał, zesrał się i umarł. Amen.
***********








Legenda o Syrence Warszawskiej

Skąd przybyła do przyszłej stolicy Polski,
dlaczego za swój dom obrała brzeg Wisły, w pobliżu którego później wyrosło wielkie miasto – Warszawa?
Czy opuściła swoje oceaniczne królestwo sama, czy z siostrą?

Tego do końca się nie dowiemy – legenda głosi, że Warszawska Syrenka nie była jedynaczką, wraz z siostrą wychowywała się w Oceanie Atlantyckim, na dnie oceanu, zapewne, istniało przed wiekami podwodne królestwo, piękne siostry żyły w bogactwie i przepychu, a morskie zwierzęta podlegały władzy ich morskich rodziców, kiedyś, zapewne również i one stałyby się królowymi Atlantyku, a że były bardzo ciekawe innych podmorskich i ziemskich królestw, o których musiały słyszeć w opowieściach rusałek i innych morskich stworzeń, postanowiły udać się w daleką drogę.

Obie dziewczyny były niezwykle piękne,
tak uroczych kobiet próżno było szukać na całym świecie, nie były to jednak zwyczajne dziewczęta, a syreny, pół-kobiety, pół-ryby. Obdarzone nieziemską urodą, olśniewały przecudnymi twarzami, włosami, szyjami i ramionami, dolna część ich ciała przypominała o tym, że są to morskie stworzenia – syreny miały rybie ogony pokryte wielobarwnymi i połyskującymi łuskami.

Siostry wybrały się w morską podróż, przypłynęły na wody Bałtyku, morze tutejsze wydało im się szczególnie piękne, bawiły się między skałami, wypływały na ląd, obserwowały bijące o brzegi morskie fale, a nade wszystko – śpiewały głosami tak pięknymi, że nawet ptaki przerywały swoje serenady, aby w skupieniu słuchać przedziwnych, ni to morskich, ni to leśnych, ni to wiatrem pisanych syrenich pieśni, przepełnionych niepewnością, tęsknotą, za tym co jest, a czego pojąć nie można, za miłością, pięknem, radością i smutkiem…

Jednej z sióstr spodobały się okoliczne wyspy, przypadły jej do gustu tak bardzo, że postanowiła właśnie tu zostać na stałe – dziś Syrenka jest dumą Kopenhagi.



Druga z sióstr dopłynęła do Gdańska, a potem, słuchając swego serca, które podpowiadało jej, aby płynęła dalej, ruszyła wodami Wisły na południe, płynąc mijała wioski i małe miasteczka, brzegi pokryte głębokimi, ciemnozielonymi, niemal czarnymi lasami, które wyśpiewywały w wietrze swoje tajemnicze pieśni, wreszcie odnalazła miejsce, które wydało się jej szczególnie bliskie, obrała sobie mieszkanie wśród wysokich brzegów rzeki, a gdy tylko wieczór nastał, z radością wyśpiewywała swoje niezwykłe pieśni. Głos Syreny niósł się po pobliskich łąkach i lasach…

Pewnego wieczoru Syrenka, jak zwykle przypłynęła do brzegu i wpatrzona w światło księżyca połyskujące wśród wiślanych wód, snujące się srebrzystą poświatą wśród trzepoczących na wietrze liści drzew i oświetlające polną drogę, wydobyła z siebie głos tak piękny, jak to, co wokół siebie widziała.

Wychowana w oceanicznej toni, nie widziała, że świat również nad wodą może być tak piękny, że dniem światło słońca może namalować przed jej zdumionymi oczami tak piękne, pełne kolorów obrazy, a nocą księżyc wśród cieni i świetlnych błysków wydobywa z mroku kształty, których w dzień próżno byłoby szukać… Zapatrzona w te nocne dziwy, zapomniała Syrenka o tym, że godziny biegną,
...........nie zauważyła też, że zza pobliskich drzew obserwują ją czyjeś zaciekawione i nieco onieśmielone oczy.


Wiedziony pogłoskami, według których nad brzegiem wiślanym zamieszkać miała panna niezwykła, pół-człowiek, pół-ryba, śpiewająca tak cudownie, że ludzie jej słuchający zapadać mieli w melancholijne, przepełnione marzeniami, niemal senne odrętwienie, przybył do zagubionej wśród leśnych ostępów wioski rybackiej bogaty kupiec.

Nie miał wobec Syrenki dobrych zamiarów,

a ta, ufna, kochająca świat, przepełniona muzyką wód, ziemi, wiatru i lasów, zanurzona w swym śpiewie, nie spodziewała się, że ktoś może czyhać na jej wolność.

Niczego nieświadoma, pewnej nocy, jak zwykle, podpłynęła do brzegu i zaczęła cicho śpiewać, nagle coś opadło jej na twarz i ramiona, skrępowało, przerażona dziewczyna nie wiedziała co się dzieje, to kupiec pod osłoną nocy postanowił uskutecznić swój chytry plan – z zaskoczenia, jak dziki leśny zwierz, zaatakował, na Syrenkę opadła w oka mgnieniu mocna siatka, skrępowała ją, a kupiec porwał dziewczynę i uwięził w pobliskiej szopie. Nic sobie nie robił z jej płaczu, zawodzenia i próśb, by ją puścił – sprytny handlarz uznał, że Syrenka przynieść mu może fortunę, gdy będzie ją pokazywał na jarmarkach – niezwykłej urody, morską pannę, śpiewającą tak pięknie, że słuchając jej pieśni, nawet ptaki milkną…



Kupiec .......zostawił Syrenkę w szopie i postanowił wrócić po nią, gdy tylko noc minie. Zostawiona w nieznanym miejscu, skrępowana, przerażona, przepełniona bólem i rozpaczą, uczuciami, których wcześniej w życiu swoim nie znała, zaczęła śpiewać tak głębokim głosem, tak przejmująco, że zbudziła rybaków – mieszkańców niedalekiej wsi. Wstali więc i przypomniawszy sobie o pięknej pannie, ni człowieku, ni rybie, której głos słyszeli już nieraz, ale ze strachu i nieśmiałości, nigdy nie zbliżyli się do niej, teraz przerażeni tym, co słyszą, wzruszeni, postanowili odważyć się i podążyć w ciemnościach za unoszącym się wśród łąk i lasów głosem.

Nie minęło wiele czasu, gdy odnaleźli starą szopę, z której dochodził głos Syrenki. Rybacy uwolnili dziewczynę i pomogli jej dostać się do wody. Syrenka na pożegnanie zaśpiewała im najpiękniejszą pieśń, jaką kiedykolwiek dane im było słyszeć, obiecała też, że odtąd zawsze będzie bronić ich wioski, a pokolenia całe, wspominając ją, nie zapomną o tym czym jest wolność i dobro.


Tak też się stało, mała wioska dała początek wielkiemu i pięknemu miastu – Warszawie.

Mieszkańcy polskiej stolicy nie zapominają o swojej morskiej patronce – do dziś Warszawska Syrenka z mieczem wzniesionym do góry i tarczą w drugiej dłoni, broni swego miasta, a mieszkańcom przypomina o tym, by, jak ich dalecy przodkowie, nie zapominali, że prawdziwą siłę daje wolność i wrażliwe serce.
.....KONIEC....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz