2015/03/22

Posłaniec śmierci

Ten czło­wiek może przejść do hi­sto­rii jako jeden z naj­więk­szych se­ryj­nych mor­der­ców w dzie­jach nie­miec­kiej kry­mi­na­li­sty­ki. Pie­lę­gniarz Niels H. przy­znał się do zgła­dze­nia kil­ku­dzie­się­ciu pa­cjen­tów, ale pro­ku­ra­tu­ra przy­pusz­cza, że ma na su­mie­niu ponad setkę ofiar. Jak to moż­li­we, że zdo­łał uśpić czuj­ność dy­rek­cji szpi­ta­li i wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści?                                                                                                                                            

Foto: PAPPielęgniarz Niels H. podczas procesu
Sześć­dzie­się­cio­let­nia pa­cjent­ka cier­pia­ła na cięż­ką astmę, ale nie wy­ma­ga­ła pod­łą­cze­nia do re­spi­ra­to­ra. Pew­nej nocy przy jej łóżku wy­rósł pie­lę­gniarz i dał jej jakiś za­strzyk. Nagle serce ko­bie­ty za­czę­ło ko­ła­tać w pier­si, jak ptak uwię­zio­ny w klat­ce, a po chwi­li prze­sta­ło bić
Póź­niej pa­cjent­ka do­kład­nie opi­sa­ła męż­czy­znę, który nocą po­ja­wił się przy jej łóżku. Rosły, do­brze zbu­do­wa­ny, z ciem­ny­mi, krę­co­ny­mi wło­sa­mi. Pa­mię­ta­ła nawet, że jego prawe ucho było tro­chę znie­kształ­co­ne. Bez trudu go roz­po­zna­ła, gdy wresz­cie do­szła do sie­bie. Tam­tej pa­mięt­nej nocy zna­la­zła się na skra­ju śmier­ci.
Pie­lę­gniarz Niels H. wstrzyk­nął pa­cjent­ce trzy am­puł­ki leku na­ser­co­we­go Gi­lu­ryt­mal za­miast pół, a na­stęp­nie szyb­ko wy­szedł z sali. Po upły­wie 15 se­kund włą­czył się alarm w urzą­dze­niu mo­ni­to­ru­ją­cym pracę serca. Pie­lę­gniarz wpadł jak burza i na­tych­miast roz­po­czął akcję re­ani­ma­cyj­ną. Z po­myśl­nym skut­kiem.
Po od­zy­ska­niu przy­tom­no­ści pa­cjent­ka ze­zna­ła, że za­cho­wa­nie pie­lę­gnia­rza wy­da­ło się jej po­dej­rza­ne. Po­li­cja prze­słu­cha­ła męż­czy­znę, ale za­do­wo­li­ła się jego wy­ja­śnie­nia­mi i umo­rzy­ła śledz­two. Niels H. przy­szedł do pa­cjent­ki, któ­rej rze­ko­mo ura­to­wał życie i przy­siadł na brze­gu łóżka. - Naj­waż­niej­sze, że wszyst­ko do­brze się skoń­czy­ło - uspo­ka­jał ją.
Było to zgod­ne z jego chorą lo­gi­ką. Pie­lę­gniarz tylko raz wy­zy­wał śmierć na po­je­dy­nek. "Od­pusz­cza­łem, jeśli pa­cjent miał szczę­ście i prze­żył pierw­szą próbę" - wy­znał Niels H. ba­da­ją­ce­mu go psy­chia­trze.
Niewyjaśnione zgony
Nie­ste­ty, przy­naj­mniej trzy­dzie­stu pod­opiecz­nych pie­lę­gnia­rza nie miało szczę­ścia. Po­li­cja bada, czy sa­ni­ta­riusz-mor­der­ca nie ma na su­mie­niu wię­cej ofiar. Być może lista prze­kro­czy 170 albo nawet 200 osób, bo tyle nie­wy­ja­śnio­nych zgo­nów od­no­to­wa­no w szpi­ta­lu w Ol­den­bur­gu i Del­men­horst, kiedy pra­co­wał tam Niels H. Na obec­nym eta­pie śledz­twa można po­wie­dzieć, że pie­lę­gniarz jest naj­więk­szym se­ryj­nym mor­der­cą w po­wo­jen­nej hi­sto­rii nie­miec­kiej kry­mi­na­li­sty­ki. Na razie przy­znał się do usi­ło­wa­nia za­bój­stwa 90 osób. Trzy­dzie­ści z nich zmar­ło.
Pro­ces toczy się przed Sądem Kra­jo­wym w Ol­den­bur­gu. Sala roz­praw spra­wia schlud­ne, miłe wra­że­nie. Pro­ces prze­bie­ga spo­koj­nie, rze­czo­wo, bez wiel­kich emo­cji. Sę­dzia za­pew­nił oskar­żo­ne­go, że bę­dzie mógł zło­żyć ob­szer­ne wy­ja­śnie­nia w spra­wie mo­ty­wów swego po­stę­po­wa­nia. Roz­pra­wie przy­słu­chu­ją się ro­dzi­ny za­mor­do­wa­nych. Słu­cha­ją opi­nii bie­głe­go psy­chia­try. Kon­stan­tin Ka­ry­ofi­lis wy­ja­śnia, że czło­wiek, który spro­wo­ko­wał śmierć ich matek i ojców "nie chciał zabić, tylko wy­ka­zać się nie­zwy­kły­mi umie­jęt­no­ścia­mi w ra­to­wa­niu życia".
Le­karz spo­ty­kał się z oskar­żo­nym pięć razy. Roz­ma­wia­li wiele go­dzin. Niels H. zwie­rzył się, że świa­do­mie do­pro­wa­dzał pa­cjen­tów na skraj śmier­ci, żeby póź­niej wy­ka­zać się w akcji re­ani­ma­cyj­nej jako super pie­lę­gniarz i ra­tow­nik. Gdy udało się ura­to­wać cho­re­go od śmier­ci, czuł się jak zwy­cię­ski za­wod­nik po wej­ściu na me­da­lo­we po­dium. Pew­ne­go razu ko­le­dzy z pracy uple­tli z we­nflo­nów wie­niec oliw­ny dla "mi­strza re­ani­ma­cji". Niels H. jak wy­czy­no­wiec po­trze­bo­wał coraz więk­szej dawki ad­re­na­li­ny i huś­taw­ki uczuć - od pa­ra­li­żu­ją­ce­go lęku, po skraj­ną eu­fo­rię. Po­wo­li tra­cił kon­tro­lę na swymi emo­cja­mi. Po­tra­fił wstrzy­ki­wać pa­cjen­tom środ­ki wy­wo­łu­ją­ce za­bu­rze­nia pracy serca nawet pod­czas ob­cho­du le­kar­skie­go.

Diabeł w fartuchu
Nazywano go "lekarzem ludu" i kochano, bo biednych leczył za darmo. Był jednak seryjnym mordercą, który bez skrupułów mordował własnych pacjentów, paryskie ulicznice oraz Żydów, od których brał pieniądze za pomoc w ucieczce z okupowanego Paryża

    Na sali są­do­wej nie sły­chać dra­ma­tycz­nych krzy­ków, czy roz­dzie­ra­ją­ce­go serce pła­czu. Tylko raz żona jed­nej z ofiar pod­nio­sła rękę i za­py­ta­ła, czy może zadać oskar­żo­ne­mu py­ta­nie. Sę­dzia od­po­wie­dział, że ro­zu­mie jej cier­pie­nie, ale usta­wo­daw­ca nie do­pusz­cza ta­kiej moż­li­wo­ści. Roz­pra­wa to­czy­ła się dalej bez żad­nych nie­spo­dzia­nek.
    Morderca przerywa milczenie
    W roz­pra­wie uczest­ni­czy w cha­rak­te­rze oskar­ży­ciel­ki po­sił­ko­wej Ka­th­rin Loh­mann. W marcu 2003 roku jej 60-let­nia matka nie­spo­dzie­wa­nie zmar­ła w szpi­ta­lu w Del­men­horst. Córka zdą­ży­ła ją od­wie­dzić po po­łu­dniu. - Mam czuła się le­piej. Oglą­da­ły­śmy te­le­wi­zję i roz­ma­wia­ły­śmy, co bę­dzie­my robić, kiedy wyj­dzie ze szpi­ta­la - opo­wia­da młoda ko­bie­ta. Matka nad­spo­dzie­wa­nie do­brze znio­sła śpiącz­kę far­ma­ko­lo­gicz­ną i pod­łą­cze­nie do re­spi­ra­to­ra. - Cie­szy­ła się, że na­stęp­ne­go dnia od­wie­dzą ją zna­jo­mi - do­da­je Ka­th­rin Loh­mann. W nocy córa otrzy­ma­ła te­le­fon z in­for­ma­cją, że stan matki nie­spo­dzie­wa­nie się po­gor­szył. Na­tych­miast po­je­cha­ła do szpi­ta­la. Matka już nie żyła. Za­bi­ła ją ostra nie­wy­dol­ność krą­że­nia.
    Ka­th­rin Loh­mann w sku­pie­niu śle­dzi prze­bieg roz­pra­wy. Nie chce ujaw­niać swych uczuć przed oskar­żo­nym. Niels H. oparł głowę na lewej dłoni i pa­trzy przed sie­bie spod cięż­kich, na­brzmia­łych po­wiek. Ma 38 lat, ale wy­glą­da znacz­nie sta­rzej. Po sze­ściu la­tach po­by­tu w wię­zie­niu wresz­cie prze­ła­mał mil­cze­nie i wy­ja­śnia oko­licz­no­ści śmier­ci matki Ka­th­rin Loh­mann, jed­nej z trzech ofiar pie­lę­gnia­rza, które po­now­nie za­pro­wa­dzi­ły go na ławę oskar­żo­nych.
    Dla Nie­lsa H. oj­ciec był nie­do­ści­głym wzo­rem do na­śla­do­wa­nia. Pie­lę­gniarz z Wil­helm­sha­ven był po­wszech­nie lu­bia­ny i sza­no­wa­ny. Psy­chia­tra opo­wia­da, że ro­dzi­ce hoł­do­wa­li wy­so­kim nor­mom mo­ral­nym. Matka bar­dzo cier­pi z po­wo­du czy­nów syna. Niels po­sta­no­wił prze­rwać mil­cze­nie, żeby za­osz­czę­dzić jej dal­szych cier­pień.
    Wszy­scy zgod­nie przy­zna­ją, że Niels H. był wy­kwa­li­fi­ko­wa­nym, za­an­ga­żo­wa­nym pie­lę­gnia­rzem. Może tro­chę za bar­dzo na­krę­co­nym, roz­sa­dza­nym przez nad­miar ener­gii. Za­wsze pra­gnął być na pierw­szej linii fron­tu walki o ra­to­wa­nie ludz­kie­go życia. Po skoń­cze­niu szko­ły pie­lę­gniar­skiej w Wil­helm­sha­ven roz­po­czął pracę w szpi­ta­lu w Ol­den­bur­gu na od­dzia­le in­ten­syw­nej opie­ki me­dycz­nej. Szyb­ko się za­akli­ma­ty­zo­wał. Uwa­żał się za wy­so­kiej klasy spe­cja­li­stę. Za­wsze ofiar­ny, go­to­wy do po­mo­cy przy naj­trud­niej­szych przy­pad­kach. Pew­ne­go dnia or­dy­na­tor wylał na pie­lę­gnia­rza kubeł zim­nej wody. Oświad­czył, że stra­cił do niego za­ufa­nie. Le­karz był świad­kiem, jak Niels H. za­wo­łał do dwóch mło­dych prak­ty­kan­tek: "Chodź­cie, zo­ba­czy­cie jak wy­glą­da pro­fe­sjo­nal­na re­ani­ma­cja!". Do­pie­ro potem roz­po­czął ra­to­wa­nie cho­re­go.
    Dobre świadectwo pracy
    Dy­rek­cja szpi­ta­la w Ol­den­bur­gu mu­sia­ła mieć spo­re­go kaca mo­ral­ne­go, wy­sy­ła­jąc pie­lę­gnia­rza na przy­mu­so­wy, trzy­mie­sięcz­ny płat­ny urlop. Obie­ca­no mu dobre świa­dec­two pracy pod wa­run­kiem, że złoży wy­po­wie­dze­nie. W okre­sie za­trud­nie­nia Nie­lsa H. w szpi­ta­lu do­szło do dwu­na­stu, nie­wy­ja­śnio­nych zgo­nów. W 2002 roku pie­lę­gniarz zna­lazł pracę w kli­ni­ce w Del­men­horst. W krót­kim cza­sie zu­ży­cie leku na­ser­co­we­go Gi­lu­ryt­mal wzro­sło o 450 pro­cent.
    67-let­ni Lo­thar B. jest che­mi­kiem z wy­kształ­ce­nia, 25 lat kie­ro­wał ap­te­ką szpi­tal­ną w Ol­den­bur­gu. Od dwóch lat jest na eme­ry­tu­rze. Sta­ran­nie skła­da płaszcz i prze­wie­sza na opar­ciu krze­sła. - Ap­te­ka szpi­tal­na dzia­ła we­dług in­nych zasad niż nor­mal­ne ap­te­ki - za­czy­na. W ciągu ty­go­dnia ap­te­ka do­star­cza­ła po 50 ton leków do 15 kli­nik, rów­nież w Del­men­horst. - Czy ni­ko­mu nie wydał się po­dej­rza­ny gwał­tow­ny wzrost za­po­trze­bo­wa­nia na lek na­ser­co­wy? - za­py­tał sę­dzia. - Z mo­je­go punk­tu wi­dze­nia nie za­uwa­ży­łem ni­cze­go nie­po­ko­ją­ce­go - od­po­wia­da świa­dek. Wzrost za­po­trze­bo­wa­nia mógł wy­ni­kać z za­sto­so­wa­nia nowej te­ra­pii w nie­któ­rych pla­ców­kach szpi­tal­nych. Osoby od­po­wie­dzial­ne za mo­ni­to­ro­wa­nie leków bar­dziej za­nie­po­ko­iło więk­sze zu­ży­cie an­ty­bio­ty­ków. Są znacz­nie droż­sze od leków na­ser­co­wych.
    Wkracza policja
    Był 22 czerw­ca 2005 roku. W szpi­ta­lu roz­po­czę­ła nocny dyżur jedna z pie­lę­gnia­rek. Naj­pierw we­szła do po­ko­ju nie­daw­no ope­ro­wa­ne­go pa­cjen­ta. Jego stan był sta­bil­ny, gdy nagle po­ja­wi­ły się po­waż­ne za­bu­rze­nia pracy serca. Przy cho­rym był Niels H. Pa­cjen­ta trze­ba było re­ani­mo­wać. Pie­lę­gniar­ka za­czę­ła coś po­dej­rze­wać. Od­da­ła do ana­li­zy prób­kę krwi cho­re­go. Ba­da­nie wy­ka­za­ło obec­ność Gi­lu­ryt­ma­lu. W ap­tecz­ce bra­ko­wa­ło pię­ciu am­pu­łek leku. W koszu na od­dzia­le in­ten­syw­nej opie­ki me­dycz­nej zna­la­zła czte­ry puste am­puł­ki. Pie­lę­gniar­ka za­alar­mo­wa­ła dy­rek­cję, a ta we­zwa­ła po­li­cję. Na­resz­cie.

    Pacjenci Doktora Śmierć umierali na siedząco
    Nie przyznał się do niczego. Skazano go za morderstwo „tylko” 15 kobiet – a dopiero potem okazało się, że niepozorny internista spod Manchesteru zabił zastrzykami z morfiny przynajmniej 250 osób

      Niels H. sta­nął przed sądem. W 2006 roku ska­za­no go na pięć lat wię­zie­nia i pię­cio­let­ni zakaz wy­ko­ny­wa­nia za­wo­du z po­wo­du usi­ło­wa­nia po­zba­wie­nia życia pa­cjen­ta.
      Co było potem? Czy Niels H. tra­fił za krat­ki? Czy zba­da­no inne, za­gad­ko­we zgony? Skąd­że znowu. Nic ta­kie­go się nie wy­da­rzy­ło.
      Niels H. od­wo­łał się od wy­ro­ku. Cały czas prze­by­wał na wol­no­ści. Zakaz wy­ko­ny­wa­nia za­wo­du nie był pra­wo­moc­ny z po­wo­du zło­żo­nej ape­la­cji. Na­tych­miast zna­lazł pracę w domu opie­ki w Wil­helm­sha­ven, póź­niej pra­co­wał jako sa­ni­ta­riusz w po­go­to­wiu ra­tun­ko­wym. Nie ostrze­żo­no jego no­wych pra­co­daw­ców. Nie za­rzą­dzo­no śledz­twa w celu wy­ja­śnie­nia po­dej­rza­nej licz­by zgo­nów na dy­żu­rach pie­lę­gnia­rza.
      Niels H. tra­fił do wię­zie­nia do­pie­ro w maju 2009 roku po od­da­le­niu ape­la­cji i prze­by­wa w nim do dzi­siaj. Nie wia­do­mo, ile osób na­ra­ził na śmier­tel­ne nie­bez­pie­czeń­stwo, nim po trzech la­tach praw­nych prze­py­cha­nek wresz­cie upra­wo­moc­nił się wyrok są­do­wy.
      Dla­cze­go pro­ku­ra­tu­ra nie spraw­dzi­ła, czy nie do­szło do in­nych za­bójstw? Dla­cze­go ro­dzi­ny ofiar mu­sia­ły na­ci­skać na wzno­wie­nie do­cho­dze­nia? Ka­th­rin Loh­mann do­wie­dzia­ła się od po­li­cji, że w dniu śmier­ci matki dyżur peł­nił Niels H. Za­dzwo­ni­ła do pro­ku­ra­tu­ry w Ol­den­bur­gu z proś­bą o prze­pro­wa­dze­nie eks­hu­ma­cji. - Usły­sza­łam, że pie­lę­gniarz zo­stał już ska­za­ny, a eks­hu­ma­cja jest zbyt droga i ge­ne­ru­je zbęd­ne kosz­ty - wspo­mi­na córka. Przez cały rok wal­czy­ła o ujaw­nie­nie praw­dy. Po eks­hu­ma­cji matki w jej or­ga­ni­zmie stwier­dzo­no obec­ność Gi­lu­ryt­ma­lu. - Za­wsze po­dej­rze­wa­łam, że śmierć mamy nie była dzie­łem przy­pad­ku - mówi Ka­th­rin Loh­mann.
      Pro­ku­ra­tu­ra nie miała żad­nych wąt­pli­wo­ści, czy po­dej­rzeń. Funk­cjo­na­riu­sze po­li­cji ze­zna­li przed sądem, że spra­wa wy­da­wa­ła się roz­wo­jo­wa, ale pro­ku­ra­tu­ra uzna­ła, że po­sia­da wy­star­cza­ją­cy ma­te­riał do­wo­do­wy i nie ma ko­niecz­no­ści prze­pro­wa­dze­nia ko­lej­nych eks­hu­ma­cji.
      Organy ścigania nie wyjaśniają morderstw
      Dwóch pro­ku­ra­to­rów od­kła­da­ło de­cy­zję o wzno­wie­niu śledz­twa w spra­wie Nie­lsa H. Do­pie­ro w li­sto­pa­dzie ubie­głym roku po­wo­ła­no spe­cjal­ną ko­mi­sję śled­czą "Soko Kar­dio". Ma za za­da­nie prze­świe­tlić wszyst­kie po­dej­rza­ne zgony w kli­ni­kach w Ol­den­bur­gu i Del­men­horst oraz domu opie­ki w Wil­helm­sha­ven. Do­pie­ro teraz dy­rek­cja szpi­ta­la w Ol­den­bur­gu zle­ci­ła ze­wnętrz­ne­mu rze­czo­znaw­cy prze­ana­li­zo­wa­nie 57 nie­wy­ja­śnio­nych zgo­nów pa­cjen­tów w okre­sie 1999-2002, kiedy w szpi­ta­lu pra­co­wał Niels H. Dy­rek­cja szpi­ta­la w Del­men­horst na­bra­ła wody w usta. Wia­do­mo, że od 2002 roku sta­ty­sty­ka zgo­nów po­szy­bo­wa­ła do góry i po­dwo­iła się w po­rów­na­niu z po­przed­ni­mi la­ta­mi.
      Choć spra­wa do­ty­czy se­ryj­nych mor­derstw można od­nieść wra­że­nie, że or­ga­ny ści­ga­nia nie są za­in­te­re­so­wa­ne jej wy­ja­śnie­niem. - Bez na­szych na­ci­sków nie do­szło­by do wzno­wie­nia do­cho­dze­nia - stwier­dza ad­wo­kat­ka ro­dzin ofiar, Gaby Lübben z or­ga­ni­za­cji "Biały Krąg", spie­szą­cej z po­mo­cą ofia­rom prze­stępstw. Wkrót­ce doj­dzie do eks­hu­ma­cji wszyst­kich pa­cjen­tów, któ­rych zgon budzi ja­kie­kol­wiek wąt­pli­wo­ści. (...)
      Zbrodniarz traci rachubę
      Wy­ja­śnie­nie oko­licz­no­ści wszyst­kich za­bójstw za­le­ży od do­brej woli pie­lę­gnia­rza i nie­za­wod­no­ści jego pa­mię­ci. Czy zdo­łał za­pa­mię­tać wszyst­kie ofia­ry? Współ­wię­zień z celi ze­znał przed sądem, że Niels H. wy­znał mu kie­dyś, że stra­cił ra­chu­bę po pięć­dzie­sią­tym mor­der­stwie. - Oczy­wi­ście mógł uśmier­cić ponad 30 pa­cjen­tów. Nie sądzę, że pro­wa­dził jakąś sta­ty­sty­kę. Nawet jemu sa­me­mu bę­dzie trud­no podać wia­ry­god­ną licz­bę ofiar - uważa me­ce­nas Gaby Lübben.
      Śledz­two pro­wa­dzi także pro­ku­ra­tu­ra w Osnabrück, ale nie prze­ciw­ko Nie­lso­wi H. lecz ko­le­dze po fachu z pro­ku­ra­tu­ry w Ol­den­bur­gu za utrud­nia­nie po­stę­po­wa­nia kar­ne­go. Wy­kro­cze­nie ule­gło przedaw­nie­niu po upły­wie pię­ciu lat i pro­ku­ra­to­ro­wi grozi co naj­wy­żej po­stę­po­wa­nie dys­cy­pli­nar­ne za brak pod­ję­cia czyn­no­ści wy­ja­śnia­ją­cych w spra­wie Nie­lsa H. - Chce­my mieć cał­ko­wi­tą ja­sność i po­znać wszyst­kie oko­licz­no­ści spra­wy - za­po­wie­dział pro­ku­ra­tor ge­ne­ral­ny An­dre­as Heuer. Do­pie­ro teraz do­cho­dze­nie na­bra­ło tempa, choć po­dej­rze­nia ist­nia­ły od wielu lat.
      Nadgorliwy pracownik
      W dniu 8 stycz­nia 2015 roku Sąd Kra­jo­wy we­zwał na świad­ka Otto Da­pun­ta. W la­tach 1999-2014 zaj­mo­wał sta­no­wi­sko or­dy­na­to­ra w kli­ni­ce w Ol­den­bur­gu. Le­karz sta­ran­nie waży każde słowo. Nie chce po­wie­dzieć ni­cze­go, co pod­wa­ży jego re­pu­ta­cję. Po­twier­dza, że chciał się po­zbyć pie­lę­gnia­rza ze swego od­dzia­łu. Nie dla­te­go, że był nie­kom­pe­tent­ny. Niels H. za­wsze chęt­nie brał za­stęp­stwa za ko­le­gów. Szko­puł w tym, że pod­czas jego dy­żu­rów trze­ba było re­ani­mo­wać po­dej­rza­nie wielu pa­cjen­tów. Or­dy­na­tor Da­punt uznał, że to sta­now­czo za dużo. - Ża­łu­ję, że nie za­re­ago­wa­li­śmy wcze­śniej - przy­znał le­karz. Prze­su­nął Nie­lsa H. na inny od­dział. Wkrót­ce szpi­tal chciał się jak naj­szyb­ciej po­zbyć nad­gor­li­we­go pra­cow­ni­ka.

      Czarna wdowa amerykańskiej Polonii
      Polska seryjna trucicielka, czarna wdowa, mistrzyni dań ze szczyptą arszeniku. Tillie Klimek była postrachem Polaków w Chicago. Przez lata ukrywała swoje zbrodnie, rodacy naiwnie wierzyli jej, że potrafi przewidywać śmierć bliskich

        - Ode­tchnę­li­śmy z ulgą, kiedy Niels. H. opu­ścił naszą pla­ców­kę - przy­zna­je dy­rek­tor ds. eko­no­micz­nych Dirk Ten­zer. - Do­cho­dzi­ły do nas roz­ma­ite po­gło­ski, mie­li­śmy po­czu­cie dys­kom­for­tu, a nie­kie­dy wręcz prze­ko­na­nie, że dzie­je się coś nie­do­bre­go. Nie cho­dzi­ło o świa­do­me cho­wa­nie głowy w pia­sek, lecz brak go­to­wo­ści do prze­ana­li­zo­wa­nia błę­dów - do­da­je Dirk Ten­zer. - Jeśli po­dej­rze­wasz, że twój ko­le­ga z pracy jest al­ko­ho­li­kiem, kiedy po­wi­nie­neś to ujaw­nić? W przy­pad­ku tak po­waż­ne­go po­dej­rze­nia, jakim jest mor­der­stwo, więk­szość ludzi ma z tym nie lada pro­blem. Sądzi, że po­sia­da zbyt mało do­wo­dów i nie chce rzu­cać fał­szy­we­go oskar­że­nia.
        Pie­lę­gniarz otrzy­mał po­zy­tyw­ne świa­dec­two pracy i szyb­ko zna­lazł nowe za­ję­cie w kli­ni­ce w Del­men­horst. - Świa­dec­two pracy było rze­czy­wi­ście dobre, ale nie ce­lu­ją­ce - dy­rek­tor Ten­zer sta­ran­nie do­bie­ra słowa. - Mie­li­śmy zwią­za­ne ręce. Z pew­no­ścią mo­gli­śmy użyć in­nych, bar­dziej kry­tycz­nych sfor­mu­ło­wań - do­da­je.
        Dy­rek­cja szpi­ta­la w Ol­den­bur­gu przy­naj­mniej roz­ma­wia na ten temat. W Del­men­horst umy­wa­ją ręce. (…) Praw­nik za­trud­nio­ny przez kli­ni­kę, Erich Jo­ester od­rzu­ca wszel­ką od­po­wie­dzial­ność per­so­ne­lu szpi­tal­ne­go. Zga­dza się udzie­lić je­dy­nie ogól­ni­ko­wej wy­po­wie­dzi. Przy­po­mi­na, że więk­szość uśmier­co­nych pa­cjen­tów była nie­przy­tom­na lub pod­łą­czo­na do re­spi­ra­to­ra. Dla­te­go Niels H. miał mniej za­ha­mo­wań. - Pro­szę po­pra­co­wać trzy dni na odzia­le in­ten­syw­nej te­ra­pii - radzi śmier­tel­nie po­waż­ny praw­nik. Póź­niej za­gro­że­nie ma­le­je, bo mię­dzy pa­cjen­tem a per­so­ne­lem two­rzy się re­la­cja opar­ta na bli­skiej więzi.
        "Pompa przestaje pracować"
        Naj­wy­raź­niej w Del­men­horst po­wyż­sza teo­ria nie zdała eg­za­mi­nu. Niels H. wy­znał psy­chia­trze, że fa­sze­ro­wał le­ka­mi na­ser­co­wy­mi wy­łącz­nie nie­przy­tom­nych pa­cjen­tów. Bał się ich prze­ra­żo­nych spoj­rzeń, gdy "zda­wa­li sobie spra­wę z tego, że pompa prze­sta­je pra­co­wać". To słowa pie­lę­gnia­rza. Czę­sto używa tego typu do­sad­nych okre­śleń.
        Tym­cza­sem matka Ka­th­rin Loh­mann była cał­ko­wi­cie przy­tom­na. Po­dob­nie jak pa­cjent­ka cier­pią­ca na astmę, czy pan M. z Del­men­horst. Pie­lę­gniarz znał go bar­dzo do­brze, bo chory na płuca męż­czy­zna prze­by­wał od dłuż­sze­go czasu na od­dzia­le. Niels H. czy­tał list od jego córki. Na­pi­sa­ła, że rzu­ci­ła pa­le­nie, by oddać ojcu swe płuco. Niels H. wi­dział, jak ro­dzi­na wal­czy­ła o po­wrót pa­cjen­ta do zdro­wia. Pie­lę­gnia­rza łą­czy­ła emo­cjo­nal­na więź z cho­rym.
        "Jeszcze tylko ten jeden, jedyny raz“
        Pech chciał, że na od­dzia­le po­ja­wił się młody prak­ty­kant. Niels H.​postano­wił mu za wszel­ką cenę za­im­po­no­wać. Pan M. był bar­dzo cięż­ko chory i pie­lę­gniarz do­szedł do wnio­sku, że jego śmierć nie wzbu­dzi po­dej­rzeń, jeśli tro­chę ją przy­spie­szy. "Jesz­cze tylko ten jeden, je­dy­ny raz“ - po­my­ślał. Nie ob­cho­dzi­ło go dobro pa­cjen­ta. Pra­gnął uzna­nia i po­chwał, chciał znowu sta­nąć na naj­wyż­szym po­dium. Chciał po­ka­zać, że jest po pro­stu naj­lep­szy.
        Na sali są­do­wej sie­dzi wdowa. Jest biała jak kreda.
        - Jakie mo­ty­wy skło­ni­ły oskar­żo­ne­go do po­peł­nie­nia tych czy­nów? - za­py­tał sę­dzia bie­głe­go psy­chia­trę i otrzy­mał za­dzi­wia­ją­ce wy­ja­śnie­nie.
        Kon­stan­tin Ka­ry­ofi­lis opo­wia­da, że tak na­praw­dę Niels. H. jest zlep­kiem róż­nych lęków i fobii. Cier­pi na lęk wy­so­ko­ści, boi się jazdy au­to­stra­dą, ale naj­bar­dziej pa­ra­li­żu­je go lęk przed śmier­cią. Jak na iro­nię losu czło­wiek, który ma szan­sę za­pi­sać się w dzie­jach nie­miec­kiej kry­mi­na­li­sty­ki jako naj­więk­szy ma­so­wy mor­der­ca, nie po­tra­fi sta­wić czoła śmier­ci. Zda­niem psy­chia­try nie ma w tym żad­nej sprzecz­no­ści. Niels H. był bez­rad­ny i prze­ra­żo­ny, gdy w trak­cie po­ro­du żony na­stą­pi­ły kom­pli­ka­cje. Potem rzu­cił się w wir pracy, za­miast pomóc żonie osła­bio­nej po­ło­giem. Wy­parł ze świa­do­mo­ści zawał ojca.
        W pracy sta­rał się po­ka­zać, że po­tra­fi za­po­biec śmier­ci. Pro­wo­ko­wał sy­tu­acje, w któ­rych mógł prze­zwy­cię­żyć obez­wład­nia­ją­cy lęk. - Za wszel­ką cenę chciał po­ko­nać śmierć - mówi psy­chia­tra. Pa­cjen­ci za­pła­ci­li za jego fobię naj­wyż­szą cenę.       

        Brak komentarzy:

        Prześlij komentarz