"Szliśmy w milczeniu za trumną. Nie miałem wrażenia, że jest wesoło lub smutno, było jakoś pusto" - tymi słowami we wzruszającym wpisie pogrzeb dziennikarza muzycznego Roberta Leszczyńskiego relacjonuje Szymon Hołownia. "Coś pękło, gdy chwilę przed opuszczeniem trumny do grobu, głos zabrała mama Roberta. Widziałem, że wszyscy płaczą. Ateiści, rokendrolowcy, mądrzy redaktorzy i modne damy. Mi wtedy też po raz pierwszy poleciała łza" - pisze dziennikarz na swojej stronie internetowej.
Foto: PAP
"Leszcz miał pogrzeb taki, jaki chyba chciał. Piszę »chyba«, bo wcale nie jestem pewien, czy on miał rzeczywiście problem z Bogiem, czy raczej z naszym Kościołem. A coś mi mówi, że gdybym spotkał go parę miesięcy wcześniej i powiedział mu: »Leszczu, jakbyś umarł, to zrobimy Ci taki katolicki pogrzeb, że Warszawa jeszcze czegoś takiego nie widziała!«, on pewnie zgodziłby się na to z uśmiechem, mówiąc: »Dobra, Hołownia, dawaj, robimy!« (...)" - czytamy we wpisie Hołowni.
"Nastrój był taki, jakby był z nami Leszcz: przekomarzanki, anegdoty, wyścigi na sympatyczne wbijanie szpilek" - pisze dziennikarz o pogrzebie Leszczyńskiego. Hołownia wspomina kolegę jako "fana intensywności życia we wszystkich jego przejawach" i "wytrwałego kolekcjonera atrakcyjnych koncepcji".
Przytacza poruszające słowa mamy Roberta Leszczyńskiego, która podczas pogrzebu miała przyznać, że jej syn miał ostry język i przeprosić w jego imieniu tych, których mógł urazić. "(..) w tym pożegnaniu było coś więcej, coś co chyba większość z nas chciała nad tym grobem czuć: że może to jednak nie koniec. Że może Leszczu gdzieś tam jeszcze rozkręci jakąś imprezę." - pisze Hołownia.
Dziennikarz przyznaje, że oddał cześć przyjacielowi "w jego obrządku myślenia, super, ale i tak wierzę, że my się jeszcze spotkamy. Że wyjdzie mi kiedyś na spotkanie, cały zaaferowany, opowiadając na jednym oddechu jakie w tym niebie są fantastyczne dźwięki, jak cudowne kobiety i jak nowatorskie metody tlenienia fryzury."
Na koniec Hołownia zaprasza na mszę, o którą poprosił wraz z mamą Roberta Leszczyńskiego. "Kto jest z Warszawy i miałby czas w środę o 18.00, zapraszamy do kościoła św. Jacka na ulicę Freta 10." - czytamy we wpisie.
Niespodziewana śmierć
Przypomnijmy, Robert Leszczyński zmarł nagle w środę, 1 kwietnia. Miał 48 lat. W latach 1994-2002 Robert Leszczyński pracował w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz i krytyk muzyczny. Przeprowadzał wywiady z artystami takich zespołów jak: Red Hot Chili Peppers, Metallicą, Sex Pistols, Pearl Jam, Iggy Popem czy The Prodigy.
Przez trzy lata prowadził program muzyczny w TV Polonia, a potem w kanale "Tylko Muzyka". W 2006 objął stanowisko redaktora naczelnego magazynu "Laif". W latach 90. ubiegłego wieku przez krótki czas był członkiem zespołu Karate Musiq, który założył wraz z Wojciechem Pilichowskim. Był też rzecznikiem prasowym Przystanku Woodstock.
Robert Leszczyński udzielał się również czynnie w polityce. W ostatnich latach ubiegał się między innymi o mandat radnego stolicy, a także kandydował do Sejmu jako członek Ruchu Palikota. W 2005 roku był jednym z twórców Partii Demokratycznej. W 2014 kandydował do Parlamentu Europejskiego. Z kolei w latach 90. był zwolennikiem Unii Wolności.
"Niewydolność wielonarządowa"
Sprawę śmierci dziennikarza bada prokuratura. - Wstępne wyniki sekcji zwłok Roberta Leszczyńskiego wskazują, iż do jego zgonu doszło na skutek niewydolności wielonarządowej. Przeprowadzona sekcja zwłok nie wykazała, aby do zgonu doszło na skutek urazu mechanicznego – powiedział Onetowi Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jak poinformował rzecznik, dokładniejszą przyczynę zgonu będzie można ustalić po uzyskaniu wyników zleconych badań dodatkowych, w tym toksykologicznych. Wyniki te znane będą za co najmniej kilka tygodni. Wówczas biegli sporządzą ostateczną opinię z sekcji zwłok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz