2015/04/28

10 komplementów, które chciałabyś od niego usłyszeć

Kom­ple­men­ty to jedna z naj­przy­jem­niej­szych rze­czy pod słoń­cem. Pod wa­run­kiem, że po­wie­dzia­ne w od­po­wied­nim mo­men­cie i w od­po­wied­ni spo­sób. Nie­ste­ty pol­scy męż­czyź­ni nie za­le­wa­ją ko­biet kom­ple­men­ta­mi jak po­łu­dniow­cy. Może po­trzeb­ne im krót­kie szko­le­nie? W tro­sce o edu­ka­cję męż­czyzn i sa­tys­fak­cję obu stron pre­zen­tu­je­my listę 10 kom­ple­men­tów, które każda z nas chcia­ła­by usły­szeć.
Foto: istock
Jeden z moich zna­jo­mych twier­dzi, że pewne sie­bie ko­bie­ty nie po­trze­bu­ją kom­ple­men­tów. Za­bie­ga­ją o nie te, które muszą po­twier­dzić swoją war­tość w oczach in­nych. Ile­kroć sły­szę jego teo­rię, za­czy­na­my się kłó­cić na po­tę­gę. Bo nie o po­twier­dza­nie swo­jej war­to­ści cho­dzi, a o za­uwa­że­nie i za­ko­mu­ni­ko­wa­nie tego, co czę­sto uwa­ża­my za oczy­wi­ste, cho­dzi. Przy­kład: każdy facet uważa, że jego ko­bie­ta jest naj­sek­sow­niej­sza na świe­cie. W końcu nie zwią­zał­by się z nie naj­sek­sow­niej­szą, praw­da? I po­nie­waż sek­sow­ność part­ner­ki jest dla niego oczy­wi­stą oczy­wi­sto­ścią, to o tym nie mówi. A szko­da. Bo zwy­czaj­nie faj­nie jest usły­szeć, że je­ste­śmy „naj”. Nie wspo­mi­na­jąc o tym, że ko­bie­ca psy­chi­ka jest tak dziw­nie skon­stru­owa­na, że nie­ustan­nie po­rów­nu­je­my się do in­nych, wpę­dza­my się w kom­plek­sy nieco na wła­sne ży­cze­nie i w prze­ci­wień­stwie do męż­czyzn, za­wsze mamy ja­kieś za­strze­że­nia do na­sze­go wy­glą­du. Cza­sem naj­bar­dziej błahe „Wow” na nasz widok do­da­je nam skrzy­deł. I wcale nie ozna­cza to, że szu­ka­my po­twier­dze­nia wła­snej war­to­ści.
Inna kwe­stia to umie­jęt­ność przyj­mo­wa­nia kom­ple­men­tów. Nad tym mu­si­my nieco po­pra­co­wać, bo­wiem Polki zde­cy­do­wa­nie zbyt czę­sto de­pre­cjo­nu­ją swoje do­ko­na­nia. Gdy sły­szą, że mają świet­ną fry­zu­rę, od­po­wia­da­ją, że do­pie­ro wsta­ły z łóżka. Gdy sły­szą, że ich su­kien­ka jest pięk­na, mówią, że to łach z lum­pek­su. Cóż, skrom­ność jest cnotą, ale umie­jęt­ność przyj­mo­wa­nia kom­ple­men­tów, jest umie­jęt­no­ścią nie­zbęd­ną. Może więc nasi męż­czyź­ni muszą po­pra­co­wać nad pra­wie­niem kom­ple­men­tów, a my nad ich przyj­mo­wa­niem?
JESTEŚ JAKA JESTEŚ
Pa­mię­ta­cie pio­sen­kę Bruno Marsa „Just the way you are”, w któ­rej ar­ty­sta po­wta­rza dziew­czy­nom, że są ge­nial­ne do­kład­nie takie, ja­ki­mi są? „Nic bym w tobie nie zmie­nił” to naj­lep­szy kom­ple­ment, jaki mo­żesz usły­szeć od swo­je­go fa­ce­ta, bez wzglę­du czy je­ste­ście razem mie­siąc czy 12 lat. Bo po­ka­zu­je, że je­steś ak­cep­to­wa­na w ca­ło­ści, razem z wa­da­mi, nie­do­sko­na­ło­ścia­mi i ob­se­syj­ną mi­ło­ścią do ubrań w kwiat­ki. Ko­bie­ty są obrzy­dli­wie kry­tycz­ne wobec sie­bie sa­mych. Fa­ce­ci widzą przede wszyst­kim po­zy­ty­wy. Za­rów­no u sie­bie, jak i u ko­biet. Nic bym w tobie nie zmie­nił, nie ozna­cza, że je­steś ide­al­na, bo ide­al­ny nie jest nikt. Ozna­cza, że tra­fi­łaś na fa­ce­ta, który kocha cię taką, jaką je­steś, ni­czym An­drew Lin­coln Keirę Kni­gh­tley w „To wła­śnie mi­łość”.
YouTube player
NIE PRZESTAJESZ MNIE ZASKAKIWAĆ
Naj­faj­niej jest, jak znamy na­sze­go part­ne­ra na wylot. Ale jesz­cze le­piej – gdy nadal udaje nam się na­wza­jem za­sko­czyć. Bo to ozna­cza, że mimo upły­wu czasu zwra­ca­my na sie­bie uwagę, słu­cha­my, ob­ser­wu­je­my. Wiemy o sobie wszyst­ko to, co na­praw­dę ważne ale też co­dzien­nie od­kry­wa­my nowe se­kre­ty. Nie­któ­re tro­chę wsty­dli­we (oglą­da­nie po kry­jo­mu „Cza­ro­dziej­ki z księ­ży­ca), inne – nie­sa­mo­wi­te (gdy de­kla­ru­je­my, że nie prze­pa­da­my za dzieć­mi, po czym spę­dza­my cały dzień na za­ba­wie z 3-let­nią sio­strze­ni­cą). „Nie prze­sta­jesz mnie za­ska­ki­wać” to wyraz naj­wyż­sze­go uzna­nia, bez wa­ze­li­ny.
UWIELBIAM TWOJE...(tu wstaw dowolną część ciała)
Kom­ple­men­ty do­ty­czą­ce wy­glą­du to re­per­tu­ar obo­wiąz­ko­wy każ­de­go fa­ce­ta. I rzecz, która dzia­ła jak przy­jem­ny kop­nia­czek dla na­sze­go ego, nawet jeśli ab­so­lut­nie nie je­ste­śmy próż­ne. Wy­słu­chi­wa­nie pe­anów na cześć na­szych wło­sów, pup, nóg czy pier­si jest po pro­stu miłe. Zwłasz­cza, jeśli mamy nową fry­zu­rę, wła­śnie za­czy­na­my dietę, albo ku­pi­ły­śmy nową kiec­kę. Wpraw­dzie o urodę i syl­wet­kę dbamy przede wszyst­kim dla sie­bie, potem – dla in­nych ko­biet (a ra­czej – przez nie), a do­pie­ro potem dla męż­czyzn, jed­nak kiedy za­uwa­ża­ją zmia­ny, albo wy­trwa­le wiel­bią naszą urodę zwy­czaj­nie czu­je­my się do­brze.
JESTEM Z CIEBIE DUMNY
Pro­ste. Prze­bie­głaś pół ma­ra­ton, choć po szó­stym ki­lo­me­trze mia­łaś ocho­tę biec na czwo­ra­kach, po­szłaś na po­bra­nie krwi choć pa­nicz­nie boisz się igieł. Po­pro­si­łaś szefa o pod­wyż­kę i do­sta­łaś ją. Każda z nas jest dumna ze swo­ich osią­gnięć. I do­brze, żeby nasz facet też je do­strze­gał i do­ce­niał. Bo jeśli tak jest, to zna­czy, że wie jakie mamy prio­ry­te­ty, ki­bi­cu­je nam i ba­cze­nie ob­ser­wu­je nasz roz­wój. Nawet jeśli w jego oczach po­wstrzy­ma­nie się przed za­ku­pem trze­ciej pary sne­aker­sów nie jest wiel­kim osią­gnię­ciem, dla mnie to praw­dzi­wy test sil­nej woli. I z tego trze­ba być dum­nym.
Post z Instagrama
JESTEM SZCZĘŚCIARZEM, ŻE CIĘ MAM
Przed nim byli inni fa­ce­ci. Przed tobą były inne dziew­czy­ny. Ale spo­tka­li­ście się, za­iskrzy­ło, a teraz jest wasze „żyli długo i szczę­śli­wie” i twój uko­cha­ny umie to do­ce­nić. Ma świa­do­mość, że mo­gła­byś być z in­ny­mi fa­ce­ta­mi, ale wy­bra­łaś wła­śnie jego. Lu­bi­my czuć się wy­jąt­ko­we, a facet, który umie spra­wić, że tak wła­śnie jest, bez wsa­dza­nia nas na po­kład swo­je­go pry­wat­ne­go od­rzu­tow­ca i ob­sy­py­wa­nia klej­no­ta­mi, jest wart na­szej uwagi. W za­sa­dzie zda­nie „Je­stem szczę­ścia­rzem, żę cię mam” to nie kom­ple­ment. To świę­ta praw­da.
DZIĘKI TOBIE CHCĘ BYĆ LEPSZYM CZŁOWIEKIEM
To kom­ple­ment cięż­kie­go ka­li­bru. I ogrom­nej od­po­wie­dzial­no­ści. Gdy pierw­szy raz uświa­da­miasz sobie, jak ogrom­ny wpływ masz na życie dru­gie­go czło­wie­ka, jak wiele jego de­cy­zji jest po­dej­mo­wa­nych z bra­niem pod uwagę cie­bie i two­ich opi­nii, ko­la­na lekko się ugi­na­ją. Przy­naj­mniej moje się ugię­ły, choć przy­pusz­cza­łam, że mój luby sam nie wpadł na ten tekst, tylko po­ży­czył go od Jacka Ni­chol­so­na z „Le­piej być nie może”. Słowa może i po­ży­czo­ne, ale kom­ple­ment mój wła­sny ;-)
WOLĘ BYĆ Z TOBĄ NIŻ (tu wpisz nazwę hobby twojego chłopaka)
To kom­ple­ment z ka­te­go­rii: roz­bra­ja­ją­ce. To dziś pa­mię­tam, gdy chło­pak mojej przy­ja­ciół­ki w ogól­nia­ku oświad­czył, że woli być z nią niż grać w Mor­tal Kom­bat. To był szczyt ro­man­ty­zmu (i de­li­kat­ne­go po­świę­ce­nia w życiu 17 latka). Wszy­scy pla­no­wa­li­śmy już ślub w kli­ma­tach gry, zaraz po ma­tu­rze i wie­czór ka­wa­ler­ski Maćka przed ekra­nem te­le­wi­zo­ra, ale nie­ste­ty po­ja­wił się As­sas­sin's Creed  i zwią­zek wziął w łeb. Nie­mniej świa­do­mość, że twój uko­cha­ny jest w sta­nie zre­zy­gno­wać z cze­goś, co uwiel­bia na rzecz bycia z tobą i wcale nie pa­trzy na to w ka­te­go­riach po­świę­ce­nia, jest ge­nial­na. Tylko pa­mię­taj, żeby za­cho­wać rów­no­wa­gę i cza­sem zro­bić coś dla niego.
JESTEŚ ŚWIETNA W ŁÓŻKU
Seks to rzecz, która ma wpływ na życie każ­de­go z nas. Nawet jeśli go nie upra­wia­my, to nas do­ty­czy. W dzi­siej­szej kul­tu­rze trze­ba być sexy, trze­ba mieć sto or­ga­zmów na mi­nu­tę i eks­pe­ry­men­to­wać na po­tę­gę. Więc im wię­cej rze­czy trze­ba, tym bar­dziej nie­pew­nie czu­je­my się w łóżku. A prze­cież w oczach na­sze­go wy­bran­ka chce­my ucho­dzić za bo­gi­nię seksu na miarę Sa­man­thy Jones. Gdy więc sły­szy­my od niego, że je­ste­śmy cał­kiem dobre w te kloc­ki, na­bie­ra­my wię­cej pew­no­ści sie­bie, chęt­niej pró­bu­je­my no­wych rze­czy. Pa­no­wie, ten kom­ple­ment zwy­czaj­nie wyj­dzie wam na dobre.
NIE SĄ TAKIE ZŁE
To kom­ple­ment mocno za­wo­alo­wa­ny, ale zwią­za­ny z bar­dzo praw­dzi­wą hi­sto­rią. Jako mi­ło­śnicz­ka butów, mam gust dość kon­tro­wer­syj­ny. Mój facet naj­chęt­niej wi­dział­by mnie w czar­nych szpil­kach albo mo­to­cy­klo­wych bu­tach. Wszyst­kie inne fa­so­ny, to zbęd­ne eks­pe­ry­men­ty. Gdy więc po­ka­za­łam mu buty, jakie ku­pi­łam w in­ter­ne­cie (me­ta­licz­no­nie­bie­skie cre­eper­sy na gru­bej po­de­szwie z bia­łej gumy), oświad­czył, że są ab­sur­dal­nie idio­tycz­ne, brzyd­kie i w życiu nie wyj­dzie ze mną ni­g­dzie, jeśli będę miała je na sobie. Trzy dni póź­niej rze­czo­ne trze­wi­ki do­tar­ły do re­dak­cji i ra­do­śnie wró­ci­łam w nich do domu, po dro­dze spo­ty­ka­jąc się z moim uko­cha­nym o jakże wy­ra­fi­no­wa­nym gu­ście. „Je­steś jakaś wyż­sza”, po­wie­dział na po­wi­ta­nie. Po­ma­cha­łam stóp­ką obutą w mój nowy na­by­tek. Przy­glą­dał się bez słowa przez dobre 3 mi­nu­ty a na ko­niec, szep­tem i nie pa­trząc mi w oczy po­wie­dział „No nie są takie złe. Chyba nawet mi się w nich po­do­basz”. Wy­da­łam z sie­bie zwie­rzę­cy pisk i men­tal­nie przy­zna­łam sobie ko­lej­ny punkt w po­tycz­ce ja i moda VS męż­czyź­ni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz