2015/02/16

KAMIL DURCZOK PODEJRZANY O WYKORZYSTYWANIE SEXUALNE

- Byłoby kompletnie nienormalnym, żebym pracował w tym momencie w TVN. Poszedłem na dwutygodniowy urlop, bo nie powinienem utrudniać pracy tym, którzy chcą tę sprawę wyjaśnić. (...) Jeśli komisja miałaby potwierdzić moją winę - w co absolutnie nie wierzę - albo widzieć w moim 10-letnim postępowaniu w tym zespole błędy, to sam będę wiedział, co mam zrobić - przekonywał. Jak dodał, będzie to moment, w którym "złoży odpowiedni wniosek do szefa". - Do tej pory nawet nie                    powinienem komentować tej sprawy - ocenił.                                                                               - Muszę stawić temu czoła i wiem, że jak ktoś bardzo będzie chciał postawić mi jakiś zarzut to i tak to zrobi. Wiem, ile w swoim życiu popełniłem błędów. Wiem, ile mnie to osobiście kosztowało. Jestem człowiekiem, który nie jest bezgrzeszny. Rozstałem się ze swoją żoną. To jest cena, którą przyszło mi jakoś zapłacić. Ja nigdy świadomie nie wyrządziłem nikomu krzywdy - przekonywał.
Podczas rozmowy z Dominiką Wielowieyską kilkakrotnie zaprzeczał, jakoby miał molestować swoje pracownice. Mówił też, że nad całą sprawą pracuje już jego prawnik. - Nie mogę tak tego zostawić. To już są zbyt poważne sprawy. Walczę o swoją twarz, więc muszę to skierować na drogę prawną - mówił.
Szef "Faktów TVN" mówił też, że nie mógł się bronić przed artykułem "Wprost" sprzed dwóch tygodni, bo nie padło w nim żadne nazwisko. - To potworny rodzaj dziennikarstwa - ocenił publikację tygodnika. - To jak z wojną hybrydową na Ukrainie. To dziennikarstwo hybrydowe. To tworzenie gruntu do potężnej fali spekulacji - stwierdził.                                                                                                                                                                                                                                                Odniósł się też do treści dzisiejszej publikacji "Wprost", w którym podano, że w mieszkaniu, w którym przebywał, znaleziono "biały proszek". - To, co tam robiłem, to moja prywatna sprawa. Skąd ja mam wiedzieć, co tam w ogóle było? - odpowiedział. - Tam doszło do awantury między tą osobą a właścicielami mieszkania. Dotyczyło to kłopotów z opłaceniem czynszu. Owszem, przyjechała policja. Zostały spisane moje dane. Po chwili policja wyszła, wyszła znajoma i tyle. Gdyby jakikolwiek ślad białego proszku tam był, to wyobrażasz sobie, że policja tak to zostawi? - mówił Dominice Wielowieyskiej.
Na koniec Durczok powiedział, że obecnie myśli "jak przeżyć z dnia na dzień". - Jestem zdemolowanym psychicznie facetem. Trzymam się tylko dlatego, że moja była żona mnie wspiera - powiedział. Powiedział też, że bardzo chciałby poprowadzić jeszcze "Fakty" w TVN.
Wystąpienie Durczoka w TOK FM to odpowiedź na artykuły, jakie ukazały się w tygodniku "Wprost". W dzisiejszym numerze podano m.in. informację o "białym proszku" znalezionym w mieszkaniu, w którym miał przebywać szef "Faktów" TVN. Rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski w rozmowie z tygodnikiem potwierdził, że patrol policji spisał dziennikarza w apartamentowcu.
Na początku lutego w tygodniku Sylwestra Latkowskiego pojawił się głośny tekst, w którym opisano historię "znanej dziennikarki", która miała być molestowana przez "szefa zespołu bardzo popularnej stacji telewizyjnej". Choć "Wprost" wtedy nie ujawnił, o kogo chodzi ani o jakiej stacji telewizyjnej pisano w tekście, to w mediach i w internecie zaroiło się od spekulacji i plotek.
W ubiegłym tygodniu zarząd TVN postanowił powołać niezależną komisję. Ma ona na celu "zweryfikowanie rozpowszechnianych publicznie twierdzeń, że osoby zatrudnione w TVN mogły być przedmiotem mobbingu lub molestowania w miejscu pracy". W jej skład mieli wejść "wewnętrzni i zewnętrzni "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz