Dodano: 27.06.2015 [18:40]
Osoby organizujące proaborcyjną akcję panicznie bały się „Jasiów”, które chcieliśmy im dać, bały się dotknąć plastikowego modelu człowieka. Przez długi czas towarzyszyliśmy ich konferencji prasowej, prowadzonej we własnym sosie, bo rozmawiali z mediami bardzo im przychylnymi. My jednak też zabieraliśmy głos - mówi portalowi niezalezna.pl ks. Tomasz Kancelarczyk w rozmowie z Jarosławem Wróblewskim.
Jak wyglądała wasza kontrakcja wobec proaborcyjnego show medialnego z dronem Mengele?
Trochę się spóźniliśmy na przylot drona Mengele, bo miejsce jego lądowania było utrzymywane w tajemnicy. Można powiedzieć, że dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili, a gdzie nie zadzwoniłem, to nikt nie wiedział gdzie to miało się dziać. Powiadomione zostały tylko zaprzyjaźnione z proaborterkami media.
Na czym polegała wasza akcja pro life?
Przywieźliśmy ze sobą małe figurki tzw. „Jasiów”, pokazujące kogo naprawdę dotyczy aborcja. I na tej aborcyjnej prowokacji mówiliśmy, że środki z drona mają właśnie uśmiercać takie dzieci z 9-10 tygodnia.
Jaka była reakcja?
Te osoby organizujące proaborcyjną akcję panicznie bały się „Jasiów”, które chcieliśmy im dać, bały się dotknąć plastikowego modelu człowieka. Jakaś pani z Twojego Ruchu się tam pojawiła powoływała się na św. Tomasza z Akwinu, choć była to wiedza średniowieczna, a nie współczesna wiedza medyczna. Przez długi czas towarzyszyliśmy ich konferencji prasowej, prowadzonej we własnym sosie, bo rozmawiali z mediami bardzo im przychylnymi. My jednak też zabieraliśmy głos.
Na tym był koniec?
Nie, bo proaborcyjna grupa przeniosła się na kolejną konferencję prasową do hotelu, z którego nasza grupa została wyproszona. Nie dlatego, że się źle zachowywała, ale że zadawała niewygodne pytania o prawdziwe przeznaczenie środków poronnych przerzuconych przez drona. Mieliśmy też ze sobą wystawę plakatów Pauliny Korzeniowskiej, artystki ze Szczecina pokazującej w symboliczny sposób aborcję. Tam też odpowiadaliśmy na pytania m.in. lokalnej telewizji i rozdawaliśmy „Jasie” mieszkańcom Słubic. Było nas ponad 20 osób z Bractwa Małych, Młodzieży Wszechpolskiej z Gorzowa i Zielonej Góry i Polskiej Misji Katolickiej z Berlina. Choć nie tak liczni to i tak w dużo większej liczbie niż zwolennicy aborcji. Gdyby nie dziennikarze, to nie byłoby przy nich nikogo.
Jakie ksiądz wyciągnął wnioski?
Wnioski są takie, że rozdaliśmy kilkaset Jasiów i niedługo zrobimy dużą akcję skierowaną do mieszkańców Słubic, szczególnie tych młodszych. To będzie w najbliższych miesiącach. Będziemy edukować w czasie roku szkolnego.
A jak zachowywała się policja?
Było dwóch policjantów kompletnie nie reagujących na to zajście. Okazało się, że w przerzucaniu dronem z Niemiec do Polski środków wczesnoporonnych do zabijania polskich dzieci - nie ma znamion przestępstwa. Jak dochodzi do konkretnego nakłaniania do ich spożycia to wtedy jest przestępstwo. Nie mamy więc prawnego argumentu, aby z tym do końca skutecznie walczyć.
Można powiedzieć, że jednak odnieśliście tam sukces informacyjny rozdając kilkaset "Jasi"...
Tak, choć to media pokażą, to w co uwierzą ludzie. Widać, że brakuje ciągle mediów przyjaznych życiu. Ta akcja była wyzwaniem dla nas. Oni edukują do śmierci poprzez fałszowanie wartości człowieka, bojąc się jak ognia plastikowego modelu człowieka, którego tak zwalczają. My walczymy właśnie o życie. Słubice nas zdopingowały do informacji i formacji na rzecz dzieci.
Fotoreportaż Bractwa Małych Stópek ze Słubic:
Jak wyglądała wasza kontrakcja wobec proaborcyjnego show medialnego z dronem Mengele?
Trochę się spóźniliśmy na przylot drona Mengele, bo miejsce jego lądowania było utrzymywane w tajemnicy. Można powiedzieć, że dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili, a gdzie nie zadzwoniłem, to nikt nie wiedział gdzie to miało się dziać. Powiadomione zostały tylko zaprzyjaźnione z proaborterkami media.
Na czym polegała wasza akcja pro life?
Przywieźliśmy ze sobą małe figurki tzw. „Jasiów”, pokazujące kogo naprawdę dotyczy aborcja. I na tej aborcyjnej prowokacji mówiliśmy, że środki z drona mają właśnie uśmiercać takie dzieci z 9-10 tygodnia.
Jaka była reakcja?
Te osoby organizujące proaborcyjną akcję panicznie bały się „Jasiów”, które chcieliśmy im dać, bały się dotknąć plastikowego modelu człowieka. Jakaś pani z Twojego Ruchu się tam pojawiła powoływała się na św. Tomasza z Akwinu, choć była to wiedza średniowieczna, a nie współczesna wiedza medyczna. Przez długi czas towarzyszyliśmy ich konferencji prasowej, prowadzonej we własnym sosie, bo rozmawiali z mediami bardzo im przychylnymi. My jednak też zabieraliśmy głos.
Na tym był koniec?
Nie, bo proaborcyjna grupa przeniosła się na kolejną konferencję prasową do hotelu, z którego nasza grupa została wyproszona. Nie dlatego, że się źle zachowywała, ale że zadawała niewygodne pytania o prawdziwe przeznaczenie środków poronnych przerzuconych przez drona. Mieliśmy też ze sobą wystawę plakatów Pauliny Korzeniowskiej, artystki ze Szczecina pokazującej w symboliczny sposób aborcję. Tam też odpowiadaliśmy na pytania m.in. lokalnej telewizji i rozdawaliśmy „Jasie” mieszkańcom Słubic. Było nas ponad 20 osób z Bractwa Małych, Młodzieży Wszechpolskiej z Gorzowa i Zielonej Góry i Polskiej Misji Katolickiej z Berlina. Choć nie tak liczni to i tak w dużo większej liczbie niż zwolennicy aborcji. Gdyby nie dziennikarze, to nie byłoby przy nich nikogo.
Jakie ksiądz wyciągnął wnioski?
Wnioski są takie, że rozdaliśmy kilkaset Jasiów i niedługo zrobimy dużą akcję skierowaną do mieszkańców Słubic, szczególnie tych młodszych. To będzie w najbliższych miesiącach. Będziemy edukować w czasie roku szkolnego.
A jak zachowywała się policja?
Było dwóch policjantów kompletnie nie reagujących na to zajście. Okazało się, że w przerzucaniu dronem z Niemiec do Polski środków wczesnoporonnych do zabijania polskich dzieci - nie ma znamion przestępstwa. Jak dochodzi do konkretnego nakłaniania do ich spożycia to wtedy jest przestępstwo. Nie mamy więc prawnego argumentu, aby z tym do końca skutecznie walczyć.
Można powiedzieć, że jednak odnieśliście tam sukces informacyjny rozdając kilkaset "Jasi"...
Tak, choć to media pokażą, to w co uwierzą ludzie. Widać, że brakuje ciągle mediów przyjaznych życiu. Ta akcja była wyzwaniem dla nas. Oni edukują do śmierci poprzez fałszowanie wartości człowieka, bojąc się jak ognia plastikowego modelu człowieka, którego tak zwalczają. My walczymy właśnie o życie. Słubice nas zdopingowały do informacji i formacji na rzecz dzieci.
Fotoreportaż Bractwa Małych Stópek ze Słubic:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz