Kampania Bronisława Komorowskiego jest o krok od katastrofy.
Kampania Bronisława Komorowskiego jest o krok od katastrofy. Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta
Kampania Bronisława Komorowskiego wygląda źle. Albo raczej nie wygląda wcale. Prezydent jest przekonany, że dojedzie do 10 maja na zgromadzonym przez pięć lat poparciu, ale przewaga nad Andrzejem Dudą topnieje szybciej, niż zakładano. Dlatego jedna poważna wpadka – o którą u Komorowskiego nietrudno – może sprawić, że prezydentura kandydata PO będzie bardzo zagrożona. Według ostatniego sondażu "Faktów', w drugiej turze Komorowski może liczyć na 52 proc. głosów.

Wielu polityków i komentatorów błędnie założyło, że Bronisław Komorowskima wygraną w kieszeni. O ile błądzić jest rzeczą ludzką, to tkwienie w błędzie może mieć opłakane skutki. A Bronisław Komorowski i jego otoczenie nadal żyją w przekonaniu, że Andrzej Duda nie dogoni urzędującego prezydenta. Oto siedem argumentów za tym, że Komorowski może przegrać starcie o Belweder.

1. Pycha

Komorowski zdaje się cały czas uważać, że Polacy go kochają i wygraną ma w kieszeni. Urzędujący prezydent ma wysokie zaufanie społeczne (75 proc. w połowie lutego oraz w marcu), ale tym się nie wygrywa wyborów. Każdy kandydat powinien pamiętać przypadek Jacka Kuronia z 1995 roku. Ten niezwykle popularny i uwielbiany polityk zdobył nieco ponad 9 proc. głosów. Komorowskiemu aż tak słaby wynik nie grozi, ale historia sprzed dwóch dekad powinna nauczyć go, że popularność to za mało.

Tymczasem kolejne sondaże pokazują spadek poparcia Komorowskiego. Urzędujący prezydent nadal ma przewagę, ale trend jest dla niego wyraźnie niekorzystny. Nawet w drugiej turze Komorowski może liczyć na zaledwie 52 proc. głosów (Millward Brown dla "Faktów TVN").

2. Lenistwo

Każdy kolejny sondaż to cios dla urzędującego prezydenta, który powinien być też sygnałem, że czas się obudzić z zimowego snu. Ale prezydent na dwa tygodnie wyjrzał z Belwederu, odwiedził kilka miejscowości, a teraz znowu śpi. Bo jego aktywności nie można nazwać normalną kampanią wyborczą, to raczej namiastka, zapowiedź.
Widać to jak na dłoni, analizując aktywność kandydatów 1 kwietnia. Jego dzień w kampanijnej trasie zaczyna się o 15.45 (!!!) wizytą w Siedlcach, a kończy ok. 19 (wtedy zapewne dobiegnie końca rozpoczęte o 17.30 spotkanie w Mrozach). Razem jakieś trzy godziny. Tymczasem Andrzej Duda przed 11 zaczął dzień w Zamościu, ostatnie spotkanie zaczyna o 18.15 w Krasnymstawie. Razem odwiedzi pięć miejscowości. I ten dzień wcale nie jest wyjątkowy.

3. Wpadki

Objazd po Polsce zaowocował kilkoma niezręcznymi wypowiedziami (np. o pijanym członku rodziny) i groteskowymi zachowaniami (danie palca cielakowi). Ale nie było jeszcze wpadki dużego kalibru. Kampania sprzed pięciu lat obfitowała w takie ("przyjemność wizytowania terenów powodziowych" czy "woda ma to do siebie, że spływa"). Jeśli teraz znowu prezydent wdepnie na minę, może to wysadzić w powietrze jego marzenia o drugiej kadencji.
Bo o ile zdążyliśmy się przyzwyczaić do faux pas prezydenta, jest w inżynierii coś takiego jak wytrzymałość materiału. Kampania wyborcza jest najgorszym okresem, by sprawdzać jak bardzo wyrozumiałe jest polskie społeczeństwo. Tym bardziej, że sztab Dudy stara się, byśmy o wpadkach Komorowskiego nie zapomnieli. Temu służył spot, który pokazano w połowie marca.

4. Marazm

Problemy kampanii Komorowskiego to nie tylko wina kandydata, ale głównie sztabu. Chwalony przez nas klip, w którym Andrzej Duda czyta krytyczne tweety to przecież też nie jego pomysł, tylko sztabowców. U Komorowskiego sztabu właściwie nie ma, nie widać go, nie istnieje. Trudno wymienić pomysł, którym otoczenie urzędującego prezydenta zaskoczyło i zachwyciło.
Kampania przygotowana przez polityków PO jest po prostu śmiertelnie nudna. Oczywiście, że prezydentowi nie wszystko uchodzi, ale walka o reelekcję nie musi być nudna jak wykład propedeutyki kwerendy archiwalnej. Wyborcy naprawdę doceniają kreatywność i zaangażowanie. Nie widać go ani u samego Komorowskiego, ani u jego sztabu.

5. Samotność

Na Andrzeja Dudę pracuje całe PiS, łącznie z prezesem Kaczyńskim, który jeździ po kraju i mobilizuje struktury. Bronisław Komorowski jest w Platformie traktowany jak oddzielny byt, ktoś z zewnątrz. Pracował na to przez pięć lat, kiedy starał się akcentować swoją niezależność. Dlatego dzisiaj PO oczywiście pomaga prezydentowi, ale to raczej pomoc z przymusu, niż gorące zaangażowanie wynikające z wiary w sukces.
W kampanię Dudy angażują się najważniejsi politycy partii, ci z PO są zajęci swoimi ministerstwami i strukturami regionalnymi. Ewa Kopacz pojawiła się w kampanii prezydenta tylko dwukrotnie: kiedy przyznawano mu nominację na Radzie Krajowej partii i podczas konwencji wyborczej. Kaczyński nie tylko był na konwencji, ale nieustannie jeździ po kraju, choć może nie jest eksponowany w mediach.

6. Kapitulanctwo

Sztab Komorowskie zbyt często odpuszcza. Wydaje się, że początkowo miał plan przebić PiS w zbiórce podpisów. Po to wynajął 16 regionalnych Bronkobusów, którymi jeździli lokalni politycy. Z wielu relacji wynika, że "maraton poparcia" szybko dostał zadyszki i sztab zamiast zarejestrować się z największą liczbą podpisów, postanowił zarejestrować się jako pierwszy.
Ostatecznie więc sztab Komorowskiego przywiózł do PKW 250 tys. podpisów (później jeszcze 400 tys., ale mało kto to zauważył). W porównaniu z prawie 1,6 mln podpisów Dudy to dramatycznie mało. Podobnie sztab odpuścił po zamachu w Tunisie. Przerwanie kampanii na 1-2 dni to szlachetny gest. Ale kiedy konkurenci w sobotę wrócili do walki o głosy (zamach był we środę), Komorowski czekał aż do poniedziałku.

7. Asekuranctwo

Andrzej Duda robi wszystko, by nie być postrzeganym jako PiS-owski radykał (którym jest, co udowadniamy tutaj). Bronisław Komorowski nie robi absolutnie nic, by przestać być postrzegany przez pryzmat swojego nudnego wizerunku. Co więcej, z uporem maniaka stara się ten wizerunek utrwalić.

Prezydent spotkał się z emerytami w Nieporęcie, przemawia na Kongresie Uniwersytetów Trzeciego Wieku, a podczas wyjazdu na Podlasie spotyka się z leśnikami i jeździ ZABYTKOWĄ koleją. To oczywiście potrzebne, ale Komorowski powinien zadbać też o spotkanie z młodymi. I to nie tylko na uniwersytetach, gdzie i tak pierwsze rzędy zaludniają lokalni politycy i 80-letni profesorowie.
Wydaje się, że Bronisław Komorowski chce wcielić w życie marzenie prezydenta o 12-dniowej kampanii, tak jak w Japonii. To może być za mało. Szczególnie jeśli sztabowcy nadal będą działali tak asekurancko jak dotychczas. Kampanię wygrywa się odwagą, nie próbą dotrwania do wyborów.