Zapędzeni, zagonieni, stajemy na te 3 dni trochę tak, jakby ktoś zaciągnął nam ręczny. Tymczasem Wielkanoc, oprócz tego, że przypomina o historii sprzed wieków, może być świętem radości i nowego początku. Nie tylko dla Katolików. Nie tylko dla tych, którzy wierzą, że naprawdę można zmartwychwstać.
Nie przez przypadek zdarza nam się wiosną, gdy zima jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa, a zielone listki nieśmiało przebijają grubą skórę gałęzi. Teraz szczególnie potrzeba nam nadziei i wiary w to, że słońce znów ogrzeje grządki i doda werwy ledwo żywym pędom. Odrodzą się tak samo jak co roku. I my również możemy. Razem z nimi. Nawet jeśli ledwo zipiemy po tej zimie.
Poza symbolami
Idąc za chrześcijańską symboliką, albo przeciwnie, zupełnie ją abnegując, można dojść do podobnych wniosków. Wiosenne święta Wielkanocy to czas przejścia, czas transformacji. Zmiana czasu, zmiana pór roku, zmiana krajobrazu za oknem, zmiana tego co w środku. To co było wczoraj, przestaje być aktualne. Tak jak w życiu. Kończy się czas odrętwienia, zimowej stałości, dzieją się cuda.
Jeden dzień, jedna noc wszystko odmienia. Z małego jajka rodzi się życie. Na grządce z nasionka kiełkuje roślina. Życie toczy się czy tego chcemy czy nie, trochę obok nas, trochę z nami, dając nam ważną lekcję.
Co z niej weźmiemy?
Święta są po coś
Dawniej czas świat, był czasem naprawdę świętym. I samą instytucję świąt wymyślono po coś, nie ma w tym wszystkim przypadku.
Po co? Żeby żyć lepiej, świadomiej, żeby nie zwariować.
Pędząc na co dzień po autostradzie zdarzeń, często gubimy to co najcenniejsze.
Nasza własna dusza ma problem, żeby nas dogonić. Zapominamy o tym na czym nam zależy, mieszają nam się priorytety, równowaga niebezpiecznie się kolebie.
Trzy świadomie przeżyte dni, mogą zmienić więcej niż 3 długie, przehasane miesiące. Właśnie po to są święta.
Czy wierzymy czy nie, wszyscy potrzebujemy zatrzymania, chwili sacrum, która oderwie nas od profanum, znaku stop, dzięki któremu na chwilę zwolni kołowrotek codzienności.
Po co? Żeby żyć lepiej, świadomiej, żeby nie zwariować.
Pędząc na co dzień po autostradzie zdarzeń, często gubimy to co najcenniejsze.
Nasza własna dusza ma problem, żeby nas dogonić. Zapominamy o tym na czym nam zależy, mieszają nam się priorytety, równowaga niebezpiecznie się kolebie.
Trzy świadomie przeżyte dni, mogą zmienić więcej niż 3 długie, przehasane miesiące. Właśnie po to są święta.
Jak przeżyć te święta?
Jeśli Wielkanoc jest dla Was przeżyciem religijnym - to zatrzymajcie się w ciszy i zaplanujcie oprócz duchowych doznań, także te proste, a tak bardzo potrzebne: spotkania z rodziną, chwilę dla siebie, uważność, zwykłe bycie, w którym nie ma pospiechu, a jest refleksja.
Potrzebujemy tego nie mniej, niż kościelnej celebracji. Pomyślcie nie tylko o Bogu, ale i o sobie i pojednajcie się ze sobą – w końcu takie też jest znaczenie tych świąt.
Potrzebujemy tego nie mniej, niż kościelnej celebracji. Pomyślcie nie tylko o Bogu, ale i o sobie i pojednajcie się ze sobą – w końcu takie też jest znaczenie tych świąt.
Jeśli religijność jest Wam obca, zróbcie właściwie to samo. Poszukajcie ciszy. Znaków, które świadczą o tym, że po zimie rośnie trawa i człowiek - ten sam który upadał, teraz może się podnieść.
Wystawcie twarz do słońca, poczujcie krople deszczu i bądźcie! Małe nasionko nadziei niech kiełkuje i rośnie.
Wystawcie twarz do słońca, poczujcie krople deszczu i bądźcie! Małe nasionko nadziei niech kiełkuje i rośnie.
Tak przeżyte święta mogą być prawdziwym nowym początkiem. I tego Wam życzę.
Wesołych Świąt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz