Matka 12-latki jest zbulwersowana decyzją szkoły. Jej córka została wyrzucona z katolickiego gimnazjum, bo z powodu białaczki nie była w stanie chodzić na lekcje. Dyrekcja broni się, twierdząc, że zrobili wszystko, co w ich mocy, by dziecko mogło uczestniczyć w zajęciach.
Białaczka wyrwała 12-letniej Rose McGrath dwa lata dzieciństwa. Po diagnozie jej życie zmieniło się nie do poznania. Musiała zrezygnować ze swoich pasji, zabaw z przyjaciółkami i poddać się leczeniu. Całe szczęście raka udało się pokonać, jednak przez pewien czas Rose musi pozostać jeszcze pod obserwacją lekarzy . Dziewczynka cieszyła się, że mimo choroby udało jej się przejść do następnej klasy. Nie było to wcale łatwe – Rose bardzo źle znosiła chemioterapię. – Przez większość czasu nie miała sił, żeby wstać z łóżka. W dodatku cały czas wymiotowała – mówi matka 12-latki Barbara McGrath. Niestety wyniki w nauce okazały się niewystarczające dla dyrekcji katolickiego gimnazjum, do którego chodziła Rose. Władze prywatnej placówki z Battle Creek poinformowały w ubiegłym tygodniu panią McGrath, że jej córka została wyrzucona ze szkoły. Powód? Niska frekwencja i słabe wyniki w nauce. Rose jest załamana decyzją dyrekcji. – Nie rozumiem, dlaczego to zrobili. Przecież nie zrobiłam nic złego – mówiła w wywiadzie dla lokalnej telewizji.
Dyrektor szkoły John Fleckenstein twierdzi, że zrobili co w ich mocy, by dziecko mogło uczestniczyć w zajęciach. Rose przydzielono m.in. asystenta w nauce. Mimo to jej stopnie nie uległy poprawie, a obecność nie wzrosła. Matka dziewczynki jest oburzona tymi usprawiedliwieniami – Moja córka była śmiertelnie chora. Leżała w łóżku, bolał ją brzuch, miała mdłości. Ona nie spędzała tego czasu w centrum zabaw. Chodziła do szkoły wtedy, gdy była w stanie – tłumaczy McGrath. Kobieta zapowiedziała, że zaskarży decyzję dyrekcji do rzecznika praw obywatelskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz