Dodano: 27.02.2017 [10:11]
Wczoraj okazało się, że prowokator Andrzej Hadacz to TW „Matka”! Sprawa Hadacza to nie jedyna prowokacja pod krzyżem. Jeszcze ciekawsza jest sprawa Niemca sutenera, który protestował przeciwko krzyżowi. O sprawie pisała „Gazeta Polska”.
Prowokator spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu, jeden z „bohaterów” spotu Platformy Obywatelskiej, który w ostatnich wyborach prezydenckich poparł Bronisława Komorowskiego, uczestnik marszów KOD – Andrzej Hadacz okazał się tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Matka”. Donosił na swoich kolegów z kopalni – pisaliśmy.
CZYTAJ WIĘCEJ: Grabiec ma Polaków za durniów?! Twierdzi, że Hadacz w spocie PO nie wystąpił
CZYTAJ WIĘCEJ: Andrzej Hadacz okazał się TW. Internauci mu tego nie odpuszczą
CZYTAJ WIĘCEJ: Hadacz jako TW „Matka”. „To może być gigantyczna afera na styku służb i polityków PO”
Warto zaznaczyć, że sprawa Hadacza to nie jedyna prowokacja pod krzyżem. Przypominamy fragment tekstu Michała Stróżyka z „Gazety Polskiej” mówiący o Zbigniewie S:
Kim jest człowiek w różowej bluzie, który sprawia wrażenie nieformalnego lidera grupy podsycającej ataki na obrońców krzyża pamięci? To Zbigniew S., oskarżony w sprawie szantażowania senatora Krzysztofa Piesiewicza.
Bogaty kryminalny życiorys Zbigniewa S. ps. „Niemiec” mogliśmy poznać dzięki śledztwu „Rzeczpospolitej” i Polsatu. Dziennikarze ujawnili, że w 1997 r. Zbigniew S. został skazany za gwałt i napad z bronią w ręku na 9 lat więzienia.
Policjanci wskazywali na bezwzględność działań grupy, do której należał „Niemiec”. – Mężczyźni dokonują napadów rabunkowych na agencje towarzyskie z użyciem broni palnej, rabują i gwałcą zastane tam osoby – można przeczytać w policyjnej notatce z 1995 r. Jak podała „Rzeczpospolita”, „funkcjonariusze podejrzewali, że grupa ta napadła na przynajmniej pięć agencji towarzyskich w samej Warszawie. Sąd udowodnił Zbigniewowi S. trzy napady z bronią w ręku, podczas których ukradł m.in. telefon, kalkulator i 600 zł gotówką. Zbigniew S. z kolegą zgwałcili Katarzynę M, współwłaścicielkę jednej z agencji. Ofiara zeznała na policji, że była wówczas w 7-tygodniowej ciąży, którą poroniła po 3–4 dniach (»każdemu z mężczyzn, którzy mnie gwałcili, mówiłam, że jestem w ciąży«), dodała również, że po gwałcie Zbigniew S. ukradł z jej łazienkowej szafki szampon i mydło. Sąd skazał „Niemca” również za gwałt na Monice J. z innej agencji towarzyskiej”.
Ostatnim wyczynem „Niemca” było uczestnictwo w zastawieniu pułapki na senatora Krzysztofa Piesiewicza. W tym celu wykorzystano słabość senatora do prostytutek. Pod koniec 2008 r. dwie kobiety zarejestrowały intymne spotkanie. Nagranie było kompromitujące: widać na nim m.in., jak Piesiewicz przebiera się w sukienkę i wciąga nosem biały proszek.
Taśma staje się narzędziem szantażu. W krótkim czasie szantażyści wyłudzają od polityka 550 tys. zł. Ale żądają jeszcze więcej. Znowu dostają. Za trzecim razem, straszony możliwością publikacji kompromitującego materiału w internecie, Piesiewicz decyduje się na zawiadomienie prokuratury o przestępstwie. Dwie kobiety oraz Zbigniew S. zostają zatrzymani pod zarzutem szantażu. A dowody obciążające senatora i tak pojawiają się na stronach internetowych „Super Expresu”. Zdaniem niektórych komentatorów cała akcja wymierzona w Krzysztofa Piesiewicza została zorganizowana przez byłe WSI.
Choć proces szantażystów właśnie się rozpoczął („Niemiec” przybył w tej samej różowej bluzie), przez ostatnie dni Zbigniew S. przychodzi pod krzyż pamięci na Krakowskim Przedmieściu jak do pracy, na kilka godzin dziennie.
Przyjeżdża czarnym Mercedesem S500. Tak się składa, że można zaobserwować pewną zależność pomiędzy jego obecnością a aktywnością przeciwników krzyża. Pojawia się wtedy nowa energia do wznoszenia okrzyków, czy happeningów w rodzaju kładzenia się krzyżem na chodniku przed zniczami. Równocześnie Zbigniew S. fotografuje się z kolejnymi przybyszami, w tym z byłą radną Platformy Obywatelskiej, aktorką Anną Muchą, która z koleżankami – Katarzyną Glinką, Małgorzatą Sochą i Katarzyną Zielińską – po północy przyszły „obejrzeć ten cyrk”.
– Dla mnie to kuriozum, pół żartem pół serio cieszę się, że Warszawa zyskała kolejne miejsce, które warto odwiedzić i zaznaczyć je na mapie miasta. Natomiast wykorzystywanie symboli religijnych do zachowań, które już w tym momencie ocierają się o fanatyzm, zahacza o chorobę psychiczną – mówiła Mucha dziennikarzom.
– Chęć upamiętnienia ofiar katastrofy to fanatyzm?
– Ofiary katastrofy zostały upamiętnione indywidualnie bądź zbiorowo, a to jest odbieranie im czci. To jest narzucenie myślenia, że jest tylko jedna prawda i jest tylko jedno rozwiązanie, a nie ma, jest 96 różnych rozwiązań.
Prowokator spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu, jeden z „bohaterów” spotu Platformy Obywatelskiej, który w ostatnich wyborach prezydenckich poparł Bronisława Komorowskiego, uczestnik marszów KOD – Andrzej Hadacz okazał się tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Matka”. Donosił na swoich kolegów z kopalni – pisaliśmy.
CZYTAJ WIĘCEJ: Grabiec ma Polaków za durniów?! Twierdzi, że Hadacz w spocie PO nie wystąpił
CZYTAJ WIĘCEJ: Andrzej Hadacz okazał się TW. Internauci mu tego nie odpuszczą
CZYTAJ WIĘCEJ: Hadacz jako TW „Matka”. „To może być gigantyczna afera na styku służb i polityków PO”
Warto zaznaczyć, że sprawa Hadacza to nie jedyna prowokacja pod krzyżem. Przypominamy fragment tekstu Michała Stróżyka z „Gazety Polskiej” mówiący o Zbigniewie S:
Kim jest człowiek w różowej bluzie, który sprawia wrażenie nieformalnego lidera grupy podsycającej ataki na obrońców krzyża pamięci? To Zbigniew S., oskarżony w sprawie szantażowania senatora Krzysztofa Piesiewicza.
Bogaty kryminalny życiorys Zbigniewa S. ps. „Niemiec” mogliśmy poznać dzięki śledztwu „Rzeczpospolitej” i Polsatu. Dziennikarze ujawnili, że w 1997 r. Zbigniew S. został skazany za gwałt i napad z bronią w ręku na 9 lat więzienia.
Policjanci wskazywali na bezwzględność działań grupy, do której należał „Niemiec”. – Mężczyźni dokonują napadów rabunkowych na agencje towarzyskie z użyciem broni palnej, rabują i gwałcą zastane tam osoby – można przeczytać w policyjnej notatce z 1995 r. Jak podała „Rzeczpospolita”, „funkcjonariusze podejrzewali, że grupa ta napadła na przynajmniej pięć agencji towarzyskich w samej Warszawie. Sąd udowodnił Zbigniewowi S. trzy napady z bronią w ręku, podczas których ukradł m.in. telefon, kalkulator i 600 zł gotówką. Zbigniew S. z kolegą zgwałcili Katarzynę M, współwłaścicielkę jednej z agencji. Ofiara zeznała na policji, że była wówczas w 7-tygodniowej ciąży, którą poroniła po 3–4 dniach (»każdemu z mężczyzn, którzy mnie gwałcili, mówiłam, że jestem w ciąży«), dodała również, że po gwałcie Zbigniew S. ukradł z jej łazienkowej szafki szampon i mydło. Sąd skazał „Niemca” również za gwałt na Monice J. z innej agencji towarzyskiej”.
Ostatnim wyczynem „Niemca” było uczestnictwo w zastawieniu pułapki na senatora Krzysztofa Piesiewicza. W tym celu wykorzystano słabość senatora do prostytutek. Pod koniec 2008 r. dwie kobiety zarejestrowały intymne spotkanie. Nagranie było kompromitujące: widać na nim m.in., jak Piesiewicz przebiera się w sukienkę i wciąga nosem biały proszek.
Taśma staje się narzędziem szantażu. W krótkim czasie szantażyści wyłudzają od polityka 550 tys. zł. Ale żądają jeszcze więcej. Znowu dostają. Za trzecim razem, straszony możliwością publikacji kompromitującego materiału w internecie, Piesiewicz decyduje się na zawiadomienie prokuratury o przestępstwie. Dwie kobiety oraz Zbigniew S. zostają zatrzymani pod zarzutem szantażu. A dowody obciążające senatora i tak pojawiają się na stronach internetowych „Super Expresu”. Zdaniem niektórych komentatorów cała akcja wymierzona w Krzysztofa Piesiewicza została zorganizowana przez byłe WSI.
Choć proces szantażystów właśnie się rozpoczął („Niemiec” przybył w tej samej różowej bluzie), przez ostatnie dni Zbigniew S. przychodzi pod krzyż pamięci na Krakowskim Przedmieściu jak do pracy, na kilka godzin dziennie.
Przyjeżdża czarnym Mercedesem S500. Tak się składa, że można zaobserwować pewną zależność pomiędzy jego obecnością a aktywnością przeciwników krzyża. Pojawia się wtedy nowa energia do wznoszenia okrzyków, czy happeningów w rodzaju kładzenia się krzyżem na chodniku przed zniczami. Równocześnie Zbigniew S. fotografuje się z kolejnymi przybyszami, w tym z byłą radną Platformy Obywatelskiej, aktorką Anną Muchą, która z koleżankami – Katarzyną Glinką, Małgorzatą Sochą i Katarzyną Zielińską – po północy przyszły „obejrzeć ten cyrk”.
– Dla mnie to kuriozum, pół żartem pół serio cieszę się, że Warszawa zyskała kolejne miejsce, które warto odwiedzić i zaznaczyć je na mapie miasta. Natomiast wykorzystywanie symboli religijnych do zachowań, które już w tym momencie ocierają się o fanatyzm, zahacza o chorobę psychiczną – mówiła Mucha dziennikarzom.
– Chęć upamiętnienia ofiar katastrofy to fanatyzm?
– Ofiary katastrofy zostały upamiętnione indywidualnie bądź zbiorowo, a to jest odbieranie im czci. To jest narzucenie myślenia, że jest tylko jedna prawda i jest tylko jedno rozwiązanie, a nie ma, jest 96 różnych rozwiązań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz