Wiadomości PRZEKRĘTY RODZINY ADAMOWICZÓW
Fot. Agencja KFP/Krzysztof Mystkowski
- Nie daliśmy wiary wyjaśnieniom żony prezydenta Gdańska i nie uznaliśmy tych darowizn - tak mówiła przed sądem pracownik gdańskiego Urzędu Skarbowego. Jolanta G., która zajmowała się darowiznami, jakie miały otrzymać dwie córki prezydenta od dziadków Magdaleny Adamowicz, zeznawała w procesie prezydenta Gdańska.Jolanta G. ujawniła, że łącznie od obojga pradziadków dzieci Adamowicza miały otrzymać powyżej pół miliona złotych z okazji narodzin lub świąt.
- Żona prezydenta, tłumacząc źródło pochodzenia tych pieniędzy, mówiła, że jej dziadkowie żyli bardzo oszczędnie; poza tym babcia prowadziła usługi krawieckie dla elity, a dziadek przywiózł walizkę z pieniędzmi wracając po wojnie z Niemiec. Nie daliśmy wiary tym wyjaśnieniom i jako urząd nie uznaliśmy tych darowizn - powiedziała świadek.
DAROWIZNY DLA DZIECI ADAMOWICZA
Na rozprawie zeznawali też kuzyn żony Adamowicza i były pracownik Urzędu Skarbowego. Ich także pytano o darowizny, które miały otrzymać dzieci prezydenta Gdańska.Paweł Adamowicz jest oskarżony o złożenie pięciu nieprawdziwych oświadczeń majątkowych z lat 2010- 2012. Nie ujawnił w nich wszystkich posiadanych mieszkań i oszczędności. Grożą mu trzy lata więzienia.
Kolejna rozprawa w czwartek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz