W zeszłym tygodniu były moje 40 urodziny, a ja nie czułem się zbyt dobrze tego ranka (niewielu czuje się dobrze w dniu tych, jakże symbolicznych – urodzin). Jakoś udało mi się zwlec z łóżka. Przyszedłem na śniadanie z nadzieją, że moja żona przywita mnie słowami, „Sto lat kochanie!” i małym prezentem. Zawiodłem się – moja luba nie wykrztusiła z siebie nawet zwykłego „Dzień dobry” nie mówiąc już o złożeniu życzeń. No cóż… cała nadzieja w dzieciach – one na pewno będą pamiętać. Moje dzieci zeszły na dół, zjadły śniadanie i nie powiedziały ani słowa. Delikatnie powiedziawszy – byłem lekko rozczarowany.
Wyszedłem do pracy. Kiedy wszedłem do biura, moja sekretarka Joannapowiedziała, „Dzień dobry szefie, a przy okazji Wszystkiego Najlepszego!”.Poczułem się znacznie lepiej wiedząc, że ktoś pamiętał o moich urodzinach. Pracowałem bez wytchnienia do trzynastej, gdy nagle do moich drzwi zapukałaAsia i powiedziała, „Dzisiaj mamy piękny dzień, w dodatku są Twoje urodziny, może wyjdziemy gdzieś na obiad? Tylko Ty i ja”. Oczywiście się zgodziłem! To była najmilsza rzecz, jaką usłyszałem przez cały dzień.
Poszliśmy na obiad, ale nie tam, gdzie przeważnie chodzimy. Zamiast tego zabrała mnie do spokojnej knajpki i zamówiła prywatny stolik. Wypiliśmy kilka drinków i zjedliśmy smaczny obiad. W drodze powrotnej do biura, Joanna powiedziała,„Wiesz co, mamy dzisiaj taki piękny dzień… Nie musimy iść z powrotem do biura, prawda?”. Odpowiedziałem, „Myślę, że nie, a co masz dokładniej na myśli?”.Joanna odparła, „Chodźmy do mojego mieszkania, jest tuż za rogiem”.
Kiedy dotarliśmy do jej mieszkania, Asia odwróciła się do mnie i powiedziała,„Szefie nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pójdę na chwilę do sypialni? Za chwilę wrócę”. Nerwowo się zgodziłem. Po chwili wróciła z olbrzymim tortem urodzinowym… Za nią wkroczyła moja żona, moje dzieci, dziesiątki moich znajomych i współpracowników.
Wszyscy śpiewali „Sto lat!”.
A ja po prostu tam siedziałem…
Na kanapie…
Nago…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz