Morawiecki zwracał również uwagę, że w czasie rządów poprzedników PiS prezes ZNP Sławomir Broniarz "nic nie robił, żeby rządzących skłonić wówczas do jakichkolwiek podwyżek". "Wtedy w roku 2013, 2014, 2015 w budżecie planowanym przez naszych poprzedników PO-PSL nie znalazło się ani odrobina pieniędzy na podwyżki dla pracowników" - mówił. Według premiera "warto zapytać, co wtedy robili tamci związkowcy".
Zaznaczył jednocześnie, że obecny obóz rządzący zdaje sobie sprawę, jak ważną grupą zawodową są nauczyciele. "Dlatego my przystąpiliśmy od roku 2017, kiedy w 2016 kształtowaliśmy pierwszy budżet od początku do końca, to na 2017 r. przeznaczyliśmy ponad 400 mln zł, a później w 2018 r. 2 mld zł, a w 2019 r. - blisko 4 mld zł. Dwie podwyżki w styczniu ta pierwsza, we wrześniu mamy tę drugą, uzgodnioną" - wskazał Morawiecki.
Premier poinformował, że poprosił minister edukacji narodowej Annę Zalewską, aby "dyskutowała ze środowiskiem nauczycielskim, co jeszcze może zmniejszyć". Wskazał, że szefowa MEN zaproponuje działania mające obniżyć biurokrację, np. przy składaniu wniosków o promocję na kolejny szczebel awansu nauczycielskiego.
Morawiecki odniósł się również do wypowiedzi Broniarza, który w sobotę w wywiadzie dla Radia Zet, mówiąc o zapowiedzianym strajku w oświacie, przypomniał m.in., że w kompetencji nauczycieli, rad pedagogicznych, leży klasyfikowanie, ocenianie i promowanie uczniów. "I to też jest potężny oręż w ręku nauczycieli, chcielibyśmy, żeby rząd miał tego świadomość. Jeżeli skorzystam także z tego oręża, to będziemy mieli w edukacji totalny kataklizm związany z rekrutacją albo zakończeniem kolejnych cykli edukacyjnych przez dzieci, uczniów polskich szkół" - powiedział.
Broniarz, pytany, co czeka uczniów, jeśli dojdzie do strajku i nie odbędą się wyznaczone na połowę kwietnia egzaminy: gimnazjalny i ósmoklasisty oraz wyznaczone na maj matury, odpowiedział: "Albo egzaminy będą musiały odbyć się w późniejszym terminie, albo trzeba będzie szukać innego rozwiązania związanego z rekrutacją młodzieży do szkół wyższego szczebla".
Zdaniem premiera "szantaż moralny" szefa ZNP jest rzeczą "niedopuszczalną i niewytłumaczalną", żeby "w ten sposób grać emocjami dzieci".
"Chcę zapewnić, że będziemy robili wszystko, żeby egzaminy się odbyły (...), żeby dzieci na wakacje pojechały ze spokojną głową, że te egzaminy się odbyły" - oświadczył premier, prosząc jednocześnie nauczycieli, aby byli "dostępni" w czasie egzaminów. Zaznaczył, że rząd będzie przygotowywał również "rozwiązania rezerwowe", żeby w razie protestów "nie ucierpiały dzieci i młodzież". "To jest dla mnie najważniejsze" - zapewnił Morawiecki.
Szef rządu podkreślał również, że rząd szanuje prawo do protestu. Dodał, że chce także, aby w 2020 r. nauczyciel dyplomowany ze wszystkimi dodatkami zarabiał 6 tys. zł brutto.
Od 5 marca trwa referendum strajkowe zorganizowane przez Związek Nauczycielstwa Polskiego w ramach prowadzonego sporu zbiorowego. Potrwa do 25 marca. Odbywa się we wszystkich szkołach i placówkach, z którymi w ramach sporu zbiorowego zakończono etap mediacji, nie osiągając porozumienia co do żądania podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych o 1 tys. zł. Jeśli taka będzie wyrażona w referendum wola większości, strajk ma się rozpocząć 8 kwietnia.
Oznacza to, że jego termin może się zbiec z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami zewnętrznymi: 10, 11 i 12 kwietnia ma się odbyć egzamin gimnazjalny, a 15, 16 i 17 kwietnia - egzamin ósmoklasistów. Matury mają się rozpocząć 6 maja.
We wtorek prezes ZNP Sławomir Broniarz powiedział, że jeśli nic się nie wydarzy, to ma nadzieję, że do strajku przystąpi 85 do 90 proc. szkół. Dodał, że w strajku może uczestniczyć około 80-90 proc. nauczycieli.
Czytaj więcej na https://fakty.interia.pl/raporty/raport-matura-2019/aktualnosci/news-premier-zrobimy-wszystko-zeby-egzaminy-sie-odbyly,nId,2892320#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz