Wiadomo było, że po decyzji obywateli Zjednoczonego Królestwa w sprawie opuszczenia Unii Europejskiej sytuacja polityczna wewnątrz Unii mocno się skomplikuje. Większość tzw. „poważnych komentatorów” wieściła w kwestii przetrwania Unii polityczną defensywę Polski i reszty „młodszych” członków wspólnoty. Bo przecież „wypadliśmy z ekstrakasy”, zostaliśmy „zmarginalizowani” i takie tam. Zdawało się potwierdzać te opinie niedawne spotkanie szefów dyplomacji państw „starej Unii”.
Upublicznienie koncepcji europejskiego „superpaństwa” autorstwa Francji i Niemiec całkowicie zmienia tę sytuację. I inaczej ustawia zdających się dotąd konstruować „wewnątrzeuropejską narrację” Niemców i Francuzów. Teraz stają oni przeciwko większości Unii i muszą się przed nią tłumaczyć.
W całym medialnym szumie giną głosy tych, którzy ujawniony dokument przeczytali dokładnie i twierdzą, że całe zamieszanie to przesada. Może i faktycznie przesada. Ale właśnie o to chodzi. Myślę, że właśnie po to ów dokument upubliczniono by w europejskim kotle zamieszać w inna stronę niż by podobało się „wielkim” Unii.
Zamieszanie to, dla nas jak najbardziej korzystne, pokazuje, że głosy o miernej jakości naszych speców od spraw międzynarodowych były mocno przesadzone i bardzo niesprawiedliwe. Zagranie projektem, który ponoć istnieje już od kilku miesięcy akurat teraz, gdy Niemcy posunęli się do próby podziału Unii na „starą” i „nową” pokazuje, że w MSZ potrafią działać i szybko i ostro. A przy tym, przynajmniej jak na razie, skutecznie.
Trudno powiedzieć czy nasze działania dyplomatyczne ostatecznie zakończą się sukcesem ale jak na razie trudno odmówić Waszczykowskiemu umiejętnego rozgrywania kryzysu. Za chwilę w Warszawie rozpocznie się zwołane przez szefa MSZ spotkanie ws. Brexit. I takie wiadomości będą dziś i pewnie przez kolejne dni dominować w publicznym przekazie. Trudno powiedzieć natomiast czy ktokolwiek zauważy wiadomość o przesłaniu przez Polskę Komisji Europejskiej odpowiedzi na opinię Komisji w sprawie przestrzegania w Polsce praworządności (co dziś ponoć nastąpiło). Pewnie nawet nie zauważy tego Komisja Europejska. W końcu ma poważniejsze sprawy na głowie niż nasza praworządność.
Na naszym podwórku do defensywy zepchnięto opozycyjny punkt widzenia, opierający się na akcentowaniu tego, że powinniśmy trzymać się w Unii z Berlinem. Dziś, przynajmniej dla mniej wnikliwie śledzących informacje z „europejskiego frontu”, oznaczać by to musiało rezygnację z suwerenności.
Współczuć zresztą można (choć nie trzeba :) Schetynie, który pewnie z dzisiejszej perspektywy wolałby sobie pierwej język odgryźć niż nawoływać swego czasu do referendum w sprawie pozostania Polski w Unii. Stając tym samym obok Davida Camerona, dość powszechnie dziś nazywanego idiotą.
ps. Oświadczenie, że „Makrela” nie ma nic wspólnego z planem swego ministra pokazuje, że faktycznie mocno i niespodziewanie dostali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz