Sławomir Wiśniewski, który 10 kwietnia 2010 r. był wysłannikiem TVP S.A. w Smoleńsku, w filmie “Na własne oczy”, który jest zbiorem dokumentalnym wszystkich materiałów z feralnego dnia, mówi że kilka minut po katastrofie prezydenckiego Tu-154M, w okolicach wraku nie zobaczył ani jednego ciała.
Wiśniewski moment tragedii widział z okna hotelu Nowyj, położonego kilkaset metrów od miejsca zdarzenia. Gdy usłyszał huk silników i zobaczył słup ognia, natychmiast ruszył w kierunku katastrofy.
Był pierwszym dziennikarzem, który się tam zjawił, dlatego rosyjskie służby nie zdążyły zareagować. – Widziałem fragmenty maszyny porozrzucane w promieniu kilkuset metrów. Ale nie było tam żadnych ciał, ofiar. Zazwyczaj w miejscu katastrofy lotniczej są ludzie, jest zamieszanie, a tu kompletna cisza – opowiada Sławomir Wiśniewski.
Zaznaczmy: reporter Telewizji Polskiej był zarówno w miejscu runięcia maszyny na ziemię, jak i w kilku miejscach wokół, w promieniu kilkuset metrów.
W filmie “Na własne oczy” dowiadujemy się również, że – choć początkowo nie było ciał wcale – to już w kolejnych godzinach “zaczęły się pojawiać”. – Zobaczyłem mnóstwo porozdzieranych ciał ofiar. Ale to był widok nietypowy dla katastrofy lotniczej. Zwłoki były skupione jakby w jednym miejscu, pierwszy raz coś takiego widziałem – mówi w dokumencie inny przedstawiciel mediów obecny na miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz