2016/06/30

„Ratunku, pobili mnie”. Nowa metoda na popularność?

Dodano: 30.06.2016 [12:06]
„Ratunku, pobili mnie”. Nowa metoda na popularność? - niezalezna.pl
foto: Igor Smirnow/Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska
Dziwaczny sposób znaleźli niektórzy na to, by mieć swoje „pięć minut sławy”. Coraz częściej dochodzi do sytuacji, że ofiary kryminalnych zdarzeń alarmują o rzekomo politycznych motywach działania sprawców. Jeszcze inni wręcz puszczają wodze fantazji, grunt, żeby tylko było głośno. Dzieje się to w Warszawie, ale i poza stolicą - czytamy w dzisiejszym Dodatku Warszawskim Gazety Polskiej Codziennie.

Najpierw „słynny news” sprzed kilku dni, który natychmiast nagłośniły media. Niemal we wszystkich gazetach i portalach pojawiła się wstrząsająca wiadomość: „Mateusz Kijowski pobity”. Bez weryfikacji, bazując jedynie na wpisie umieszczonym przez lideraKOD u na portalu społecznościowym.

„Tak, zostałem wczoraj tuż przed północą na Dworcu Centralnym zaatakowany. Rozmawiałem przez telefon i nagle usłyszałem jakiś stek wyzwisk i otrzymałem dwa czy trzy ciosy w kark i głowę (na plecach miałem plecak, więc były chronione)” – napisał w niedzielę. Na szczęście dodał: „Nic mi się nie stało”. Uff!

Po tym wpisie wybuchła awantura, ale przez wiele godzin nikt nie wpadł na pomysł, aby zweryfikować rewelacje „obrońcy demokracji”. Zrobił to dopiero reporter portalu Niezależna.pl. Potwierdził, że Kijowski został zaatakowany, ale równocześnie ustalił, że napaść nie miała nic wspólnego z działalnością lidera KOD u.

"W hali Dworca Centralnego było trochę ludzi. Nawet kiedy krzyknąłem »Policja!«, nikt nie zareagował w żaden sposób, mimo że kilka osób interesowało się i przyglądało temu, co się dzieje. Tak, wiem, nie broczyłem krwią, leżąc na ziemi. Zawsze staram się reagować, kiedy widzę agresję, i muszę przyznać, że ta obojętność niemile mnie zaskoczyła”, opisał swoje pobicie Mateusz Kijowski.

Jak wynika z ustaleń Niezależnej.pl, napastnik okazał się osobą mającą problemy ze zdrowiem psychicznym. Nie było też mowy o „nieznanym sprawcy” (tak alarmował m.in. „Newsweek”), bo ten natychmiast został zatrzymany przez policję i doprowadzony na komisariat. Znana jest jego tożsamość.



Ciekawe było za to zachowanie Kijowskiego po zdarzeniu.
– Pokrzywdzony odmówił złożenia zawiadomienia, wyraźnie stwierdził, że nie życzy sobie pomocy policji – mówił asp. sztab. Mariusz Mrozek, rzecznik Komendy Stołecznej.

Kilkanaście godzin wcześniej objawiła się inna „ofiara represji”. Tym razem sympatyzująca z Partią Razem. Awantura zaczęła się znowu od facebookowego wpisu.
„Wracającego znad Wisły 20-latka policja zaprosiła do radiowozu za znaczek Razem na plecaku”. „ZA ZNACZEK NA PLECAKU – alarmowała autorka. Z wpisu wynikało, że to matka „pokrzywdzonego”. Pisząca o wulgarnych funkcjonariuszach, groźbach, wręcz nękaniu.

Jej opowieść mogła poruszyć. Tylko do czasu, gdy relację wydarzeń zaprezentował przedstawiciel policji.
– W nocy 25 czerwca br., w Warszawie o godz. 2.55 policjanci podjęli interwencję wobec młodego mężczyzny, ale jej przyczyną nie był jakikolwiek emblemat na plecaku, a fakt, że mężczyzna leżał w miejscu publicznym, sprawiając wrażenie osoby nieprzytomnej, która może wymagać pilnej pomocy – podał asp. sztab. Mrozek.

I dodał wprost. Chłopak był pijany.
„Policjanci podeszli do mężczyzny. Jeden z funkcjonariuszy sprawdził jego funkcje życiowe. Okazało się, że młody człowiek śpi. Czuć od niego było zapach alkoholu. Policjanci wybudzili mężczyznę, który od samego początku był wobec nich niegrzeczny i wulgarny, używał słów obelżywych”.

Czar „bohatera” tłamszonego za polityczne poglądy prysł wraz z wydechem.

Ciekawa historia dzieje się też w wielkopolskim Kole. Tam opozycyjny radny ogłosił, że tydzień przed referendum o odwołanie burmistrza został brutalnie pobity. Napastnicy bijąc go, mieli mówić o „wybijaniu referendum z głowy”. Historia od początku budziła spore wątpliwości. Wiemy, że prokuratura podważa wersję radnego. Z niecierpliwością czekamy na uzasadnienie umorzenia.



Pewnie nasi Czytelnicy pamiętają słynny „atak niezidentyfikowanym płynem żrącym o brunatnej barwie”, którym w październiku 2013 r. miał zostać oblany Kuba Wojewódzki. Niektórzy pisali nawet o „kwasie”. Były to brednie, ale przez kilka dni celebryta znalazł się w świetle jupiterów. Czyżby o to samo chodziło naśladowcom?
AddThis Sharing Button

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz