Marysia pyta się krasnoludków:
-Co dzisiaj robiliście w lesie?
-Ja zbierałem jagody, na kompot! - odpowiada jeden krasnoludek
-A co ty robiłeś? -pyta Marysia
-Ja zbierałem mak. Też na kompot. Noc. W kuchni ze skrzypieniem otwierają się drzwi od lodówki. Wychodzi z niej spasiona mysz. W jednej łapie trzyma wielki kawał żółtego sera, a drugą ciągnie za sobą wielkie pęto kiełbasy. Kieruje się do pokoju, skąd rozlega się potężne chrapanie gospodarzy. Taszczy ten cały majdan z żarciem przez środek pokoju w stronę szafy, pod którą ma wejście do swojej norki. Już prawie przy wejściu do swej norki, dostrzega pułapkę na myszy, a na niej malutki kawałeczek słoninki. Mysz kręci z dezaprobatą głową i mruczy:
- Jak dzieci, jak dzieci!
Jedzie Czerwony Kaputrek przez las do babci na rowerku i jak to w bajce o Czerwonym Kapturku bywa zza krzaka wyskoczył wilk i połamał Kapturkowi rowerek. Na to Kapturek w płacz i na skarge do misia
- Co sie stało? - pyta miś.
- Wilk połamał mi mój rowerek.
- Nie płacz zaraz to załatwimy - i poszli do wilka.
Niedzwiedz wkurzony złapal wilka za futro i mówi:
- Jak za chwile nie pospawasz tego rowerka to masz przewalone!
Wilk sie przestraszyl wziął spawarke i naprawił rowerek. Czerwony Kapturek pojechał dalej do babci. Wilk nie dał za wygraną i pobiegł na skróty do babci zjadł ją, przebrał się i wskoczył do lóżka.
Przyjechał Kapturek do domu babci:
- Babciu a czemu ty masz takie duze uszy?
- Żeby cie lepiej slyszeć.
- A czemu masz takie czerwone oczy? 14 lipca 1410 roku, w przeddzień sławnej bitwy pod Grunwaldem, wojska polskie i krzyżackie podobnie jak ich wodzowie, Jagiełło i Urlich von Jungingen tęgo sobie popili. Na drugi dzień, kiedy miała się rozegrać bitwa, wszyscy mieli kaca i nikt nie miał sił na walkę. Wodzowie uradzili, że wystawią po jednym zawodniku z każdego obozu, a ci będą bili się na śmierć i życie. Ten, który wygra da wygraną swojemu państwu. Krzyżacy wystawili ogromnego rycerza w zbroi, na wielkim koniu okutanym również w końską zbroję. Jagiełło wszedł do polskiego obozu i zapytał:
- Kto z Was dzielni wojowie zmierzy się z tym rycerzem?
Z obozu doszły go tylko jęki skacowanych wojów. Nagle podniósł się 80-letni dziadunio i mówi:
- Ja pójdę, Wasza Wysokość.
Jagiełło domyślając się, że bitwa i tak jest już przegrana zgodził się na to. Polacy wystawili dziadka, który ledwo trzymał ogromny miecz cały się trzęsąc. Kiedy polscy rycerze zobaczyli, że Krzyżak naciera z impetem na dziadka, zaczęli krzyczeć:
- Dziaaaadeek w nooogiii! W nooogiii!!!
Zakotłowało się, w powietrze wzbiły się tumany kurzu, kiedy Krzyżak dopadł dziadunia. Gdy kurz opadł, wszyscy spojrzeli na pole walki, a tam leżał Krzyżak z odrąbanymi nogami a nad nim dziadek trzęsąc się mówił:
- Masz szczęście, że krzyczeli "w nogi", bo bym Ci łeb odrąbał! Trzech murzynów złowiło złotą rybkę.
Rybka mówi:
-Wypuścicie mnie to spełnię wasze trzy życzenia.
Murzyni po namowie wypuścili złotą rybkę.
Rybka mówi:
- Teraz spełnię wasze trzy życzenia
Pierwszy murzyn:
- Chcę być biały!
Spełniła życzenie
Drugi murzyn:
- Ja też chcę być biały!
Spełniła życzenie
Trzeci murzyn:
- A ja chcę żeby oni z powrotem byli czarni! ndyk plotkował z bykiem mówiąc:
- Wleciałbym na czubek tego drzewa... - mówił - ale nie mam do tego energii.
Byk mu odpowiedział:
- Dlaczego nie zjesz trochę mojej karmy? W niej jest bardzo dużo środków odżywczych i jest bardziej energetyczna niż twoja.
Indyk zjadł trochę karmy byka, po czym udało mu się wlecieć na pierwszą gałąź. Następnego dnia zjadł trochę więcej i wleciał na drugą gałąź. W końcu po 4 dniach udało się indykowi z dumą osiągnąć sam czubek drzewa. Ale wkrótce wypatrzył go tam gospodarz, który go zestrzelił jakąś starą, przerdzewiałą flintą.
Wniosek: Oszustwo może Cię wynieść na szczyt, ale nie utrzyma Cię tam na długo! Idzie zajączek przez las, patrzy leży pół litra.
- O! Jak fajnie - pół litra! - pomyślał, zabrał i poszedł dalej.
Przechodząca obok lisica zauważyła go i myśli:
- O! Jak fajnie - pół litra i zagrycha!
I poszła w ślad za zajączkiem. Zauważył ich wilk:
- O! Jak fajnie - pół litra, zagrycha i ruda dziwka!
I poszedł za nimi. Na to wszystko wylazł niedźwiedź.
- O! Jak fajnie - pół litra, zagrycha, ruda dziwka i jest jeszcze komu po mordzie przylać! Do baru wchodzi kaczka. Wskakuje na krzesło i mówi do barmana:
- Setę i śledzika!
Barman zaskoczony podaje kaczce gorzałę i śledzika, kaczka wypija, wciąga śledzika i mówi do barmana:
- Słuchaj stary, jestem majstrem-murarzem na budowie opodal tego baru i przez jakiś czas będę tutaj wpadał około 15.00 na wódeczkę i śledzika... Pomyśl nad jakimś małym rabacikiem...
Tego samego dnia barman zadzwonił do zaprzyjaźnionego dyrektora cyrku:
- Janek! Nie dasz wiary! Przychodzi do mojego baru kaczka, która mówi ludzkim głosem, pije gorzałę i wciąga śledzie...
Dyrektor chcąc zobaczyć to na własne oczy przyszedł do baru przed 15.00, siadł przy stoliku i czeka. W drzwiach pojawiła się kaczka. Wskakuje na krzesło i mówi ludzkim głosem do barmana:
- Jak zawsze: wódeczkę i śledzika proszę... Jak tam? Przemyślałeś sprawę zniżki?
Do kaczki w tym momencie podchodzi dyrektor cyrku i mówi:
- Chcę pana zatrudnić! Jestem dyrektorem cyrku...
- Zaraz, zaraz... cyrku?
- Tak, panie kaczko, ...cyrku
- Cyrk... hmmm... cyrk... to taki wielki namiot?
- Dokładnie...
- Z takimi drewnianymi ławeczkami?
- Właśnie.
- Z taką okrągłą arenką z piachem i trocinami?
- Oczywiście!
- W takim razie na co panu murarz?! Sierotka Marysia 2
Sierotka Marysia gąski pasała,
a w wolnych chwilach się sprzedawała.
A to misiowi za plaster miodu,
a to kretowi co dał jej słodu,
nawet wilków wataszka
zamoczyła w Marysi ptaszka.
Największy problem był z dzikiem,
gdy kopulował, oznajmiał to kwikiem.
W sumie przez dzień cały,
leśne zwierzęta ją posuwały.
Pasanie gęsi zaniedbała,
którym za milczenie się oddawała.
Serce złamała bobrowi,
który do dzisiaj się głowi,
jak to się kurde stało,
że swoje zęby oddał za ciało.
W końcu angaż do burdelu dostała
i w jednej dziedzinie się specjalizowała. O rybaku i złotej rybce XXX
Stała sobie chatka nad brzegiem jeziora,
z daleka była mała, z bliska całkiem spora.
Od lat małżeństwo w niej mieszkało,
rybak z żoną i z nudów dogorywało.
Nikt wtedy jeszcze nie słyszał o agroturystyce
a ryb w jeziorze pływały całe ławice.
Las na wiele mil wokoło, wycięty przez krasnali,
więc widzieć mogli, czy ktoś nadjeżdża z oddali.
Codzienny ich posiłek, to ryba w różnej postaci,
o strój też nie dbali, tygodniami nie zmieniali gaci.
Nadszedł jednak ten nieszczęsny dzień
i rzucił na ich życie, kłopotliwy cień.
Ryby tego dnia wogóle nie brały,
jakby odpłynęły lub się pochowały,
dopiero pod wieczór coś się trafiło,
rybak sam nie wiedział, co to za stworzenie było.
Złota łuska, płetwy, niby ryba a nie ryba,
miała jeszcze welon i złotą koronę, chyba ?
Chciał już do wody wyrzucić to dziwadło,
ale to to przemówiło, pomyślał, że na łeb mu padło.
Prosiła aby zabrał ją do domu,
włożył do szklanego słoja i nie pokazywał nikomu,
gdyż ona przed złymi rybami ucieka,
niech już ją niesie, i dłużej nie zwleka.
W zamian ona przyrzeka mu dobrobyt uroczyście,
spełnił jej życzenie, klnąc w duchu siarczyście.
Jego żona z rybką szybko się zrozumiały,
codziennie chłopa na dalszy plan odsuwały.
W chałupie coraz więcej nowych rzeczy przybywało,
teraz rybak łowił i sprzedawał co tylko się dało.
Tereny wokół chałupy zostały wykupione,
postawiono kampingi w miejsca świeżo zalesione.
Rybak został odsunięty,od łoża i od talerza,
przy tym nie miał pojęcia dokąd jego żywot zmierza.
Żona rybaka z dnia na dzień młodniała,
a do tego rybki, na moment nie opuszczała.
Mąż nie poznawał już swojej żony,
wszystko jedno mu było, wraz z rybami był skończony,
takie ogromne połowy łowiska zrujnowały,
w trzcinach jeziora nawet żaby już nie kumkały.
Mieszkając teraz w szopie nie zauważył biedaczysko,
że żona wraz z rybką, dawno sprzedały tu wszystko.
Nawet się nie zorientował, kiedy wyjechały,
za niewolniczą robotę nie podziękowały.
Nowy właściciel dał mu zatrudnienie,
znał tu każdy metr, przydatny był szalenie.
W jego życiu nic się nie zmieniło,
ryb przybywało, ośrodek kwitł aż miło.
A żona i rybka? Nie obchodziły go ich losy,
był teraz szczęśliwy, rzucił nawet papierosy.
Lęk przed łowieniem w podświadomości pozostał,
nie chciał aby znów jakaś rybka, zrobiła zeń osła. Pinokio
Wiecie kto był Pinokio? Nie?! To się zdarza,
był z drewna facecikiem, stworzonym przez stolarza.
Miał więc drewniany men wszystko wystrugane,
cóż mogę rzec jeszcze, acha, oczy miał szklane,
piękny był wogóle, przyznać to muszę,
zanim drażliwy temat poruszę.
Nos jego złośliwych zaklęć był wynikiem,
a stary stolarz nie obdarzył go ciulikiem.
Problem miał z tym Pinokio niemały,
gdyż panny i mężatki zabawiać się z nim chciały.
Lgnęły do niego jak pszczoły do miodu,
miał więc wiele przygód, chłopak za młodu.
Nos jego odgrywał rolę członka,
na biodrach wisiała ze szmatki zasłonka,
im większym kłamstwem panie obdarzał,
nos mu rósł i lepiej im dogadzał.
I tutaj jest pies pogrzebany,
bo przez piękne kobiety był ignorowany.
Zaklęcie działało na takiej zasadzie,
im więcej kłamstw, tym więcej we wsadzie.
Pinokio łgał jak najęty,
kiedy do nieładnej niewiasty był przypięty,
one rozkosz z nosa i słów czerpały,
dla nich on był men, wspaniały.
Pięknych kobiet oszukiwać nie potrafił,
z nosa pożytku nie miały, szlag by to trafił.
Lata mijały, drewno na nim próchniało,
coraz mniej nosowi przygód się przytrafiało.
Aż pewnego dnia drewniane serce mu zabiło,
zakochał się i ożenił, kawalerstwo się skończyło.
Pewna mieszczka do swego domu go sprowadziła,
miała nadzieję nie tylko na miłość, od lat samotna była.
Pinokio zakochany był po same uszy,
nie śmiał skłamać tej, którą kochał, i nosem nie ruszył.
Białogłowa po wielu próbach, zrezygnowana była,
znalazła sposób, wysoko męża na życie ubezpieczyła.
Spaliła Pinokia po niecałym roku,
zrealizowała polisę, z kornikami też miała spokój.
Morał dla drewniaków z tej bajki wypływa niezbicie,
chcecie dłużej pożyć, nisko ubezpieczcie się na życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz