2016/06/27

Kijowski napadnięty? Odmówił złożenia zawiadomienia. "Nie życzył sobie pomocy policji"

Dodano: 27.06.2016 [10:45]
Kijowski napadnięty? Odmówił złożenia zawiadomienia. "Nie życzył sobie pomocy policji" - niezalezna.pl
foto: Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska
Mateusz Kijowski, zwany czołowym bojownikiem o demokrację, ogłosił, że został pobity. Na dworcu w Warszawie. "Nagle usłyszałem jakiś stek wyzwisk i otrzymałem dwa czy trzy ciosy w kark i głowę" - zaalarmował szef KOD-u. Pożalił się również, że ludzie byli nieczuli na jego krzywdę. Sprawdziliśmy opowieść Kijowskiego. Niektóre szczegóły budzą wątpliwości. Albo nerwy, albo celowe ubarwianie... Tylko po co?

Wczoraj późnym wieczorem portal gazeta.pl opublikował tekst z niepokojąco brzmiącym tytułem: "Mateusz Kijowski napadnięty na Dworcu Centralnym?". Na dowód cytował wpisy Kjowskiego z jego profilu na Facebooku.
 
Tak, zostałem wczoraj tuż przed północą na Dworcu Centralnym zaatakowany. Rozmawiałem przez telefon i nagle usłyszałem jakiś stek wyzwisk i otrzymałem dwa czy trzy ciosy w kark i głowę (na plecach miałem plecak, więc były chronione) - napisał.

Od razu też uspokoił, że nic mu się nie stało. Co mówił napastnik: "Poinformował, że zaatakował mnie, bo za nim chodziłem, donosiłem „IM”, gdzie jest, a oni chcą go zastrzelić".

Najciekawiej jednak brzmi fragment, w którym narzekał na znieczulicę:
 
"Nawet kiedy krzyknąłem „Policja!”, nikt nie zareagował w żaden sposób mimo, że kilka osób interesowało się i przyglądało temu, co się dzieje. Tak, wiem, nie broczyłem krwią leżąc na ziemi. Zawsze staram się reagować, kiedy widzę agresję i muszę przyznać, że ta obojętność niemile mnie zaskoczyła".

Zweryfikowaliśmy te rewelacje. Kijowskiego najwyraźniej poniosły emocje, bo fakty nieco... zmanipulował. Jak dowiedział się portal niezalezna.pl na miejscu zdarzenia natychmiast pojawiła się ochrona dworca, a także policjanci przeprowadzający rutynowy patrol. Od razu zatrzymali napastnika. Ustaliliśmy, że to mężczyzna pochodzący spoza Warszawy, swoim zachowaniem zdradzający poważne zaburzenia psychiczne, a Kijowski stał się przypadkową ofiarą niezrównoważonej osoby.
- To zdarzenie nie miało nic wspólnego z polityką - zapewnia nas osoba znająca okoliczności.

Czy Kijowski zażądał ścigania agresora. Tu kolejna niespodzianka. Wiemy, że zarówno napastnik, jak i lider KOD-u, tuż po zdarzeniu trafili na komisariat kolejowy. Tam zostali wylegitymowani. Ustalono ich tożsamość.
- Pokrzywdzony odmówił złożenia zawiadomienia, wyraźnie stwierdził, że nie życzy sobie pomocy policji - mówi portalowi niezalezna.pl asp. sztab. Mariusz Mrozek, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.

Kijowski nawet nie chciał, aby obejrzał go lekarz.

I tyle faktów. Niektórzy wolą jednak dorabiać ideologię...
AddThis Sharing Buttons

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz