Michał Królikowski: organy państwa szantażują Sejm
W środowisku sędziów, prokuratorów i adwokatów panuje niepokój. Wszystko za sprawą wielkiej nowelizacji Kodeksu Postępowania Karnego. W Polsce zaczął obowiązywać kontradyktoryjny model procesu. Prokuratorzy jeszcze przed wejściem w życie nowych przepisów grozili paraliżem całego systemu sądownictwa karnego. Obaw nie kryją sędziowie. – Oni nie mogą się pogodzić z tym, że reforma odbywa się wbrew ich woli. Czy ustawodawca powinien ugiąć się pod szantażem organu państwa? – pyta w rozmowie z Onetem współtwórca reformy prof. Michał Królikowski. Były wiceminister sprawiedliwości tłumaczy założenia, wady i zalety reformy.
Rafał Cieniek, Onet.pl: Po co taka reforma?
Prof. Michał Królikowski: Jej podstawowym celem jest skrócenie rozpatrywania konkretnej sprawy w postępowaniu karnym, licząc je jako całość, jako kompleks postępowania przygotowawczego, rozpoznawczego i odwoławczego przed sądem. Drugi cel dotyczy tego, aby kara była realnie odczuwana przez sprawcę w momencie skazania, a nie opierała się na próbie, czyli warunkowym zawieszeniu wykonania kary. To ostatnie jest powszechnie odbierane jako rodzaj braku kary i nie służy budowaniu autorytetu wymiaru sprawiedliwości.
Jaka jest więc idea reformy?
Ideą tej reformy jest zwiększenie efektywności rozpatrywania spraw karnych. Składa się na nią kilka konstrukcyjnych elementów. Pierwszym jest zwiększenie trybów konsensualnych tzn. możliwości dobrowolnego poddania się karze przez oskarżonego. Obecnie dotyczy to jedynie występków zagrożonych karą do lat 5, po reformie wszystkich występków i w pewnych okolicznościach także zbrodni. Powinno to doprowadzić do zmniejszenia liczby rozpraw. Dla prokuratorów natomiast walor tej grupy zmian polega na wprowadzeniu uproszczonego trybu dobrowolnego poddania się karze, które pozwala znacznie skrócić postępowanie przygotowawcze.
Co jeszcze się zmieni?
Duża grupa zmian różnego kalibru służy wygospodarowaniu większej ilości czasu dla sędziów na konkretne sprawowanie wymiaru sprawiedliwości. Stąd redukcja obowiązków przy orzekaniu wyroku łącznego, sporządzaniu uzasadnień pisemnych czy likwidacja powództwa adhezyjnego (cywilnego dochodzonego w procesie karnym).
Więc skąd takie obawy w środowisku prawników?
Wszystkie obawy są formułowane w odniesieniu mentalnym do dzisiejszego stanu rzeczy – liczby rozpraw, liczby i zakresu przedmiotowego sporządzanych uzasadnień, rozmiaru akt sprawy sądowej, zachowania uczestników rozprawy sądowej itp. Trochę to tak, jakby do przeładowanego pokoju wprowadzać nowy kredens. Obawiamy się, że się nie zmieści i właściwie nie wiemy, po co nam on. Tymczasem reforma wymaga czegoś innego. Wyniesienia mebli i papierów. Remontu pokoju i nowego umeblowania. Trzeba się do tego będzie przyzwyczaić, wówczas szybko zauważy się zalety nowego modelu. Problem jednak polega na tym, że wielu ludzi pracowało w tych samych pokojach przez wiele lat i chociaż utyskują na tę rzeczywistość, nie są mentalnie gotowi na remont. Tymczasem w wymiarze sprawiedliwości w sprawach karnych bez wątpienia konieczne jest lepsze przygotowywanie się do rozpraw, większe skoncentrowanie ich w czasie oraz zlikwidowanie wielokrotnego rozpatrywania tej samej sprawy, która powraca na wcześniejsze etapy procesu. Proszę zwrócić uwagę, że reformy Kodeksu postępowania karnego i Kodeksu karnego uchwalono większością przekraczającą większość koalicji rządowej. Tylko jeden klub parlamentarny był przeciw.
Ponowne rozpatrywanie spraw to jedna z największych patologii polskiego wymiaru sprawiedliwości…
Dzisiaj instytucje sądowe są tak ukształtowane, że sprawa może wielokrotnie wracać z sądu do prokuratury, jak również kilkukrotnie może wracać do sądu pierwszej instancji w celu jej ponownego rozpoznania. Kontradyktoryjność rozprawy przed sądem pierwszej instancji, odpowiedzialność stron za postępowanie dowodowe i reformatoryjność sądownictwa odwoławczego ma na celu właśnie ukrócenie tej "patologii".
Jak to wygląda w praktyce?
Dzisiaj, kiedy chciałbym przedłużyć proces mojego klienta, wystarczy, że nic nie robię rozprawie. Upraszczając maksymalnie: nic nie robię na rozprawie, obserwuję postępowanie, które przeprowadzi sąd, następnie zarzucam sądowi, że czegoś nie zrobił, o co wcale nie wnioskowałem, a co mogłoby mieć istotne znaczenie dla ustalenia stanu faktycznego i w konsekwencji bardzo prawdopodobnie uzyskam uchylenie wyroku sądu pierwszej instancji. Proszę wspomnieć postępowanie w sprawie sprawców wydarzeń w Kopalni Wujek. Sąd pierwszej instancji musiał tę sprawę rozpoznawać siedmiokrotnie.
Rewolucyjne zmiany w procesie karnym – na czym polegają?
Jak reforma to zmieni?
Uczyni strony odpowiedzialne za przeprowadzenie dowodów. Jeżeli tego nie będzie, strony zawsze będą mogły, jak dzieje się to dzisiaj, zrzucić winę na sąd, że czegoś nie zrobił i zażądać przeprowadzenia postępowania karnego od nowa.
Ale adwokaci i tak będą mogli "chomikować" dowody?
Nie. Apelacja uzyskała w wyniku tej reformy szersze możliwości przeprowadzenia dowodu na rozprawie. Sąd odwoławczy będzie mógł przeprowadzić nowy dowód, ale tylko pod warunkiem, że strona nie będzie nim dysponowała w trakcie rozpatrywania sprawy przed sądem I instancji albo sąd oddalił jej wniosek dowodowy.
Skąd więc ten opór w środowisku prokuratorów?
To zmiany systemowe, a takie zawsze budzą niepokój. Od prokuratury wymagają dużej zmiany zarządczej i usprawnienia pracy organów ścigania pod kątem pełnienia funkcji oskarżycielskiej, a nie tylko śledczej.
Jakie to będą zmiany?
Wiążą się one z czytelnym rozdziałem odpowiedzialności za rolę w procesie. Ten model rozprawy jest bardziej wymagający wobec prokuratora i adwokata. I jeden, i drugi będzie musiał być przygotowany do przeprowadzenia dowodów.
Dziś tak nie jest?
Dzisiaj wszystko spoczywa na sądzie. Ma to wyraźne konsekwencje zarówno odnośnie do sposobu sporządzania i prezentacji aktu oskarżania, przeprowadzenia dowodów na poparcie skargi, jak i sposobu obrony oskarżonego przez adwokata. Dziś żaden z nich – sąd, oskarżyciel i obrońca – nie występuje do końca we właściwej roli.
Jaki jest największy problem przy wprowadzaniu reformy?
Największy problem leży w zarządzeniu pracą prokuratury i – proszę tego źle nie zrozumieć – w niezawisłości sędziowskiej. Nikt z nas nie ma wpływu na to, jak te nowe instytucje będą stosowane przez sądy. Niezawisłość jest ogromną wartością, jednak, nie wiążąc sądom rąk zbyt rygorystycznymi rozwiązaniami prawnymi, narażamy się na brak spójności stosowania nowego prawa. Przykładem tego jest orzekanie w sprawach karnych, gdzie w podobnym przestępstwie różnice w surowości orzekanych kar są niemal dziesięciokrotne. To samo przestępstwo "kosztuje" zupełnie inaczej na Podlasiu czy na Pomorzu.
Dlaczego tak się dzieje?
Wynika to tylko i wyłącznie z tradycji przyjmowanych w danych środowiskach sędziowskich: sądów okręgowych czy apelacyjnych. Za przestępstwo jazdy w stanie nietrzeźwości w jednym okręgu wymierzane są kary pozbawienia wolności w zawieszeniu, a w innym kary ograniczenia wolności albo grzywny. Ta nierówność stosowania prawa jest spowodowana niczym innym jak swobodnym uznaniem sądu w wymiarze kary, któremu w rzeczywistości towarzyszą pewne "cenniki" przyjęte przez konkretne sądy odwoławcze.
Ale reforma w nie ingeruje w niezawisłość?
Ta reforma daje sądom i prokuraturze możliwości znacznie bardziej efektywnego działania, ale nie zablokuje możliwości działania opieszałego. Nikt nie zagwarantuje, że sądy będą przestrzegać tych przepisów modelu kontradyktoryjnego.
Więc wymiar sprawiedliwości jest niereformowalny?
W zakresie wymiaru sprawiedliwości trzeba zrównoważyć kilka wartości. Pierwszą jest prawda, drugą sprawiedliwość orzeczenia, a trzecią efektywność rozpoznania sprawy. Dając sądom możliwości efektywnego rozwiązania sprawy, nie można im odebrać warunków do tego, by tworzyli sobie odpowiednie warunki do sprawiedliwego orzekania. Dlatego też nie można sądowi czegoś zbyt mocno zabronić, czy narzucić. Mogłoby się to odbyć ze szkodą dla ujawnienia prawdy lub sprawiedliwości rozstrzygnięcia.
Bierność sądu nie przeszkodzi w dochodzeniu do prawdy?
Mnie się zdarza uczestniczyć jako adwokatowi w procesach, które dzięki aktywności oskarżyciela posiłkowego są kontradyktoryjne. I skuteczność w przeprowadzeniu dowodów jest większa, niż gdy robi to samodzielnie sąd. Bo strony lepiej docierają do tego, co jest istotne z ich perspektywy i efektywniej ujawniają tę perspektywę względem sądu.
A czy problemem we wprowadzaniu reformy nie jest opór prawników?
Prokuratorzy obawiają się, czy w nowej formule będą w stanie pójść do sądu i obronić akt oskarżenia. A sądy zadają sobie pytanie, czy rzeczywiście strony wyjawią im całą prawdę. W obu wypadkach obawy są moim zdaniem wywołane szczerą i budzącą szacunek odpowiedzialnością za wykonywanie swojego zawodu. Jeśli z tego powodu pojawiają się uwagi i wątpliwości, to traktuję je z dużym respektem. Zdarza się jednak, i to nie rzadko, że zastrzeżenia mają charakter jedynie emocjonalny, wynikają z nieprzeczytania przepisu, z braku próby zrozumienia istoty zmiany, szukania dziur i luk, a nie racjonalności i kreowaniu skutecznej interpretacji uchwalonych przepisów. Wówczas pozostaje tylko wzruszyć ramionami, bo takie postawy są nieodpowiedzialne.
Kto podjął decyzję o przeprowadzeniu reformy?
Sejm i to, jak już wspomniałem, przygniatającą większością głosów. Ze strony rządowej wiodącą rolę odegrali dwaj ministrowie sprawiedliwości: Jarosław Gowin i Marek Biernacki. W sformułowaniu zrębów reformy kluczową rolę odegrała Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przy ministrze sprawiedliwości. To w jej gronie powstała koncepcja modelowej reformy procesu karnego i wiele idei reformy Kodeksu karnego.
W kuluarach wymienia się nazwisko prof. Hofmańskiego…
Tych nazwisk jest sporo, ale z pewnością należy wskazać pana sędziego międzynarodowego Trybunału Karnego prof. Piotra Hofmańskiego, sędziów Sądu Najwyższego pana prof. Tomasza Grzegorczyka i pana prof. Stanisława Zabłockiego, czy prof. Pawła Wilińskiego. Niemniej to cały skład Komisji Kodyfikacyjnej bierze odpowiedzialność za wypracowanie koncepcji reformy, ale nie za konkretny produkt legislacyjny. Ten bowiem jest wynikiem żmudnych, wielomiesięcznych uzgodnień międzyresortowych i prac parlamentarnych, które wymuszają zmiany w pierwotnie zaproponowanym projekcie.
A jaka była Pana rola?
Moim zadaniem jako wiceministra sprawiedliwości było przełożenie wizji reformy na konkretny produkt legislacyjny i przeprowadzenie go przez Sejm. W tym sensie mogę być kojarzony z reformą i determinacją jej wprowadzenia. Nie jest to jednak mów autorski pomysł, jak czasami czytam o tym w mediach, ani też nie ja go wprowadziłem.
Czyli jeśli coś nie wyjdzie, nie można winić Pana?
Mam zwyczaj brania bezpośredniej odpowiedzialności za rzeczy, które robię. Zaangażowałem się również w tę bardzo ważną sprawę. Jestem przekonany, że jest to jedna z największych reform, jaka została zrealizowana w dwóch ostatnich kadencjach Sejmu. Od wielu lat w środowisku prawniczym mówi się o tym, że zmiany kodeksów powinny być rzadkie i jeżeli już – to systemowe. Po kilku latach doświadczeń z tymi projektami uważam ten pogląd za błędny. Przeprowadzenie tak kolosalnych reform prowadzi do niemożności uniknięcia błędów i braku satysfakcji podmiotów uczestniczących w wymiarze sprawiedliwości. Musi Pan sobie zdać sprawę np. z tego, że wśród praktyków jest około dziewięciu wizji przyczyn zapaści procesu karnego i tyleż samo wizji jego reformy. Wszystko zależy od miejsca, w którym sądzi dany sędzia albo prowadzi postępowanie prokurator. Proszę pomyśleć, jak odpowiedzieć jednym projektem na te sprzeczne względem siebie postulaty. Podjęcie decyzji o przeprowadzeniu tej reformy zakładało, że w jakimś sensie nikt nie będzie z niej zadowolony.
A Pan jest zadowolony?
Z idei reformy tak. Z jej realizacji na tyle, na ile było to możliwe w konkretnych warunkach politycznych również. To, co mnie realnie martwi to sposób przygotowywania się przez różne podmioty w procesie karnym do jej wejścia w życie, bo jeśli gdzieś może nastąpić kłopot, to nie z ideą reformy, ale z utratą miesięcy na przygotowanie się do funkcjonowania w nowych warunkach.
Prokurator Generalny twierdzi, że prokuratorzy nie są przygotowani do zmian.
Prokurator Generalny w swoim sprawozdaniu za 2013 rok stwierdził, że prokuratura jest przygotowana do reformy. Jeżeli dziś mówi coś innego, to zaprzecza tamtym słowom. Uważam, że ponad półtoraroczne vacatio legis mogło być znacznie efektywniej wykorzystane na przygotowanie prokuratorów do reformy. Ale mam wrażenie, że większość tego czasu została poświęcona na kwestionowanie zasadności tej zmiany i próby wydłużenia vacatio legis.
Więc może lepiej wydłużyć vacatio legis?
A czy ustawodawca może ugiąć się pod szantażem organu, który nie chce przygotować się do tej reformy? Prokuratura miała czas, ale w mojej ocenie brakło chęci, zaangażowania i determinacji w przygotowaniu się do nowych przepisów. Przykładem jest to, że regulamin biurowości, czyli sposób postępowania z aktami karnymi nie został dotąd definitywnie ustalony. A to są rzeczy, za które nie ponosi winy ani ustawodawca, ani minister sprawiedliwości, jedynie Prokurator Generalny.
On tego nie przygotował?
Jeżeli to uczynił, to w ostatnich tygodniach. W trakcie tych lat, kiedy służyłem pomocą ministrom sprawiedliwości, to pomiędzy ministrami a Prokuratorem Generalnym istniała duża rozbieżność dotycząca diagnozy przyczyn słabości prokuratury.
Gdzie leży więc przyczyna natłoku spraw w prokuraturze?
Ministrowie Gowin i Biernacki uważali, że tą przyczyna jest niewłaściwe rozłożenie zadań na szczeble prokuratury i zasoby kadrowe. Sugerowali potrzebę zwiększenia prowadzenia trudniejszych spraw przez prokuratorów wyższego szczebla, bardziej doświadczonych. Statystycznie 99,5 proc. spraw prowadzą prokuratorzy rejonowi, których jest 67 proc. Prokurator Generalny zaprzeczał tej tezie i twierdził, że sprawy w rejonie są sprawy "dwu, trzykartkowe" i że system organizacji pracy jest prawidłowy.
Czyli problem leży w tym, że ministrowie nie mogą "dogadać się" z prokuratorem?
Jedną z konsekwencji rozdziału Prokuratora Generalnego i ministra sprawiedliwości stała się zmiana statusu Prokuratura Generalnego w procesie przygotowywania przepisów prawnych. Do rozdziału w resorcie sprawiedliwości decydujący głos mieli prokuratorzy.
A jak jest dzisiaj?
Po wyodrębnieniu Prokuratora Generalnego od ministra sprawiedliwości po raz pierwszy pojawiła się możliwość przeprowadzenia reformy niedeterminowanej wizją prokuratury. Prokurator Generalny stał się po prostu stroną konsultacji społecznych, w których uwagi można odrzucić. Sam zdecydował o odwołaniu kilkudziesięciu prokuratorów z delegacji w ministerstwie sprawiedliwości, pozbawiając nas możliwości bezpośredniej konsultacji z nimi przygotowywanych rozwiązań. Z drugiej strony rząd stracił możliwość wpływania na urząd prokuratura, by ten do tej reformy się przygotował.
Co zrobił Prokurator Generalny, żeby wprowadzić reformę?
Wszyscy prokuratorzy, z którymi rozmawiam, twierdzą, że niewiele.
Politycy nie mogli nic zrobić?
Kiedy obserwowałem zmagania ministrów z prokuratorem generalnym, to ministrowie sprawiedliwości w kolejnych stanowiskach do sprawozdań prokuratora generalnego za rok 2011, 2012, 2013 podkreślali coraz wyraźniej, że marnowany jest czas na przygotowanie prokuratury do reformy. Prokurator twierdził, że to nie następuje, że problemem są niewłaściwe przepisy, które trzeba zmienić, lub odwlec w czasie ich wejście w życie.
Reforma może więc spowodować paraliż prokuratury?
Jeżeli wyobrazimy sobie, że 1 lipca wszystko się zmienia, to tak by było. Jednak ta reforma wchodzi małymi krokami. Sprawy zaczęte w poprzednim trybie będą prowadzone na dotychczasowych zasadach. Nowe będą prowadzone w nowych zasadach. Dotyczy to zarówno postępowania przygotowawczego, jak i przed sądem. Nie będzie tak, że pierwszego dnia wszystko będzie inaczej.
Katastrofa wieszczona przez prokuratorów nie nastąpi?
Jestem daleki od tworzenia wizji apokalipsy 1 lipca, że wszystko "pada" i teraz będzie się podnosić z gruzów przy ogromnym wysiłku ludzi. Jak się podejdzie do tego spokojnie, rzetelnie i uczciwe bez podkręcania emocji, to po prostu tak nie jest.
Prokuratorzy domagają się asystentów, sekretarek…
Ja prowadzę prywatną praktykę adwokacką i pracę naukową jako profesor w Instytucie Prawa Karnego. Jeśli ktoś myśli, że mam dwie sekretarki i czterech asystentów, to jest w błędzie. Muszę pracować przede wszystkim sam i nie pamiętam od wielu lat, bym kiedykolwiek nie miał zaległości.
Czyli chodzi o pieniądze?
Nie chcę tego sprowadzać do pieniędzy, nie chcę tworzyć zarzutu, który byłby niesprawiedliwy wobec grup zawodowych. Moim zdaniem w przypadku rzetelnie pracujących sędziów i prokuratorów problem sprowadza się do szlachetnej rzeczy: potrzeby poszukiwania prawdy w sposób odpowiedzialny. Prokurator chce iść do sądu, kiedy jest pewny skargi. A sąd chce wydać rozstrzygniecie, kiedy jest pewny, że dotarł do prawdy.
Sędziowie i prokuratorzy są więc gotowi do reformy od strony merytorycznej?
Pojawi się pierwsza sprawa, która będzie musiała być prowadzona na podstawie nowych przepisów i każdy z prokuratorów i sędziów będzie na tej pierwszej, drugiej i trzeciej rozprawie wypracowywał swoją metodologię postępowania. A ponieważ ludzie pracujący w tych organach nie są laikami, to mają zdolność, żeby nadać tym przepisom racjonalną operatywność.
A co z Polakami nieznającymi się na prawie, kto ich przygotuje?
Każdy kto pójdzie do sądu, będzie mógł poprosić o obrońcę z urzędu. Każdy będzie mógł dostać adwokata kredytowanego przez państwo. Zmiany zwiększają też dostępność usług adwokackich, co zwiększy konkurencyjność i zmniejszy cenę. Reforma wprowadza wiele rozwiązań, które wprost są nakierowane na zwiększenie gwarancji osób występujących w sprawach jako oskarżeni i pokrzywdzeni. Pokrzywdzony również będzie mógł zażądać, żeby ustanowiono mu pełnomocnika z urzędu, który będzie reprezentował jego interesy.
Pomoc prawna będzie dostępna za darmo?
Za darmo. I to właśnie katastrofa, która spotka ludzi od pierwszego lipca…
Jakie tendencje w orzekaniu mogą nastąpić po 1 lipca?
Spodziewam się, że będzie mniej aktów oskarżenia. Prokuratorzy będą bardziej zainteresowani albo warunkowym umorzeniem postępowania, albo dobrowolnym poddaniem się karze, to naturalna tendencja, która może powstać.
Przeciwnicy zarzucają reformie, że teraz zamiast prawdy sąd będzie badał kompetencje adwokata i prokuratora…
Gdyby przyjąć taką retorykę, to dzisiaj też można powiedzieć, że wyrok zależy to od tego, jak bardzo dociekliwy jest sędzia. Moje doświadczenie na sali sądowej jest takie, że tam gdzie pojawia się oskarżyciel posiłkowy i sąd pozwala stronom prowadzić postępowanie, a dwie strony chcą to robić, to postępowanie dowodowe jest bardziej efektywne.
Kolejny zarzut dotyczy tego, że jeszcze przed wejściem w życie nowych przepisów dokonano w nich kilkudziesięciu zmian.
Te poprawki do reformy wprowadzone w lutym tego roku wynikały z trzech rzeczy. Po pierwsze wynikały z reformy kodeksu karnego, co wymagało wprowadzenia zmian dostosowawczych. Drugim powodem zmian były pewne słabości legislacyjne dostrzeżone w trakcie procesu szkoleń sędziów i prokuratorów. Takich zmian było kilkanaście.
A trzecia grupa zmian?
Trzecia grupa zmian, najpoważniejsza, to zmiany, które odpowiadały na zgłaszane przez prokuratorów zapotrzebowanie dot. redukcji ich obowiązków. Takim przykładem jest wprowadzenie uproszczonego trybu dobrowolnego poddania się karze, które pozwala nie przeprowadzać postępowania przygotowawczego i nie formułować aktu oskarżenia.
Czyli jednak nie do końca przemyślana reforma…
Poprawki te służą temu, żeby wyeliminować słabości, jakie dostrzeżono, w trakcie uchwalania tej ustawy i odpowiedzieć na potrzeby prokuratorów zgłaszane w trakcie szkoleń i spotkań z praktykami.
Kontrowersje budzi też przepis znowelizowanego art. 167, który zostawia "furtkę" do prowadzenia procesów dotychczasowym sposobem.
Stosowanie art. 167 nie będzie jednolite. O tym już rozmawialiśmy. Są konkretne przepisy, które mówią o tym, jak on powinien postąpić, ale nie będzie można zarzucić np. tego, że sąd zapytał poza kolejnością i na tej podstawie nie będzie można złożyć środka odwoławczego. Ta sytuacja niewiele rożni się od tej występującej dziś. Sędziowie rożnie prowadzą procesy. Zmianie ulega to, kto jest za co odpowiedzialny.
Sąd nie będzie więc już w ogóle aktywny na rozprawie?
Sąd musi brać pod uwagę to, że korelatem kontradyktoryjności jest jego bezstronność. I to wycofanie się sądu nie oznacza pasywności, ale ma charakter dużej aktywności intelektualnej i dbania o to, żeby się nie uprzedzić do żadnej ze stron, tylko skupiać się na wynikach postępowania dowodowego. Ponieważ strony są odpowiedzialne za jego prowadzenie, to sąd powinien dbać o to, żeby strony pracowały w warunkach umożliwiających odkrywanie przez nich prawdy. Sąd będzie musiał być aktywny, tylko w innym znaczeniu tego słowa.
Czyli ideą reformy jest stopniowe edukowanie, przyzwyczajanie oraz eliminacja tych patologii, które obowiązują we współczesnym systemie?
Trochę tak. Najważniejsze jest chyba to, że reforma czyści zakresy odpowiedzialności. Sąd jest odpowiedzialny za sprawiedliwe rozpoznanie sprawy i bezstronność. Prokurator jest odpowiedzialny za oskarżanie, a obrońca za reprezentowanie interesów klienta i robienie wszystkiego, by mógł on korzystać z dobrodziejstwa domniemania niewinności.
Dziękuję za rozmowę.
(RC)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz