2015/07/29

o perwersji innymi słowy puść wodze swej wyobraźni

kobiety? Eee nie…                           

Pewnego zimnego, zimowego wieczoru w jednym z mieszkań na sporych rozmiarów osiedlu spotkało się dwóch przyjaciół.
– No mówię ci. Jestem w szoku.
– Nie wierzę.
– Mnie nie wierzysz? Mnie?
– No w tym przypadku nie bardzo jakoś. Szybciej bym uwierzył, że kupiłeś małpę i ci po piwo zapindala do sklepu.
Mężczyzna złapał się za głowę.
– Prawdę mówię.
– Nie… Kobiety? Eee nie, one nie fantazjują.
– Taaa i nie pierdzą, a jak już to na tęczowo. Stuknij się w łeb chłopie. One częściej myślą o seksie niż my razem wzięci.
W tle leciała jakaś transmisja sportowa, jeden z panów sięgnął dłonią do paczki czipsów. Kilka sztuk włożył do ust.
– Opowiedz – zażądał, mówiąc z pełną buzią.
– Obleśny jesteś, ale dobrze.
****
– Wróciłem z nocnej zmiany. Obudziła się i poinformowała mnie łaskawie, że dawno nie miała tak zajebistego orgazmu.
– Wredna – przerwał mu opowieść.
– Ta, bo beze mnie.
– W ogóle jak ona tak mogła.
– Noo… I co dalej?
– Powiedziała, że się zabawiała jak poszedłem do pracy. Opowiedziała mi to wszystko ze szczegółami…
****
– Położyłam się na plecach, zwinęłam sobie twoją poduszkę i wsadziłam pod tyłek. Wiesz przecież, że tak lubię – patrzyłam na niego jak przełyka ślinę. Postanowiłam dalej go dręczyć.
– Użyłam tego nowego ustrojstwa co mi pod choinkę sprezentowałeś.
– Ale to jest do masowania ciała.
– A co do cholery, łechtaczka nie jest ciałem? – podparłam się rękoma o biodra. – Zaczęłam fantazjować.
– Kobiety nie fantazjują.
– Chcesz wiedzieć? – pokiwał głową w odpowiedzi. – To zamknij się i słuchaj.
Po chwili ciszy znów podjęłam temat.
– Jak wiesz, mam koleżankę. No co robisz taką minę niewiniątka? No mam. Nie wolno mi czy jak?
– Wolno, wolno. Chociaż nie wiem czy fantazjowanie o kobietach jest dobre.
– A ty to pewnie o facetach myślisz waląc konia, tak?
– No nie… Sam nie wiem czy wolałbym usłyszeć o kobiecie czy o mężczyźnie.
– To tylko fantazja.
– No ale wiesz… Czymś podszyta.
– Tak, wyobraźnią – uśmiech numer pięć mu zafundowałam. Wyjątkowo wyglądał na zmieszanego. – Wolisz abym kłamała?
– Nie.
– No więc, jak wiesz mam koleżankę i to ona była bohaterką mojej fantazji. Naga, ze związanymi rękoma za plecami opierałam się o coś. Ona siedziała, dotykała mnie, szczypała, szarpała za włosy. Między nogami miałam to ustrojstwo nowe. Obracała to. Szarpnęła za włosy, a ja doszłam. No mówię ci… Tak poniewierającego orgazmu to ja dawno nie miałam. Nie wspomnę, że twoja poduszka była mokra. Zaśliniłam się tak, że między nogami mi ciekło.
– Jestem w szoku.
– Widzę.
****
– Powinieneś kontrolować to co ona czyta.
– Dlaczego?
– Bo się naczytała ostatnich bestselerów chyba.
Klucz przekręcił zamek w drzwiach. Skrzypnęło drewno. Zapadła cisza.
– Cześć chłopaki – powiedziałam.
– Cześć. Słyszałem, że potrafisz pierdzieć jak facet.
– Eeee. Nie przesadzaj. Człowieka rakiety nikt nie pobije.
– Rakiety?
– No. Ostatnio jak twój kolega, a mój mąż wrócił z pracy. Zdrzemną się chwilę, po czym wstał w stroju Adama wyszedł na przedpokój, puścił siarczystego bąka i powiedział, że jest rakietą.
Mężczyzna się zaśmiał.
– Jak mogłaś?
– Tak samo jak ty mogłeś opowiadać o jednorożcach.
Mężczyźni w ciszy dokończyli oglądanie transmisji i kolega szybko zmył się do domu pod pretekstem, że musi upiec ciasto.
– Nie… Mężczyźni? Eee, nie oni nie pieką ciast.
– Oj tam, to tylko stereotypy – odpowiedział kolega męża i zamknął za sobą drzwi.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    

sadomasochistyczna miłość

Ptaszki raźno świergotały. Królik oglądał zniszczoną korę nad wejściem do norki.
– Piękną wiosnę mamy tej zimy – zamruczał pod nosem. – Rokita. Podły, wredny Rokita. Flet mu przytnę, cieniej ćwierkać będzie – splunął na bok.
– Kim jest Rokita? – Królik się obejrzał będąc lekko w szoku. Biedronka stoi, cała w kropki i się przygląda, minę ma srogą już zaczyna tupać nogą.
– A to ty nie wiesz?
– No pytam. Powiedz.
– Nie mogę. Obowiązuje mnie tajemnica – już, już miał powiedzieć spowiedzi, ale uznał to za mało śmieszne. – Co cię tak ten Rokita ciekawi? – złapał się za brodę i zrobił wielce zainteresowaną minę.
– Lubię wiedzieć.
– Biedronki to cholernie ciekawskie stworzenia mroku.
– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – zaśmiała się.
– No… Rokita to diaboł sam we własnej osobie. Pyskate i wredne bydle. Nic tylko kulki pod nogi rzuca.
– Nie znam nikogo takiego.
– Znasz, znasz – uśmiechnął się wrednie i przebiegle królik.
– Powiedz, ja chcę.
– Nie liczy się dla mnie to czego chcesz, ważne czego ja chce – zachichotał.
Biedronka się roześmiała.
– Wstrętny królik. Biedronka i kot…
– Biedronka ujeżdża kota, ledwo utrzymując się na jego grzbiecie, a wszystko to w imię sadomasochistycznej miłości… Czytała Krystyna Czubówna. Prawie jak Animal planet.
– Sadomasochistyczna miłość bywa, że boli.
– Nie boli, nie bój. Czytałem Greya, więc wiem co to ból.
****
– Rokita! – krzyknął króliczek, widząc diabła nad strumykiem. Diabeł podskoczył, aż mu kulki do rzeczki wpadły. – Biedronka się pytała o ciebie. Chciałaby wiedzieć kim jesteś.
Diabeł się rozpromienił, a po smutku związanym z utratą kulek już nie było śladu.
– Potrzymaj ją jeszcze trochę w niepewności.
– A daj spokój… – machnął łapką. – Z godzinę mnie męczyła.
– Pomęcz ją jeszcze troszeczkę, ona lubi. Ug, ug!
– Ale to ona mnie męczyła. Patrzeć jak trawa rośnie nie mogłem!
– Ale ją to w duszy piecze. Ug, ug. Ona lubi. Ty tez lubisz.
– Męczyć? Czy być męczonym?
– Jedno łajno. Ug.
– Nie lubię męczyć Biedronek. No nie pociąga mnie to i już… – zamyślił się. – Albo jeszcze o tym nie wiem, że lubię – wyszczerzył białe ząbki.
– Biedronka mówisz. Ug. Dawno żem nie widział, nie poznałby pewnie jakby spotkał. Ug, ug! Kulek jej się zachciało, takich pradawnych. O na pewno kulek pradawnych jej się chce. Ug, ug. Rokita zgubił, bo królik nastraszył.
– Tak myślisz Rokita?
– No. Takich mezozoicznych.
– A nie paleozoicznych?
– No jakoś tak, ona lubi starocie. Ug.
– Może głodna?
– Pewno by zjadła karpia albo orzecha, ale bez miodu. Zjadłaby tak jak prabiedronki jadały.
– Ale czekaj. Żywego karpia?
– No, żywego. Ug, ug.
– Fuj Rokita. Obleśny jesteś! Zostaw ten flet!
– No ale co Rokita, powiedzieć jej? Bo ja jej tak: no diaboł, w czystej postaci. Włochaty i butny. I że rogi nawet masz.
– No i nogi włochate, i myśli kosmate. Ug, ug.
– O tak, włochate. Wydepilować trza.
– Niech cierpi. Ug. I żyje w niewiedzy.
– Okropny jesteś… Sadysta jakiś.
– Oj ty się prosisz królik. Ug. Żeby cię ta włochata bestyja w dupkę na zachętę kopła.
– Dam ci. Ale pod warunkiem, że ja z Myśliwym ci wpierdolimy na dwa baty.
– Stawka za wysoka dla takich przyjemności. Ug, ug.
– Tchórz!
– Rozsądek. Ug, ug.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    

a na jej kolanach dalej spała czarna mrucząca kotka

Ten ból jest taki realny. Rozdzierający ciało bezlitosnym krzykiem…
Kobieta siedzi wpatrzona w przestrzeń między nią, a ekranem komputera. Próbuje przypomnieć sobie wszystko ze snu, który miała tej nocy. Jednak każde wspomnienie budzi nieopisaną rozpacz, budzi tęsknotę i powoduje łzy. Zaparła się. Przejdzie przez to, chociaż sama jeszcze nie wie jak. Ma poczucie, że została sama. Gdzieś w środku czuje puste miejsce po kimś wyjątkowym, a mimo to w tym miejscu cały czas czuje ciepło. Nie chce się pogodzić ze stratą…
Czarny kot, otarł się o jej nogę otulając skórę włochatym ogonem. Radośnie miauknął i patrzył wyczekująco. Jest! Pokazał się, ledwo zauważalny cukier wysypał się z cukiernicy, a na twarzy kobiety pojawił się z pozoru nic nieznaczący uśmiech.
Kobieta spojrzała na sufit. Zamknęła oczy. Wyobraźnią pragnęła zobaczyć coś pięknego. Tęczę? Zorzę? Gwiazdy nocą? Nieistotne, ponieważ nic się nie pojawiło. Tak bardzo nie chciała czuć tego co czuła. Ogarniał ją niepokój, strach i sama jeszcze nie wiedziała co.
Czarny kot w między czasie już siedział na przeciwko jej twarzy, na biurku oddzielając ją od nowego i jeszcze pustego dokumentu Word’a. Wychwyciła jego wzrok wolno opuszczając głowę aby zabrać się za to co chodziło za nią od rana.
To dziwne. Złote oczy Gabrysi były jakby ciepłe i pełne miłości, pełne siły i wiary, wpatrywały się ot tak po prostu jakby czytały emocje zapisane w kobiety spojrzeniu.
****
Chłodno. Nieprzyjemne. Dziwne poczucie, że zna się osobę, która w tym śnie uczestniczy. Ewidentnie wyczuwane kłopoty, problemy i ciernie wiszące gdzieś w powietrzu – taka cisza przed burzą. Niepokój.
Chłód na skórze karku, coś prześlizgnęło się po nim. Obroża. Lekki ucisk w gardle, suchość. Cały niepokój odpływa gdzieś daleko. Jest tylko spokój i pełna akceptacja tego co się dzieje i jak.
Wypalony symbol w skórze, bez bólu, bez zapachu, bez zmysłowych wrażeń. Tylko widok liczby cztery. Czułość i gwałtowna pustka.
Cholera. Mało pamiętam z tego snu, zbyt mało bym mogła go zinterpretować.
****
Czarny kot pochrapywał leżąc zwinięty w kłębek na kolanach kobiety.
– Dobrze, że mam ciebie kocie. Kocham cię wiesz?
– Wiem – odpowiedział kobiecie kot. Kobieta przetarła oczy ze zdumienia i je gwałtownie otworzyła. Znajdowała się w fotelu, a komputer był wyłączony. Musiała zasnąć przykryta ciepłym kocem sięgnęła po kubek z herbatą, była zimna… a na jej kolanach dalej spała czarna mrucząca kotka.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      

to nic złego, ale…

Z pustym dźwiękiem wylądowała na ściance działowej. Pchnął ją, gdy odwróciła się do niego tyłem.
– Znowu czytasz te głupoty? – zapytał, opierając na niej swój ciężar.
– Jakie znów głupoty? – oburzyła się, ściskając w dłoni ciemno granatową okładkę ze zdjęciem srebrnego krawata.
– Te – wyrwał książkę z jej ręki. – To tani teatrzyk.
– Oddaj! – krzyknęła ze złością, próbując się wydostać spod jego ramion.
– Poproś.
– Ani mi się śni – szarpnęła się.
– Czytasz o uległości – mówił, przyciskając jej policzek do chropowatej powierzchni. – I nie masz o tym zielonego pojęcia.
– A co cię to obchodzi? – Sapnęła, ledwo otwierając usta. – Przecież to tani teatrzyk. Mój teatrzyk, oddaj mi książkę.
Roześmiał się, zatapiając palce we włosach, zbliżył usta do jej ucha, boleśnie pociągnął tak, że jej głowa oparła się o jego ramie. Nie była wstanie pohamować jęku.
– Widzę jak się zmieniasz czytając ten hicior. Tak wiem, wszystkie twoje koleżanki się tym zaczytują i rozmawiają sobie o tym, nie chciałaś być poza kręgiem wtajemniczonych. Nawet baby w komunikacji miejskiej z wypiekami pochłaniają stronę za stroną… Zapytam się tylko raz.
Przełknęła głośno ślinę, skóra głowy bolała, bolała także szyja wygięta w tył. Jego ręka wślizgnęła się pod seksowny, domowy dres z pluszu.
– Czy chcesz się przekonać jak to jest? Chcesz porównać rzeczywistość z tym co czujesz czytając to gówno? – napierał na nią swoim ciałem, ocierał nabrzmiałą męskością o pośladek. Jego dłoń wślizgnęła się już pod bieliznę. Poczuł wilgoć.
– Nie odpowiadaj – mruknął. – Czuję, że tego chcesz.
Jęknęła ponownie, gdy jego palce wniknęły w jej wnętrze.
****
Oparł dłoń o ścianę by nie stracić równowagi, po chwili zasłonił jej nią usta.
– Opowiem ci bajeczkę. Zwiążę cię i pobudzę twoje krążenie do takiego stopnia, że zmoczysz pościel. Twoje soki będą spływać po udach. Będę cię rżnął, ostro, mocno, głęboko i wulgarnie, a w trakcie tego wszystkiego pokropię cię woskiem.
Drżała pod dźwiękiem jego słów. Pragnęła zniewolenia…
Posadził ją tyłem do siebie na środku łóżka, sam usiadł okrakiem za nią, obejmując jej uda nogami. Krawatem dotykał nagiej skóry nogi. Reagowała dokładnie tak jak się spodziewał, złapał za dłonie, szybkim i wprawnym ruchem związał. Pisnęła, zaskoczona szorstkością materiału oraz brutalnością z jaką on to zrobił, zaskoczona uczuciem wrzynania się pęt w skórę, otworzyła szerzej oczy.
– Dziwnie się czuję – powiedziała cicho jakby speszona sytuacją.
Pchnął ją przed siebie, nakrył ciałem, przywiązał drugi koniec krawatu do łóżka. Ustawił sobie jej ciało tak jak chciał. Krzyknęła w chwili gdy jego dłoń spadła na pośladek, nie zrobił tego mocno, lekko różowy ślad zniknął po chwili. Znów uderzył, a ona znów krzyknęła. Wczepił pace w skórę, ścisnął mocno. Szarpnęła rękoma, zaszlochała cicho.
– Nie podoba ci się?
– Nie.
– Dlaczego?
– Inaczej sobie to wyobrażałam.
****
– Bo to co czytasz to coś zupełnie innego. Owszem, pobudza twoją wyobraźnię. Podnieca cię czytanie o tym…
– Tak – odpowiedziała, spuszczając głowę.
– Ale to nie oznacza, że rzeczywiste takie zachowania będą ci odpowiadały.
Zapadła cisza.
– To nic złego. Masz prawo mieć fantazje, masz prawo marzyć. I przecież niekoniecznie musisz wcielać to w życie. Daj sobie czas, przemyśl to. A jeśli kiedyś będziesz chciała spróbować jeszcze raz, wystarczy że mi o tym powiesz.
Kobieta rozpromieniła się.
– Wiesz? Ta książka otwiera jedne drzwi.
– Jakie?
– Budzi ciekawość i chęć odkrywania własnej seksualności, pokazuje ile możesz tracić jeśli nie będziesz otwarty na nowe możliwości.
– Być może, nie wiem. Nie czytałem tego, a poza tym nie posiadam wieżowca z apartamentem i lądowiskiem dla śmigłowca, więc nie zostanę twoim Christianem Greyem.
– I nie masz ciemnych włosów i takiego zajebistego ciała.
– Ach ta twoja zboczona wyobraźnia.
Kobieta wybuchła śmiechem i przytuliła się do męża. Szybko spoważniała.
– Zaraz, zaraz, a skąd ty znasz takie rzeczy?
– Z pornosów – odpowiedział wymijająco.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    
To mnie wkurwia, a Was co jeszcze wkurwia?                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    

to co mnie… wku**** część II

Narzekania ciąg dalszy. Tym razem będzie bez „głębokiego” wstępu, ale za to treść, może okazać się kijem w mrowisko.
Internetowi pieniacze.
Fakt bycia zaatakowanym i zwrócenie uwagi, że ktoś nie życzy sobie takiego traktowania wzbudził konsternację u jednej uległej, a jako że to była wyznawczyni kultu korony swojego D, to i wielce się oburzyła. Zabolał ją fakt nazwania rzeczy po imieniu i nie widziała początku sytuacji lub nie chciała jej zobaczyć. Zamiast tego postrzegała sprzeciw i zwrócenie uwagi (w formie grzecznej) jako zamach stanu i próbę zdyskredytowania trzymającego władzę. Pokazuje kły, warczy, rzuca się z pazurami i miota.
Takie postawy przypominają mi ujadającego małego pieska z pianą na pysku w obronie swojego właściciela z klapkami na oczach, który nie posprzątał po zrobieniu boruty. Bo mu nie wypada jako osobie D przyjąć argumentacji i przeprosić (ale ten wkurw już opisywałam). Bo to takie „nie-trudom”.
Więc rozjuszona sunia, szarżuje reagując agresją na wszystko skierowane do niego lub do niej nie ważne czy jest to zapytanie, czy wyrażenie zdania na temat głupiego zdjęcia.
To chore postępowanie.
Najzabawniejsze jest jednak to, że w moim odczuciu osoba – każda osoba, nie potrafiąca wyartykułować słowa przepraszam, to osoba która daje sobie prawo do robienia krzywdy innym, rzucania błotem i gównem na prawo i lewo i nie poczuwa się do ewentualnej winy za dramaturgię. To to samo jakby komuś wbić widelec w oko i zapytać czy smakowało.
– Ciaf, ciaf, ciaf – dała głos, mała, zbuntowana, suka rasy Chihuahua.
Biedny zwierzak ślepo podążający za swym panem nie wykazuje odrobiny własnego myślenia. A zbliżają się wakacje.
Taka osoba w moim odczuciu jest toksyczna i niegodna mojego zainteresowania… I oczywiście źle nikomu nie życzę, ale zaciekle broniące i szczekające niewiasty same przekonują się wcześniej czy później o tym jak to jest na własnej skórze. Potem jest wielki serial spod znaku wybacz mi albo mamy cię. Eee, nie moja bajka.
Kojarzycie bajkę dla dzieci 101 dalmatyńczyków? Tam była taka scena jak sznaucer miniaturka przekazując wiadomość o porwaniu szczeniąt, spada z murku szczekając.
A wszystko to, bo ciebie kocham. Po nocach szlocham…
Próby przypodobania się, zwrócenia uwagi czy sama nie wiem czego jeszcze, bo w imię czego? Najprawdziwszej głupoty czy ślepoty?
A wszystko to, oczywiście w ramach szeroko pojmowanego świata wirtualnego, jeśli już takie dziewcze wychyli nosek zza wirtualnego świata, to stoi pod ścianą i słowem się nie odezwie lub będzie omijać szerokim łukiem tych na których warkoliła przez światłowody.
Nie mówię tutaj o tym żeby od razu nieporozumienia rozwiązywać przemocą, ale jednak szczera rozmowa potrafi rozwiązywać konflikty.
Tru dom
Temat powracający wiele razy.
Kreowanie siebie jako osoby nieomylnej, bezkompromisowej, zamykanie się na krytykę (o zgrozo, ktoś ma czelność krytykować dominującego?), w chwili braku argumentacji w dyskusji, stosowanie prób manipulacji. Nie przyjmowanie rad dotyczących bezpieczeństwa, co z tego, że daną praktyką można komuś zrobić trwałą krzywdę. To jest jego zabawka, a ty się nie wtrącaj.
Wysyłanie komunikatów tekstowych w formach poleceń do osób z zadeklarowaną rolą niedominującą (również do tych, którzy są w relacjach), ale również do tych z zadeklarowaną stroną D. Brak poszanowania odczuć, preferencji, ogólna nietolerancja w stosunku do inności innych w danej grupie.
Paniczny „strach” przed podstawowymi zachowaniami dobrego wychowania, bo korona tru domina spadnie z głowy. A słowo przepraszam w dyskusji stanowi o słabości dominującej osoby.
O bosz… To traktowanie z góry innych i wywyższanie się, wynoszenie na piedestał – patrzcie jestem prze zajebisty i boski, kochajcie mnie wszyscy, a później i tak wam obrobię tyłek za waszymi plecami i kopnę w dupę.
Pozory, sztuczność, kłamstwa w żywe oczy, dwulicowość – wiem, wiem, powtarzam się.
Rzygać mi się chce na to wszystko i już teraz rozumiem, dlaczego ludzie, którzy mają faktycznie coś do powiedzenia, mają doświadczenie, siedzą w klimatycznej piaskownicy od wielu, wielu lat, siedzą cicho, pochowani gdzieś w odmętach tego czy innego portalu. Nie wypowiadają się bo i po co?
Szkoda. Merytoryczna dyskusja pogłębia świadomość dotyczącą zagrożeń i rozwija zdolności, wiedzę, a i nieraz zwiększa chęci do czegoś czego się nie zna lub czego się nigdy nie chciało/nie robiło.
Jesteś taki fajny…
…dopóki nie masz własnego zdania, a gdy ono jest odmienne od „wzorca” w danym kółku wzajemnej adoracji zostajesz wykluczony jako osoba, która ma inne poglądy, inne postrzeganie tematu i w dodatku bezczelnie o tym mówi.
Wstydź się!
Najwyższej jakości argument.
Skończ. Koniec. Prowadzisz monolog od tej chwili.
Wkurwiające, nie?
W sumie mnie to nawet bawi, jak komuś kończą się argumenty i ucieka się do takich rozwiązań, bo to tylko pokazuje jakimi wartościami człowiek się kieruje. Jak współżyje ze społeczeństwem, próbując odebrać mu prawo do odpowiedzi na potencjalny zarzut czy atak. Och siła argumentacji bywa olbrzymia i tak szybko potrafi wytrącić kogoś z równowagi. Hue, hue.
To tyle na dziś, ciąg dalszy zapewne nastąpi.
Wszelkie podobieństwo do osób lub zdarzeń jest „przypadkowe”.                                                               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz