2015/07/31

o perwersji

grzeszę, grzeszę myślą

Grzeszę, grzeszę myślą,
takim niezrozumiałym pragnieniem.
Grzeszę, grzeszę za każdym razem,
gdy zaczynam to budować wyobraźni oczami…
Tak jak we śnie, tak z boku obserwując,
ciągle wracając i znów coś poprawiając…
Snuje swoją opowieść,
napawam nią oczy.
Przewidywalne reakcje ciała na dotyk,
Zwykła gęsia skórka pokrywająca kark,
delikatne muśnięcia miękkich warg,
lekki, ciepły oddech, niewinne zębami skubnięcia.
Jedwabiście gładka skóra,
przesuwająca się dłoń po biodrze.
Cichy jęk i delikatny pomruk brzmiący jak zapewnienie,
o tak, tak jest dobrze…
Usta rozchylone drżącą czerwienią, napięciem spływające.
Wspomnienie zapachu,
który przecież tak doskonale znam.
Znów zamykam oczy…
I trwam, trwam dalej trwam.
Rozkoszując się widokiem tkanego pragnieniem obrazu,
zamykam oczy i dokładam kolejne warstwy żądzy…
I już zaczynam grzeszyć słowem,
pragnę się schować, nakryć listowiem.
Grzeszę, grzeszę słowem…
takim niezrozumiałym pragnieniem.
Grzeszę, grzeszę za każdym razem,
gdy zaczynam otulać emocje wyrazem.
Słowo podszywam pożądaniem,
pieszcząc zmysły wyjątkowym smakiem,
próbując dać spełnienia namiastkę.
Pragnienie bliskości, czułości,
ale w całej mej bezsilności…
Nie, nie zgrzeszę uczynkiem…
Pozostaną mi tylko słowa i te grzeszne myśli…
I wiem, że to znów mi się przyśni.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             

fantazja o gwałcie

*Tekst napisałam dla znajomej w 2013 roku, teraz odświeżony, po korektach, liftingu i usunięciu zmarszczek – pokazuję Wam.*
Gdy pracujesz w wydawnictwie, musisz się liczyć z nadgodzinami – zawsze o tym wiedziałam, ale paradoksalnie słowo musisz sprawiało, że jeszcze bardziej mi się nie chciało. Zwłaszcza w takich momentach gdy zbliżał się tak zwany deadline, a słowo to padało z ust szefa wszystkich szefów.
– Musisz to dzisiaj skończyć – mówił, a ja już wiedziałam, że będę ślęczeć nad tym do późnych godzin nocnych.
To już taka tradycja, że wszyscy latają jak poparzeni. Zawsze wszystko jest źle, ogromne ilości korekt i nikt nie wychodzi z pracy od redaktora naczelnego przez grafików aż po sprzątaczki, dopóki wszystko nie zostanie dopięte na ostatni guzik.
To praca wymagająca i pełna wyrzeczeń, ale oczywiście dająca mnóstwo satysfakcji.
Właśnie przez taki tryb życia, moje ostatnie kontakty łóżkowe ograniczyły się tylko, a może aż… do gumowego przyjaciela na baterie. No ale co zrobić, przecież doskonale wiedziałam jak to wygląda od środka i co mnie będzie czekało biorąc tę fuchę. Nieźle płatna była w końcu.
To był właśnie jeden z takich dni, kiedy wszystko szło jak po grudach i nie wiadomo było za co się zabrać. Każde zadanie było na przysłowiowy gwałt.
Kłopot polegał na tym, że w jednym czasie na tapecie były dwa ważne tematy, najnowszy numer miesięcznika z którym od zawsze mamy najwięcej użerania oraz domykanie składu książki. Z zasady nasze wydawnictwo nie babrało się w książkach… No, ale zasady są po to aby je łamać, a że właściciel chciał być fajny i porwał się z motyką na słońce to już inna sprawa. Kto za to płaci? Oczywiście my – szarzy pracownicy. Może chociaż jakaś premia za to wpadnie od szefa, kto wie… Chociaż wątpię.
To właśnie przez niego siedziałam w pracy do późnej nocy i dopiero tuż przed pierwszą mogłam wyjść do domu. Jeszcze tylko na koniec zapiszę ostatnie zmiany w pliku InDesign’a modląc się w duszy, aby program się nie zawiesił lub nie wysypał. Udało się, nie wykrzaczył się przy ogromnym przemiale materiału i już szczęśliwa gasiłam światło przy swoim stanowisku.
– To już koniec, a jutro odeśpię cały ten szał ostatniego tygodnia – mówiłam sama do siebie.
Był piątek, więc na ulicach pętało się sporo imprezowiczów w normalnych okolicznościach zapewne dołączyłabym do nich, ale byłam zbyt zmęczona dzisiejszym dniem.
Do domu z pracy mam jakieś 15 minut spacerem, a idąc między blokami jestem zawsze szybciej niż bym pojechała autobusem.
Ciepłe, ale rześkie powietrze oraz ten specyficzny zapach jak to po burzy, pobudzał moje zmysły.
Stanęłam na schodach, głośno i łapczywie wciągnęłam powietrze ze świstem do płuc, po chwili wypuściłam otwierając leniwie oczy.
– O tak! – krzyknęłam. – Dziś randka z chłopakiem na baterie dobrze mi zrobi, po tym całym, ciężkim tygodniu, po tej gonitwie za terminami, po całym tym stresie należy mi się coś przyjemnego od życia – dokończyłam już w myślach.
Przeszłam jak zwykle przez jezdnie w mało bezpiecznym miejscu, przystanęłam i spojrzałam w przeciwną stronę. Podjęłam decyzję o wydłużeniu spaceru tylko dlatego, że było przyjemnie na dworze.
– Pójdę przez park – pomyślałam. – Tak to dobry pomysł – z uznaniem pokiwałam głową myśląc, że spacer dobrze mi zrobi.
Tuż za rogiem skręciłam w uliczkę, która wychodziła na środek parku. Park wydawał się spokojny i cichy, jakby całkowicie wymarło w nim życie. Jedynie główne alejki oświetlone były mlecznym światłem latarni. Gęste drzewa, mrok, wysokie krzaki, czułam zapach mokrego mchu oraz konwalii wszystko to gwałtownie zalane wodą deszczową w czasie burzy teraz oddawało bardziej intensywną woń.
Szłam główną alejką, rozkoszując się zapachem mokrej kory drzew, wsłuchując się w szum liści… Skręciłam w boczną drogę, przebiegającą obok ogrodzonego placu zabaw. Gdy byłam mała bawiłam się tutaj, teraz w ciągu dnia przychodzi tutaj większość dzieci z mojego sąsiedztwa wraz ze swoimi rodzicami lub opiekunami.
– Przepraszam bardzo – drgnęłam słysząc męski głos, po plecach przebiegł mi zimny, nieprzyjemny dreszcz.. – Przepraszam, że niepokoję Panią o takiej godzinie, ale czy ma Pani odsprzedać papierosa? – raptownie obróciłam się w stronę źródła głosu.
W ciemności widziałam niepozorną postać, zapewne należącą do jakiegoś młodego chłopaka, który błysnął bielą zębów w uwodzicielskim uśmiechu. Chyba był sam. Nieśmiało uśmiechnęłam się odwzajemniając zaczepkę, ale trzęsącą się ręką sięgnęłam do torebki.
– A niech to szlag – wycedziłam przez zęby. – Wie Pan, damska torebka… – próbowałam się tłumaczyć z chaosu wewnątrz torby.
– Spokojnie. Zaczekam, będę wdzięczny za papierosa.
W końcu udało mi się wygrzebać paczkę papierosów.
– Proszę, mnie już nie będą potrzebne – podałam całą paczkę, bo w środku było tylko kilka sztuk.
– Dziękuję, a zapalniczkę Pani ma?
KURWA! Drobne rzeczy w torbie to dramat jeśli chodzi o ich szukanie. Musiałam klęknąć aby postawić torbę na kolanie i zacząć szukać. Chociaż mogłam skłamać, ale chłopak był nawet przystojny i uprzejmy…
– Nawet nie drgnij kotku – usłyszałam ochrypły głos zza pleców, chwilę później na swojej szyi poczułam zimno stalowego ostrza noża. Moje źrenice rozszerzyły się w niemym krzyku rozpaczy.
– Proszę weźcie pieniądze… – wyszeptałam. – W portfelu mam jakieś 300 złotych. Nie róbcie mi krzywdy… – prosiłam podając portfel.
– Nie o pieniądze nam chodzi, a o ciebie – wycedził trzeci głos. Czułam jak po plecach, piersiach i twarzy płyną mi krople zimnego potu.
Dostałam w twarz, a cios był tak mocny, że spowodował utratę kolorów i przeskok obrazu, silny palący skórę ból… to tylko piekące odczucie pokazujące siłę oprawcy. Uderzył mnie ten, który chciał papierosa…
Byłam przerażona, a strach odebrał mi całkowicie odwagę. Ilość adrenaliny spowodowała, że moje ciało było wiotkie niczym szmaciana lalka, nie byłam w stanie się ruszyć.
Bałam się, że właśnie to chcieli osiągnąć, ale nie wiedziałam co chcieli ze mną zrobić. Potraktować przedmiotowo i zaspokoić swoje zwierzęce żądze?
****
– Gdzie ja jestem? O fu… – mruknęłam sama do siebie.
Na dłoniach miałam zaschniętą krew zmieszaną z szarością błota, na nadgarstkach rzucały się w oczy czerwone zagadkowe ślady.
Obudziłam się w kałuży błota na terenie placu zabaw.
– Zimno mi – powiedziałam sama do siebie. Zauważyłam, że ubranie które miałam na sobie jest całe w strzępach. Rozpłakałam się.
Dosłownie wszystko było zniszczone, ołówkowa spódnica rozdarta na szwie i uniesiona nad biodra, koszula podarta, guziki wyszarpane… Namacałam stanik, zadarty nad piersiami, piersi obolałe. Z przerażeniem sięgnęłam między nogi, ze złości popłynęły ponownie łzy mieszając się z błotem i krwią…
Spojrzałam na dłoń, zobaczyłam krew. Syknęłam z bólu, tyłek, cipa… wszystko we krwi. Rajstopy podarte, stringi, które miałam na sobie przecięte zostały czymś ostrym w kroku.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody z kostkami lodu. Dotarło do mnie, że zostałam brutalnie zgwałcona. Skuliłam się, otulając kolana ramionami. Zamknęłam oczy.
Muszę się pozbierać, muszę sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów. Rano zgłoszę to na policję.
Dobrze, a więc jak się tutaj znalazłam?
***
Siarczysty policzek piecze, ale chłodzi go zimno kałuży. Oczy zalane obłędem łez. Dezorientacja. Co się stało? Czuję jak włosy się napinają, jak skóra ciągnie w górę i podnosi twarz z kałuży. Zachłysnęłam się deszczówką. Ze świstem wciągnęłam powietrze, wyplułam piasek z ust… Prawą ręką łapię się za policzek.
****
Trzęsę się jest mi zimno. Próbuję wstać. Moja stabilność psychiczna legła w gruzach. Zostałam zgwałcona. Czuję, że jestem brudna. Muszę wstać! Dotrzeć jakoś do domu i koniecznie się umyć zmywając z siebie ten brud.
****
– Nie moja droga, nie ma tak łatwo – zakpił jeden z nich. – Przecież tego pragniesz w głębi duszy – te słowa przystojniaczek wysapał mi już prosto w ucho, kątem oka widziałam jak lubieżnie oblizuje dolną wargę.
– Jeśli komuś o tym powiesz – zagroził. – Bardzo tego pożałujesz szmato! Rozumiesz to? Twój pracodawca zobaczy wszystko ze szczegółami! – straszył. – Jesteś nikim, zwykłym przedmiotem, którego zaraz będziemy używać! – krzyczał trzeci, obficie opluwając mi twarz. Śmierdziało mu z ust, zapach przypominał zgniłe mięso.
– Gruby. Ty będziesz to nagrywał – powiedział przystojniak, rzucając mu swój telefon – umiesz to obsługiwać?
– Ta. Jasne, że umiem – Rozpoznałam głos gościa, który przystawił mi nóż do gardła.
Pierwszy szok minął. Poczułam napływającą adrenalinę. Szybka analiza sytuacji, nawet się nie zastanawiałam co robię. Zaczęłam się rzucać, drapać… Jednego trafiłam w twarz, a w szale i pragnieniu uwolnienia się od ich brudnych łap, nawet nie wiem którego zraniłam.
– O ty jebana suko. Stawiasz się? – już wiedziałam, który dostał pazurami po twarzy. – Młody! Podaj trytytki.
Co? Co to jest? Fala zimnego strachu przetoczyła się przez moje ciało, chwilę później druzgocąca gorąca fala podniecenia… Nie! Moje ciało mnie zdradza.
Poczułam na nadgarstku nieprzyjemny chropowaty plastik opaski do spinania kabli, wiem jak to działa. Im bardziej będę się szarpać tym bardziej te będą się zaciskać na skórze boleśnie wpijając się w nią i tnąc naskórek.
Zrezygnowałam… bronienie się nie ma już sensu, opór tylko wydłuży to wszystko.
– Dawaj ją tutaj.
– Słuchaj jak będziesz się rzucać, przywiążemy Cię do czegoś. Rozumiesz co do Ciebie mówię?
W ustach miałam kawałek materiału, więc musiałam kiwnąć głową aby potwierdzić, że zrozumiałam.
Nie! Nie chcę! Nie dotykaj mnie! Psychiczny bunt mieszał się z rezygnacją, przerażeniem, poniżeniem, wszystko wirowało przenikając się. Świat wirował! Szarpnęłam się, a plastik wrzynał się w nadgarstki.
– NIE!!! – krzyczałam w szmatę.
****
Wchodzę pod prysznic i odkręcam ciepłą wodę.
Krople boleśnie kąsają poranioną skórę, zmywając ze mnie błoto, krew i poniżenie.
Jest mi lepiej… Zamykam oczy opierając się o ścianę i zmuszam się do powrotu na plac zabaw.
****
Rozglądam się zdezorientowana, skrępowane ręce któryś z nich trzyma mi na plecach. Znów musiałam dostać w twarz, znów musiało mnie zamroczyć…
Czuję, że spódnicę mam podwiniętą nad biodra, jestem oparta brzuchem o tył ławki… w sumie to przewieszona…
– Szerzej nogi – wrzeszczał rozchylając je swoim udem. Poczułam dotyk między pośladkami. Mięśnie napięły się w proteście.
– Nie… Proszę… – wymruczałam błagalnie w szmatę, którą miałam w ustach.
Poczułam ostrze, te same co na początku, ale teraz między udami. Usłyszałam niepokojący dźwięk jaki wydaje darty materiał. Napięty wcześniej pasek moich stringów przechodzący między pośladkami opadł luźno.
– Ale ty masz słodką dupę, aż mi cię szkoda – czułam jak położył swoje ciężką i chropowatą łapę na moim pośladku. Zniżał dotyk, prześlizgiwał się między pośladkami… aż wepchnął we mnie od razu dwa palce.
Szarpnęłam się w bólu, a krzyk stłumiła szmata. Po policzkach popłynęły mi łzy rozpaczy i bezradności.
– Niech to się skończy błagam… – myślałam.
****
Siedziałam skulona pod ścianą, a łzy spływały po policzkach, rozmazujące resztki makijażu, mieszały się z włosami i gorącą wodą… Wodą, która wciąż zmywała ze mnie bród z mojego pohańbionego ciała…
****
Młody złapał mnie jedną ręką za nadgarstki, drugą za włosy i pociągnął za nie. Gruby podszedł od przodu i napluł mi w twarz pieprząc coś o tym jaką suką, kurwą i dziwką jestem… Przestałam ich słuchać… Przestałam walczyć. Starałam się nie odczuwać i nie myśleć o tym co ze mną robią lub zamierzają zrobić… Chciałabym być tą konwalią, która tak intensywnie pachniała na początku parku… Po prostu stać gdzieś z boku i nie odczuwać tego wszystkiego…
Flash aparatu w telefonie, który trzymał w swoich obleśnych łapach Gruby, sprowadził mnie brutalnie do rzeczywistości.
Właśnie jeden z nich rżnął mnie analnie, ból był nie do zniesienia, miałam wrażenie jakbym pękała w środku. Istne piekło na ziemi, a mimo to czułam jak spływa ze mnie wilgoć. Moje ciało mnie zdradzało i to w dodatku w takim momencie gdy ktoś sprawiał mi ból, robiąc to w brew mojej woli.
Czułam jak ręką sięgnął między nogi, wiedziałam co zastanie. Usłyszałam gromki śmiech.
– No ja pierdole. – wydarł się, a jego śmiech niósł się echem po parku. – To ciebie podnieca. No ta kurwa zrobiła się taka mokra! Uwierzycie chłopaki? – w tej chwili boleśnie wyszarpnął swojego fiuta ze mnie, podchodząc z przodu wytarł mój sok w skórę pod nosem.
– Wąchaj – zażądał.
Młody mnie puścił, a moja głowa bezwładnie opadła, a oczy zaszły mgłą i zamknęły się mimowolnie…
mocny chwyt pod kolanem lewej nogi szybko przypomniał mi o rzeczywistości, swoją prawą nogą przesunął mnie, jeszcze bardziej rozkraczając. Drugą ręką złapał za biodro i z wielką siłą wbił się we mnie. Siła pchnięcia spowodowała przechylenie mojego ciała. Uderzyłam mocno policzkiem o ławkę. Zamroczyło mnie.
Jego palce wpijały się bezlitośnie w moją skórę. Szybkość i siła z jaką mnie rżnął powodowała pocieranie mojego policzka o drewniane siedzisko ławki. Jakby papierem ściernym ktoś boleśnie zdzierał z niego naskórek.
****
Sięgnęłam dłonią do policzka, czułam piekący ból, który aż odczuwałam gdzieś w głębi głowy. Wzięłam szlafrok z wieszaka, niepewnie stawiałam bose stopy na zimnej posadzce.
Spojrzałam przelotnie w lustro i zobaczyłam wycieńczoną i rozbitą psychicznie przerażoną kobietę.
Poszłam do salonu, zasłoniłam okno roletą, sprawdziłam czy drzwi wejściowe są zamknięte i usiadłam na kanapie podkulając nogi i okrywając się kocem… Zasnęłam.
***
– Pamiętaj głupia szmato. Jeśli komuś powiesz to zniszczymy cię. Nagranie i zdjęcia trafią do Twoich znajomych z facebooka, do Twojego szefa… Wszędzie! Nie będziesz miała życia – groził Gruby.
– A jeszcze jedno, ja nie palę. Ale tobie przydadzą się papierosy później.
– To co chłopaki? Spadamy?
Jezu myślałam, że już nie skończą – jakby czas się zatrzymał…
****
Chyba przespałam ciągiem cały weekend, wstając jedynie w niedzielę popołudniu, żeby coś zjeść, ale szczerze mówiąc nie koniecznie miałam na to ochotę.
****
– No i tak jak chciałaś, użyliśmy sztucznej…
– No i świetnie, ale nie odzywała się, więc nie wiem nic…
– Całość zajęła nam może z 30-35 minut.
Usłyszałam z korytarza znajomy głos, głos tego młodego przystojnego chłopaka z parku… Pobladłam, zerwałam się z krzesła od komputera, odrywając się od pieprzonego tygodnika dla głupich nastolatek. Ostrożnie wyjrzałam z pokoju.
W holu stał kurier i rozmawiał z moją przyjaciółką.
– Ale krzywdy jej nie zrobiliście?
– Ma pewnie kilka siniaków, reszta jej ciału się podobała. Obserwowałem ją później. Była bezpieczna tak jak ustaliliśmy.
– Cieszę się. Podziękuj chłopakom. Pogadam z nią później.
Osunęłam się zszokowana po ścianie. Faktycznie okazało się, że nic wielkiego mi nie było, chociaż mogło wyglądać poważnie na pierwszy rzut oka. Tylko ona znała moją fantazję. Sięgnęłam po telefon z biurka. Szybkim ruchem odblokowałam dostęp do mojego smatfona. Wybrałam z menu wiadomości sms.
– Jesteś podła… Dziękuję – napisałam.
– Nie ma za co : ) – dostałam w odpowiedzi.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  

nauczę cię uległości

Kobieta siedziała wygodnie w fotelu przed komputerem popijając gorącą herbatę gdy w jej głowie pojawił się dość głupi pomysł, ale zanim swoją myśl zmieniła w czyn jeszcze przez chwilę patrzyła beznamiętnie jak za oknem prószy śnieg… Zima. Nie lubiła zimy.
– W sumie… Dawno już nie rozmawiałam z żadnym – pomyślała i otworzyła nową kartę w przeglądarce. Wystarczyło wpisać dwie pierwsze literki, a adres czatu sam się uzupełnił. Nigdy nie korzystała z trybu prywatnego. Niczego nie ukrywała. Nie miała powodów.
– Jakiego by tutaj dać nicka – zastanawiała się. – Coś prowokacyjnego, a może naucz.mnie.uległości – była przekonana, że taki nick z pewnością przyciągnie chmarę mało zorientowanych lub uważających się za jedynie prawdziwych dominujących.
Niby jakoś niespecjalnie była przekonana do takich miejsc względem prawdopodobieństwa spotkania kogoś, kto by się faktycznie nadawał. Miała wrażenie, że większość jak nie wszyscy z nich, mylą uległość z łatwym seksem. Ona jednak miała znacznie inne postrzeganie i lubiła dyskutować na ten temat z potencjalnie myślącymi rozmówcami, którym wydawało się, że są dominujący. Czasami nawet sprawiała, że ów potencjalny okropny sadysta zmieniał całkowicie styl wypowiedzi stając się potulnym barankiem. Cholernie ją to bawiło.

****
Sięgnęłam po kubek. Herbata była już zaledwie ciepła, a to oznaczało, że czas zrobić drugą. Wstałam więc lekko zniesmaczona faktem, że nie było nikogo kto by mógł zrobić to za mnie. Cóż takie życie.
Wstawiłam wodę zakładając gwizdek na dzióbek czerwonego czajnika i spokojnie zapaliłam papierosa czekając na zagotowanie się wody.
Gdy wróciłam do komputera zastałam masę otwartych okienek.
– Hi – pisał Pan_Witek.
– Siemka – napisał mam_duzego_fiuta.
– Ja cie naucze uleglosci! – w pierwszej kolejności pomyślałam sobie – Taaaa jasne, przez kabelek, a w drugiej zamknęłam okienko priwa.
– Dajesz dupy in real? – pytał jakiś bliżej nieokreślony byt internetowy. Aż mi się go szkoda zrobiło. Jakiś inny proponował mi 3 tysiące złotych za seks z psem. Jeszcze inny pytał czy jestem płodna, bo on jest zainteresowany seksem bez zabezpieczeń z opcją zapłodnienia. Oh jaki łaskawy, chciałby dać mi dzidziusia. Mawiają, że idioci się nie sieją, a sami się rodzą… Jak bardzo naiwnym trzeba być by zgodzić się na taki seks z przygodnym partnerem? Ue to nie dla mnie, cenie swoje zdrowie.
I tak przyszło mi powoli wątpić w internetowe środowisko. Zamknąwszy wszystkie okienka już miałam ochotę zamknąć i zakładkę czatu gdy ponownie otworzyło się okno rozmowy.
– Witaj. Twój nick aż się prosi o to by Cię zaczepić. Zapewne i tak masz sporo amantów. Pytanie tylko jakiej „jakości”? – spojrzałam na nicka. Kompletnie nic niemówiące mi słowo. Nie kojarzące się z klimatem. – A co mi tam – pomyślałam – odpowiem mu.
Mężczyzna szybko wywnioskował w trakcie rozmowy ze mną, że to co napisałam w nicku nie pokrywa się z tym co i jak pisałam. Stwierdził, że zbyt „wiele wiem”, a już po chwili odważnie stwierdził, że styl moich wypowiedzi wskazywałby na to, że nie koniecznie trzeba mnie uczyć i że już mogę przestać szukać. Popatrzyłam na jego wypowiedź i pomyślałam, że przecież tego nie da się nauczyć najwyżej można wydobyć… ale nie da się nauczyć. Jak pomyślałam tak też napisałam dodając odrobinę emocji. Czekałam na agresję z jego strony, miałam wręcz ochotę wyprowadzić go z równowagi.
– Jesteś moja.
W ułamku chwili przeszył mnie dreszcz, a moje ciało zadrżało. Chwila. Co się w zasadzie stało? Nigdy nie reagowałam na takie słowa chyba, że były wyszeptane wprost do mojego ucha. W mgnieniu oka poczułam pragnienie bycia jego. Aż głupio się przyznać… że niby co? Tak przez światłowody?
– Taaaa, oczywiście masz rację! Czy już mam klęczeć i lizać monitor? Pozwolisz mi podłożyć pod kolana poduszeczkę? – odpisałam po krótkim namyśle.
– Spotkanie się z Tobą będzie intrygujące. Będzie wyzwaniem i dla mnie i dla Ciebie.
– Dlaczego wyzwanie?
Zaczynało być niebezpiecznie, bo mój rozmówca zaczął mnie intrygować. Mrowiła mnie skóra na całym ciele. Czułam jak mnie przyciągał. Mimo, że w sumie poza tymi dwoma słowami innych sztuczek nie zauważyłam. Miałam świadomość, że jeśli będę z nim dalej rozmawiała mogłabym chcieć się z nim spotkać. Jednak wbrew rozsądkowi, który mi mówił – uciekaj, póki masz czas! – nie potrafiłam zamknąć okna przeglądarki. Nie chciałam.
Wyczuwałam w nim siłę, której szukałam i potrzebowałam. Mimo, że sama rozmowa przebiegała raczej w formie przepychanki słownej byłam pewna, że to jest mężczyzna, który rozumie moje potrzeby i zna moje upodobania. Po prostu je wyczuwa. Zastanawiałam się czy… a nie, to nie ważne.
Spojrzałam na zegarek.
– O cholera, ale późno. Muszę zająć się obiadem. Bardzo dziękuję Ci za rozmowę i za czas jaki mi poświęciłeś.
– Nie uciekniesz mi – napisał, a chwilę później podał adres mailowy i zażądał abym napisała do niego maila w przeciągu godziny.
– W innym wypadku – zapewniał – stracisz coś, co może okazać się dla Ciebie cenne – i wyszedł z czatu.
****
– Cholera. Cholera jasna! – krzyknęła kobieta łupiąc pięścią w blat, a echo niosło jej głos po ścianach pustego mieszkania na tyle głośno, że obudziła kota, który swoje oburzenie okazał przeraźliwym miauknięciem.
– To zdecydowanie nie był dobry pomysł – powiedziała sama do siebie. – Z tego wynikną tylko kłopoty. Siedziała patrząc na monitor zastanawiała się co mogłaby zyskać, a co stracić. Tysiące powodów za napisaniem maila i miliony przeciw. W końcu weszła na pocztę. Zalogowała się. Kliknęła „utwórz nową wiadomość”…
– Wiem, że mogę tego żałować. Wiem też, że mogłabym żałować tego, że nic nie zrobiłam… – wpisała w treści maila. Dodała adres i nacisnęła wyślij. Kobieta spojrzała w stronę okna i zamyśliła się patrząc na padające płatki śniegu… Zima. Nie lubiła zimy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz