ozolagnia czyli o tym jak zapach pobudza zmysły
Z dedykacją dla strasznie upartego i niecierpliwego Łukasza
To był jeden z tych długich zimowych wieczorów kiedy to dziewczyny łapią się za kubek gorącej czekolady albo za kakao, biorą książkę do ręki i owijają szczelnie kocykowym kokonem zatracając się w kolejnej ckliwej historii z happy endem. Natomiast faceci siadają do kolejnej strzelanki albo sięgają po coś strategicznego odcinając się zupełnie od realnego świata.
Ich układ był prosty. Ona raz czy dwa razy w miesiącu przyjeżdżała w odwiedziny do jego małego mieszkanka na obrzeżach miasta. Cicha i w większości zamieszkała przez starsze osoby, okolica nie sprzyjała zdecydowanie głośniejszym zabawom. Jednak jego Ukochana miała już poukładane życie z równie poukładanym mężem, a spotykanie się z Nią bliżej centrum niosło za sobą dość duże ryzyko, że sprawa by wyszła na jaw, a Ona sama miałaby pewnie nieprzyjemności z tego powodu.
Nie chciał tego, zasady były banalnie proste, a że w sumie i tak nie przepadał za ostrymi formami zabaw to miejsce spotkań nie miało większego znaczenia. Nawet można by powiedzieć, że jego własne terytorium sprawiało, że czuł się bezpieczniej.
Był specyficzną osobą, nie był masochistą w szerokim znaczeniu tego słowa chociaż zdecydowanie był fetyszystą. Mimo, że jeszcze nie do końca znał wszystkie zakamarki swoich upodobań, tak jak i nie znał wszystkich swoich odchyleń od przysłowiowej normy… Jedno trzeba mu przyznać – był bardzo otwarty na wszelkiego rodzaju eksperymenty czy nowości i dość szybko akceptował nowe fetysze lub bodźce, które sprawiały, że osiągał wysokie podniecenie, a czasami nawet i spełnienie.
Nie chciał tego, zasady były banalnie proste, a że w sumie i tak nie przepadał za ostrymi formami zabaw to miejsce spotkań nie miało większego znaczenia. Nawet można by powiedzieć, że jego własne terytorium sprawiało, że czuł się bezpieczniej.
Był specyficzną osobą, nie był masochistą w szerokim znaczeniu tego słowa chociaż zdecydowanie był fetyszystą. Mimo, że jeszcze nie do końca znał wszystkie zakamarki swoich upodobań, tak jak i nie znał wszystkich swoich odchyleń od przysłowiowej normy… Jedno trzeba mu przyznać – był bardzo otwarty na wszelkiego rodzaju eksperymenty czy nowości i dość szybko akceptował nowe fetysze lub bodźce, które sprawiały, że osiągał wysokie podniecenie, a czasami nawet i spełnienie.
****
W zamku zgrzytnął klucz. Cicho skrzypnęły drzwi wejściowe.
– Hej, jestem w kuchni. Masz może ochotę na coś ciepłego do picia?
– Cześć. Tak, najchętniej kawę z mlekiem.
– Nie za późno na kawę?
Kobieta nieco zdziwiona spojrzała na mężczyznę, który pod Jej wzrokiem zauważalnie się skurczył.
– Czy masz życzenie podyskutować ze mną na temat mojego wyboru cieczy, którą zamierzam wypić przed tym kiedy zacznę się tobą bawić? – Jej spojrzenie mówiło wiele. Stała oparta o framugę drzwi do kuchni. U Jej stóp leżała torba podróżna, ale jakaś większa niż zazwyczaj.
– Jedziesz gdzieś? – zapytał, starając się szybko zmienić temat.
– Nie. Dopiero wróciłam. Z dziewczynami byłam na zatowarowaniu sklepu. Zaczęłyśmy wczoraj, a do 12 musiałyśmy skończyć. Bo o tej porze otwierali galerię. Jestem wycieńczona… Brudna, śmierdząca i zapewne klejąca – mężczyzna się oblizał lubieżnie. Zalewał właśnie wrzątkiem kawę dla swojej Pani. – Pomyślałam, że spędzę u ciebie cała noc – zadrżał. Nie trafił strumieniem wrzącej wody do kubka. – Ale wpierw się wykąpię – zamarł w bezruchu. Ta myśl… To coś nowego. Coś co mógłby właśnie… Ona jak zwykle uważnie obserwowała jego reakcje i nic nie uszło Jej uwadze.
Wydawało mu się, że to cała wieczność. Bił się z myślami, serce mu waliło. Czy miałby na tyle odwagi aby poprosić o to by…
– proszę, nie kąp się – wyszeptał płonąc rumieńcem.
– Hej, jestem w kuchni. Masz może ochotę na coś ciepłego do picia?
– Cześć. Tak, najchętniej kawę z mlekiem.
– Nie za późno na kawę?
Kobieta nieco zdziwiona spojrzała na mężczyznę, który pod Jej wzrokiem zauważalnie się skurczył.
– Czy masz życzenie podyskutować ze mną na temat mojego wyboru cieczy, którą zamierzam wypić przed tym kiedy zacznę się tobą bawić? – Jej spojrzenie mówiło wiele. Stała oparta o framugę drzwi do kuchni. U Jej stóp leżała torba podróżna, ale jakaś większa niż zazwyczaj.
– Jedziesz gdzieś? – zapytał, starając się szybko zmienić temat.
– Nie. Dopiero wróciłam. Z dziewczynami byłam na zatowarowaniu sklepu. Zaczęłyśmy wczoraj, a do 12 musiałyśmy skończyć. Bo o tej porze otwierali galerię. Jestem wycieńczona… Brudna, śmierdząca i zapewne klejąca – mężczyzna się oblizał lubieżnie. Zalewał właśnie wrzątkiem kawę dla swojej Pani. – Pomyślałam, że spędzę u ciebie cała noc – zadrżał. Nie trafił strumieniem wrzącej wody do kubka. – Ale wpierw się wykąpię – zamarł w bezruchu. Ta myśl… To coś nowego. Coś co mógłby właśnie… Ona jak zwykle uważnie obserwowała jego reakcje i nic nie uszło Jej uwadze.
Wydawało mu się, że to cała wieczność. Bił się z myślami, serce mu waliło. Czy miałby na tyle odwagi aby poprosić o to by…
– proszę, nie kąp się – wyszeptał płonąc rumieńcem.
Kobieta uwodzicielskim krokiem podeszła do krzesła odsuwając je od stołu. Obróciła je oparciem w stronę mężczyzny i usiadła okrakiem. Przeciągnęła dłonią po skórze buta.
– Jak ci się podobają moje nowe kozaki?
– Bardzo – wyszeptał głośno przełykając ślinę. Cholewka ściśle przylegała do nogi. – Chociaż mogłyby być dłuższe, takie za kolano – kobieta się uśmiechnęła.
– Wiesz jak ciężko się prowadzi samochód w kozakach z cholewką powyżej kolana? Zakładając że robisz trasę na blisko 300 kilometrów to dość upierdliwe.
Mężczyzna wpatrywał się w rozłożone nogi kobiety. Jej czarne spodnie przypominały leginsy, ale nie był tego pewien. Jej biała koszula i marynarka sprawiały, że wyglądała trochę jak nauczycielka w szkole. Elegancko i formalnie… Budziła respekt samym strojem.
– Długo będziesz mieszał mi tę kawę?
Właśnie się zorientował, że na zbyt długo oddał się swym perwersyjnym myślom zamiast zająć się swym Gościem.
– Jak ci się podobają moje nowe kozaki?
– Bardzo – wyszeptał głośno przełykając ślinę. Cholewka ściśle przylegała do nogi. – Chociaż mogłyby być dłuższe, takie za kolano – kobieta się uśmiechnęła.
– Wiesz jak ciężko się prowadzi samochód w kozakach z cholewką powyżej kolana? Zakładając że robisz trasę na blisko 300 kilometrów to dość upierdliwe.
Mężczyzna wpatrywał się w rozłożone nogi kobiety. Jej czarne spodnie przypominały leginsy, ale nie był tego pewien. Jej biała koszula i marynarka sprawiały, że wyglądała trochę jak nauczycielka w szkole. Elegancko i formalnie… Budziła respekt samym strojem.
– Długo będziesz mieszał mi tę kawę?
Właśnie się zorientował, że na zbyt długo oddał się swym perwersyjnym myślom zamiast zająć się swym Gościem.
Kobieta wstała z krzesła i skierowała się w stronę mężczyzny. Położyła dłoń na jego ramieniu, a on nie stawiając oporu, zupełnie instynktownie mimo braku jakiegokolwiek nacisku z Jej strony, po prostu przed Nią klęknął. Czuł jej intensywny zapach już z odległości tych pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu centymetrów. Zapach całego dnia. Mieszaninę zmęczenia, kurzu i intymności.
Złapała go za tył głowy i wcisnęła jego twarz między swoje uda.
– Podoba Ci się taki zapach? Podoba Ci się świadomość, że nie miałam czasu się wykąpać? Podoba Ci się zapach potu zmieszany z intymnością? – zadrżał po ostatnim zdaniu. Kobieta nagle odepchnęła go od siebie. – Boże z kim ja się zadaję! Jesteś tak zboczoną świnią, że aż brakuje mi słów aby opisać twoje perwersyjne upodobania – mężczyzna spuścił wzrok, wbijając go w lekko ubłocone kozaki, czuł się zawstydzony i poniżony. Znów zadrżał myśląc o zapachu nóg po tylu godzinach ciężkiej pracy.
Złapała go za tył głowy i wcisnęła jego twarz między swoje uda.
– Podoba Ci się taki zapach? Podoba Ci się świadomość, że nie miałam czasu się wykąpać? Podoba Ci się zapach potu zmieszany z intymnością? – zadrżał po ostatnim zdaniu. Kobieta nagle odepchnęła go od siebie. – Boże z kim ja się zadaję! Jesteś tak zboczoną świnią, że aż brakuje mi słów aby opisać twoje perwersyjne upodobania – mężczyzna spuścił wzrok, wbijając go w lekko ubłocone kozaki, czuł się zawstydzony i poniżony. Znów zadrżał myśląc o zapachu nóg po tylu godzinach ciężkiej pracy.
– Podejdź – powiedziała siadając na krześle. – Ściągnij mi buty – mężczyzna już wyciągał swoje ręce w kierunku suwaka prawego buta… – Suwaki rozepnij ustami – kolejny raz zadrżał słysząc takie słowa w połączeniu z nieuzmysłowionymi jeszcze pragnieniami czucia zapachu Jej stóp. Kolejny raz był wdzięczny losowi za to, że ich drogi się połączyły. Tak dużo mu pokazywała, tak dużo się od Niej nauczył. Trochę żałował, że nie jest jego żoną.
Chwycił wargami zimną i metalową część suwaka wciągając przy tym jak najwięcej powietrza nosem, delektując się intensywnością zapachu skóry buta zmieszanego z delikatnie pikantnym zapachem potu. Czuł, że go to pobudza, a sam zapach jak i świadomość nieświeżości w ogóle go nie odrzuca, a wbrew przeciwnie jeszcze bardziej go nakręca.
Kobieta wyswobodziwszy jedną stopę z kozaka uniosła ją.
– Liż, wiesz jak to lubię – mężczyzna zawahał się, ale już po chwili czuł również i intensywny smak Jej skóry.
Kobieta wyswobodziwszy jedną stopę z kozaka uniosła ją.
– Liż, wiesz jak to lubię – mężczyzna zawahał się, ale już po chwili czuł również i intensywny smak Jej skóry.
Zabawa szybko przeniosła się do pokoju. Ona już boso i bez spodni jedynie w białej rozchełstanej koszuli siadała właśnie okrakiem na jego twarzy.
– Zboczeniec! Perwers! – wykrzykiwała rytmicznie pocierając krokiem o jego twarz.
Kobieta zmieniła nieco pozycję odchylając się odrobinę tak by przy okazji nie stracić równowagi, ale aby tylna część jej ciała była centralnie nad jego ustami.
– Wyliż mi rowek – zażądała i już po chwili czuła ciepłą wilgoć między swoimi pośladkami. Szybko jednak porzuciła ten pomysł. Odwróciła się tak by widzieć jego nogi. Wypięła się żeby sięgał językiem do obu bram rozkoszy.
– Zboczeniec! Perwers! – wykrzykiwała rytmicznie pocierając krokiem o jego twarz.
Kobieta zmieniła nieco pozycję odchylając się odrobinę tak by przy okazji nie stracić równowagi, ale aby tylna część jej ciała była centralnie nad jego ustami.
– Wyliż mi rowek – zażądała i już po chwili czuła ciepłą wilgoć między swoimi pośladkami. Szybko jednak porzuciła ten pomysł. Odwróciła się tak by widzieć jego nogi. Wypięła się żeby sięgał językiem do obu bram rozkoszy.
– Zawsze chciałam to zrobić – powiedziała, a chwilę później pierdnęła tak głośno, że nie powstydziłby się tego żaden facet.
ziarenka
Jak wiele jest rzeczy, których pragniemy podświadomie? Wiele, mnóstwo, mrowie. Jak wiele z nich nas przerażają? Kilka… Ile punktów z naszej listy pragnień przerastają nasze możliwości? Nie wiem, ale dowiem się jeśli pozwolisz mi spróbować. Dopiero wtedy będę wiedziała czy do danego marzenia dorosłam na tyle, by stawić czoło własnym lękom, by zrobić krok dalej… Dopiero wtedy przekonam się jak wiele siły to wymaga, jak wiele odwagi, jak ogromną ilością zaufania musiałabym obdarzyć Ciebie…
Fantazje są jak ziarenka. Kiełkują w Tobie, we mnie, w nas. Umiejętnie pielęgnowane rozwijają się, zakwitają głębokim pragnieniem, a gdy nadchodzi odpowiedni czas dojrzewają. Rodzi się wtedy piękny owoc – nagroda, spełnieniem zwana.
Ty znasz moje ziarenka, to jedno, szczególne, na którego samą myśl wilgotniałam, na którego wspomnienie sztywniałam, które oplatało mnie sieci strachem… Lina, las i ból. Unieruchomienie i odczuwanie bólu było dla mnie czymś bardzo trudnym, utrata możliwości reagowania napełniała mnie trwogą, lękiem, a nawet paniką. Wiedziałaś o tym… Tyle razy próbowałyśmy… Tyle razy musiałyśmy przerwać. Zawsze wtedy byłam na siebie zła. Nie dlatego, że się poddałam, ale dlatego, że chciałam to przeżyć, a nie potrafiłam opanować swojego lęku. W pewnym momencie przestałam upierać się, że kiedyś musi się udać, zaakceptowałam fakt, że aby ból był przyjemny nie mogę być unieruchomiona w żaden sposób. Przestałam o tym myśleć w kategoriach „może kiedyś”, zaczęłam natomiast postrzegać moją największą fantazję jako coś poza granicami mojej wytrzymałości i możliwości.
****
Nakręcona chodziłam od wczoraj, a zapach lasu, trawy i lekki ciepły wiatr muskający skórę, nakręcał mnie jeszcze bardziej. Widok dzień wcześniej oskubanych patyków, doprowadzał krew w żyłach do wrzenia.
Jak zwykle mój wzrok, mowa ciała i pewnie kilka innych szczegółów mówiło „tak, weź, zbij, zadaj mi ból, błagam”. Przestałam kontrolować te reakcje w Jej towarzystwie, bo obie stawiamy na impuls chwili…
– Ale cię zwiążę – powiedziała.
Nie mam pojęcia jak wyglądała moja reakcja, ale pewna jestem tego co poczułam. Wielkie ciepło wlało się w moje ciało, zalało kręgosłup aż się wyprostowałam. Moje oczy pewnie zrobiły się duże i błyszczące. Chciałam… I po raz pierwszy przy tej propozycji nie poczułam przerażenia.
Szybko i zwinnie oplotła moje nadgarstki zieloną liną, patrzyłam jak przekłada linę, byłam spokojna.
Lekkie uczucie strachu poczułam w chwili gdy dłonie uniosły się nad głowę.
– Boję się – szepnęłam.
Jej oczy błyszczały, musnęła mnie dłonią po pośladku. Uspokoiłam się. Pozycja przypominała tę z małych kroków, gdy uwiązała dla mnie pętlę bym mogła wsunąć w nią dłonie i się złapać. Wtedy miałam możliwość uwolnienia się, teraz nie.
Machnęła brzozą gdzieś za mną, świst wywołał reakcję, taką typową dla mnie. Już drżałam, już płonęłam pragnieniem. Pierwszy raz nie pomyślałam o zderzeniu fantazji z rzeczywistością i o tym, że nie mam jak uciec. Pierwszy raz… Do tego potrzebne jest innego rodzaju zaufanie, zupełnie inne porozumienie, inne myśli…
Pierwsze sztuki były delikatne, badała reakcje, a ja mogłam się oswoić z sytuacją, którą znam, ale na innych warunkach. Kolejne razy już niosły ze sobą fale kojącej wody.
Jak zwykle mój wzrok, mowa ciała i pewnie kilka innych szczegółów mówiło „tak, weź, zbij, zadaj mi ból, błagam”. Przestałam kontrolować te reakcje w Jej towarzystwie, bo obie stawiamy na impuls chwili…
– Ale cię zwiążę – powiedziała.
Nie mam pojęcia jak wyglądała moja reakcja, ale pewna jestem tego co poczułam. Wielkie ciepło wlało się w moje ciało, zalało kręgosłup aż się wyprostowałam. Moje oczy pewnie zrobiły się duże i błyszczące. Chciałam… I po raz pierwszy przy tej propozycji nie poczułam przerażenia.
Szybko i zwinnie oplotła moje nadgarstki zieloną liną, patrzyłam jak przekłada linę, byłam spokojna.
Lekkie uczucie strachu poczułam w chwili gdy dłonie uniosły się nad głowę.
– Boję się – szepnęłam.
Jej oczy błyszczały, musnęła mnie dłonią po pośladku. Uspokoiłam się. Pozycja przypominała tę z małych kroków, gdy uwiązała dla mnie pętlę bym mogła wsunąć w nią dłonie i się złapać. Wtedy miałam możliwość uwolnienia się, teraz nie.
Machnęła brzozą gdzieś za mną, świst wywołał reakcję, taką typową dla mnie. Już drżałam, już płonęłam pragnieniem. Pierwszy raz nie pomyślałam o zderzeniu fantazji z rzeczywistością i o tym, że nie mam jak uciec. Pierwszy raz… Do tego potrzebne jest innego rodzaju zaufanie, zupełnie inne porozumienie, inne myśli…
Pierwsze sztuki były delikatne, badała reakcje, a ja mogłam się oswoić z sytuacją, którą znam, ale na innych warunkach. Kolejne razy już niosły ze sobą fale kojącej wody.
Przeżyłam.
Dojrzałam.
Zrobiłyśmy krok dalej.
Dojrzałam.
Zrobiłyśmy krok dalej.
P.S.
Plamki, plamki, nasze plamki. am dość specyficzne upodobania
Plamki, plamki, nasze plamki. am dość specyficzne upodobania
piórka »
o empatii słów kilka
Ostatnimi czasy, odbija mi z lekka,
Ale nie aż tak co by odpadła mi jakaś klepka.
I pomimo tej klepki ruchomej
Jak i również mimo tej sporej niewiadomej,
Postanowiłam moi mili,
Opowiedzieć wam skutki pewnej chwili
Ale nie aż tak co by odpadła mi jakaś klepka.
I pomimo tej klepki ruchomej
Jak i również mimo tej sporej niewiadomej,
Postanowiłam moi mili,
Opowiedzieć wam skutki pewnej chwili
Bajka będzie rymowana
A myślałam nad nią już od rana
Muszę Was ostrzec lojalnie,
Mysz i tak dostanie za to lanie.
A myślałam nad nią już od rana
Muszę Was ostrzec lojalnie,
Mysz i tak dostanie za to lanie.
Za górami, za lasami
Gdzie jeszcze dachy pokrywa się azbestami,
Właśnie w tej wielkomiejskiej dżungli,
gdzie ponoć Chińczycy robią zupę z kundli…
Mieszkał sobie smok, taki myśliwy
I przeszkadzał mu miejski smog, a i był pamiętliwy
Gdzie jeszcze dachy pokrywa się azbestami,
Właśnie w tej wielkomiejskiej dżungli,
gdzie ponoć Chińczycy robią zupę z kundli…
Mieszkał sobie smok, taki myśliwy
I przeszkadzał mu miejski smog, a i był pamiętliwy
Otóż rzecz się działa nie tak dawno
I zrobiono komuś, coś prawie „jawno”
Pewna mysz w gości przyjechała
Minęła furtkę, już biegła, mijała kwiatków zalążki
Ale nie zauważyła zielonej wstążki…
I zrobiono komuś, coś prawie „jawno”
Pewna mysz w gości przyjechała
Minęła furtkę, już biegła, mijała kwiatków zalążki
Ale nie zauważyła zielonej wstążki…
I rypnęła mysz jak długa
Już myślała, że się uda.
A tu dziwy! Związana leży
Szamocze się i pyta – kuda, kuda?
Już myślała, że się uda.
A tu dziwy! Związana leży
Szamocze się i pyta – kuda, kuda?
– Na łono natury, do dzikich zwierzy
Mysz szlocha, uszom nie wierzy.
Jeż już swe ząbki szczerzy
Królik zaciera łapki – My są koneserzy!
Mysz szlocha, uszom nie wierzy.
Jeż już swe ząbki szczerzy
Królik zaciera łapki – My są koneserzy!
Porwaną mysz do palika przywiązali
Już znosili chrust i w stos układali
W te pędy jeż zaciera łapki, już ostrzy patyk
– Będziesz się brachu piekł – powiedział jak lunatyk
Już znosili chrust i w stos układali
W te pędy jeż zaciera łapki, już ostrzy patyk
– Będziesz się brachu piekł – powiedział jak lunatyk
Już królik z widłami stoi,
Już za chwilę smok nerwy ukoi,
Już jeż jabłko na patyk nabija
A mysz wrzeszczy – bo mnie królik poprzebija!
Już za chwilę smok nerwy ukoi,
Już jeż jabłko na patyk nabija
A mysz wrzeszczy – bo mnie królik poprzebija!
Cała trójka gromkim śmiechem rykła
Jeż jabłkiem zatkał myszce ryjka
Smok zieje gniewnie ogniem, mysz chce schronienia
– A teraz słuchaj co mamy do powiedzenia
Jeż jabłkiem zatkał myszce ryjka
Smok zieje gniewnie ogniem, mysz chce schronienia
– A teraz słuchaj co mamy do powiedzenia
– Za twe winy w całokształcie
– Za twe nie przemyślane słowa
Królik krzyczy – smoła, słoma
– Bo nie masz ty wyczucia w żarcie
– Za twe nie przemyślane słowa
Królik krzyczy – smoła, słoma
– Bo nie masz ty wyczucia w żarcie
– Ani w towarzystwie obycia
– Tolerowaliśmy twe nadużycia
– Ale koniec, współczuję ci bracie
– Smok już U KA RA CIĘ
– Tolerowaliśmy twe nadużycia
– Ale koniec, współczuję ci bracie
– Smok już U KA RA CIĘ
– Pamiętaj o tym zawsze
– By nie robić innym tego
– żebyś kiedyś sam nie czuł czegoś bagnistego
– Bo nawet niewinne żarty
– Mogą sprawić, że ktoś będzie miał nos utarty
– Bo luźno rzucone słowa mogą boleć…
– I to wcale nie na żarty…
– By nie robić innym tego
– żebyś kiedyś sam nie czuł czegoś bagnistego
– Bo nawet niewinne żarty
– Mogą sprawić, że ktoś będzie miał nos utarty
– Bo luźno rzucone słowa mogą boleć…
– I to wcale nie na żarty…
Bajka choć nie powala na kolana
Powinna być każdemu znana
Bo czasem słowa bolą bardziej od uderzenia…
Siniak zniknie, a niepotrzebne słowa przysparzają nam cierpienia.
Powinna być każdemu znana
Bo czasem słowa bolą bardziej od uderzenia…
Siniak zniknie, a niepotrzebne słowa przysparzają nam cierpienia.
Morał z tej bajki jest taki:
Najpierw pomyśl, zanim zaczniesz tworzyć bajki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz