2017/02/01

Kielce. Zamordowane dzieci i ciężko ranna matka

   
              Szokujące sceny w Kielcach. W jednym z mieszkań przy ulicy Daszyńskiego 43-letni mężczyzna odnalazł zwłoki dwójki dzieci i ciężko ranną 41-letnią kobietę. Jak dowiedział się Fakt24, mężczyzna był mężem rannej kobiety, a ofiary to jego dzieci. Udało nam się ustalić, że mieszkanie było zamknięte od środka. Policja nie udziela na razie informacji o udziale osób trzecich w zdarzeniu.

- Około godziny 16.00 43-letni mężczyzna wszedł do mieszkania i natknął się na zwłoki 5-letniego chłopca i 15-letniej dziewczyny. W lokalu była też ciężko ranna 41-letnia kobieta - powiedział w rozmowie z Fakt24 aspirant Mariusz Bednarski ze świętokrzyskiej policji.
Bednarski potwierdza, że mieszkanie było zamknięte od środka. Na miejscu zdarzenia do późnych godzin nocnych pracowali policjanci, technicy i przedstawiciele prokuratury. Początkowo nie informowano o szczegółach sprawy. Wiadomo było jedynie, że 41-letnia kobieta miała rany cięte. - Jej stan jest ciężki, ale stabilny - poinformował Fakt24.pl w środę 1 lutego rano Daniel Prokopowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach. Na ciałach dzieci kobiety stwierdzono natomiast rany kłute.
Jak poinformował nas rzecznik prokuratury, rodzina pochodziła z Wrocławia, a do Kielc małżeństwo prawdopodobnie architektów przyjechało za pracą kilka lat temu. Mieszkanie w nowych blokach na os. Świętokrzyskim wynajmowali.
43-letni mężczyzna, który odkrył ciała dzieci w domu, trafił pod opiekę psychologa. Dziś ma zostać przeprowadzona sekcja zwłok jego syna i córki. Jej wyniki będą znane najprawdopodobniej wieczorem.
Śledczy wstępnie wykluczyli udział osób spoza rodziny. Najbardziej prawdopodobną wersją wydarzeń braną pod uwagę przez prokuraturę jest ta, że do zabójstwa doszło w kręgu tych trzech osób, które znaleziono w mieszkaniu na os. Świętokrzyskim. Śledczy sprawdzają jednak także wszystkie inne możliwe wersje. Obecnie trwają przesłuchania świadków, zabezpieczono też obszerny zapis z osiedlowego monitoringu. W sprawie na razie nikogo nie zatrzymano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz